Nie sądźmy, abyśmy nie byli sądzeni. Staram się nie osądzać ludzi w sprawach, w których nie znam całej prawdy. Tylko cała prawda jest prawdą. Półprawda jest kłamstwem. Prawda z dodatkiem kłamstwa jest także kłamstwem. Powstrzymanie się od ferowania pochopnych wyroków jest tym większą umiejętnością, im głośniejsza i sprawniejsza potrafi być tuba propagandy. Propagandy czy informacji? A gdzie jest granica między tymi dwoma stanami?
Choć osobiście w winę o. Hejmy nie wierzę i wyroków w takich przypadkach nie wydaję, to jednak analizuję i wyciągam wnioski.
W natłoku komentarzy i opinii umyka istotny aspekt tzw. sprawy o. Hejmy. Uboczny, ale niezwykle ważny, tak ważny, jakby komuś właśnie na tym zależało. Otóż od pontyfikatu Ojca Świętego Jana Pawła II rozpoczęła się nowa epoka obecności Polaków w Rzymie i w Watykanie. Dzięki upadkowi totalitarnego systemu komunistycznego zwykły, szary Polak zyskał możliwość wyjazdu poza granice Polski, bez wypełniania dziesiątków stron formularzy, bez udowadniania, że posiada krewnych za granicą (trochę wcześniej było to nawet niebezpieczne), bez udokumentowania zaproszenia (kto to dzisiaj pamięta?). Paszport ma w domu i w każdej chwili, jeśli ma na to pieniądze, może wyjechać. W wielkiej liczbie wyjeżdżających znaczącą część stanowią pielgrzymi do Rzymu i wielu innych włoskich sanktuariów. Jadą, przyznajmy, powodowani różnymi pobudkami, nie zawsze tymi wielce wzniosłymi. Są wśród nich nie do końca przekonani, są tylko ciekawi, są ci, którzy jedynie towarzyszą innym.
Poza tymi, w których dojrzały już ziarna prawdy, są przecież ludzie, którzy potrzebują pewnych elementów materialnych, aby wzbudziły się w nich doznania duchowe. Dla jednych będzie to miejsce, w którym spoczywa św. Piotr, dla innych - wzrokowy kontakt z Ojcem Świętym. W narodzie dojrzewają ziarenka dobra, wymagające zraszania i pielęgnacji. Nawet jeśli nie wybuchną pierwszej duchowej wiosny, to mają szansę przetrwać. To dobrze, że zostały zasiane, nawet jeżeli wydadzą narodowy plon znacznie później, może dopiero wtedy, kiedy najwytrwalsi stracą nadzieję?
Nie wszyscy z pielgrzymów (nazwijmy tak nawet tych nieprzekonanych, tych tylko ciekawych i tych, którzy towarzyszą) czują się w innym kraju jak ryba w wodzie, nie wszyscy znają obcy język, nie wszystkich stać na ekstra wydatki, więc wielu oczekuje oparcia rzeczywistego lub choćby takiego, które jest, nawet jeżeli korzystać z niego nie muszą. Taki był od ćwierćwiecza Dom Pielgrzyma na via Pfeiffer w Rzymie. A w nim o. Hejmo, a może nawet bardziej najpierw o. Hejmo, a potem Dom Pielgrzyma. Wystarczyło wiedzieć, że tam jest. Dawało to poczucie pewności, bezpieczeństwa, stanowiło zabezpieczenie na trudne i niespodziewane przypadki.
I oto drugie dno, czyli uboczny efekt tzw. sprawy o. Hejmy. Jaki będzie dalszy ciąg? Nie ma takiej matematyki, którą można byłoby wyliczyć wynik całego zabiegu, nie ma takiego wzoru, którym można by powiązać przyczynę ze skutkiem, ale to powiązanie jest. Oskarżenie, jak rykoszet, będzie skutkować osłabieniem oparcia dla pielgrzymów z Polski, a przynajmniej osłabieniem wiary w istnienie tego oparcia. Można sobie tylko zadać pytanie, co było ważniejsze: likwidacja przyczyny czy wywołanie skutku?
Celnie wymierzony strzał może rykoszetem dokonać spustoszenia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu