„Bądź mądry - czytaj gazety” - tak napisano na plakacie obok supermarketu. Niby nic, ot takie hasło reklamowe, może tylko nieco bardziej zabawne i pomysłowe od innych. Nie w nim był jednak tzw. haczyk, bo oto kilka metrów dalej - kolejny plakat, a na nim kolejne hasło: „Nie czytaj gazet - bądź głupi!”. O! To już prowokacja. Prowokacja?! Polak czyta, jak musi - mówią ludzie i mają w tym sporo racji.
A przecież telewizja już nie wystarczy. Telewizja produkuje paćkę, nawet jak się stara zrobić suflet. Przerzuca się informacjami, potem piętrzy je w nieznośne piramidy, powtarzając w koło Wojtek te same wiadomości na takim samym przydechu, aż widz ma wrażenie, że spikerzy, pytając: „Jakie są ostatnie dane dotyczące liczby ofiar w czwartkowym zamachu w Londynie?”, wręcz dyszą żądzą, by padła cyfra większa od poprzedniej. Gdy rośnie dramaturgia, rośnie oglądalność. Proste jak dwa razy dwa.
Gazeta daje dystans - jakże konieczny, by nie zgłupieć. Bo wiedzieć przecież trzeba. A przynajmniej orientować się w podstawach. Nikt rozsądny nie powinien liczyć, że na sucho przejdzie mu robienie naiwnych oczu i tłumaczenie się, że mnie polityka (gospodarka, kultura, społeczeństwo, sport - można wybierać do woli) nie interesuje. Można zostać uznanym w najlepszym razie za dziwaka. Nie te czasy. Kto jest prezydentem (w tym także naszego miasta), kto premierem, marszałkiem, i że Jan Maria Rokita to jeden człowiek, a nie małżeństwo. Przy okazji - jak nazywa się nasz biskup? Tutaj zazwyczaj biała plama. A mówi się, że jesteśmy społeczeństwem bombardowanym informacjami. Niektórzy jakże skutecznie unikają nalotów.
Moja ciotka ogląda w telewizji wszystkie wiadomości, informacje i zestawienia faktów. Dodaje do tego serwisy radiowe i przeglądy prasy, bo emerytki nie stać na kupowanie wysokonakładowych i wysoko wycenianych tygodników. Specjalizuje się w polityce i trudno byłoby ją zagiąć. Znajomy pasjonuje się literaturą, więc ślęczy po nocach, by obejrzeć wszelkie programy publicystyczne, w których krytycy literatury nie zostawiają suchej nitki na tzw. nowościach wydawniczych, krytycy filmowi plotą o kolejnych „arcydziełach”, a krytycy sztuki - o dziwadłach nazywanych sztuką współczesną. Prenumeruje też, w tajemnicy przed małżonką (ze względów finansowych), kilka fachowych, niskobudżetowych periodyków i chodzi na zebrania koła poetów, gdzie się deklamuje i przeżywa. Jego własny syn zarabia - czego ojciec pojąć nie może - siedząc cięgiem przy komputerze. Jak nie giełda, to internetowe licytacje. Wszystko legalne i oparte na doskonałej znajomości prawa gospodarczego III RP, które pozwala, jeśli ma się głowę na karku, zarabiać krocie. Syn większość czasu trawi na czytaniu, studiowaniu i analizowaniu tekstów, które dla mnie brzmią jak szyfr i mimo że poznaję w nich mój język ojczysty - pojąć nie mogę.
Czytać - znaczy wiedzieć: lepiej, więcej, dokładniej, niekoniecznie szybciej. Jest taki ładny zwrot: „Wyrobić sobie pogląd” - na sprawę, zjawisko, człowieka. Gdy codziennie rano mijam na schodach miłego starszego pana z gazetą pod pachą, już nie dziwię się, jakim cudem tak koncertowo przygotował w tym roku swojego wnuka do nowej matury.
Czyta - nie jest głupi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu



