Gdy tam się zjawiam i po starych, kamiennych schodach wchodzę na pierwsze piętro czterowiekowego, monumentalnego pałacu biskupów, w drzwiach wita mnie miły starszy pan - Tomasz Faś. W Kurii Krakowskiej pracuje już 19 lat. Oprowadza mnie po rezydencji. Pokazuje wiszące na ścianach portrety polskich królów: Kazimierza Wielkiego, Jagiełły, Batorego, Sobieskiego. Oprawione w złote ramy, pamiętają jeszcze kard. Wojtyłę. Potem dochodzimy do „papieskiego” okna. - Tak niedawno podstawialiśmy tu schodki dla Ojca Świętego - mówi pan Faś. Dziś w tym najsłynniejszym oknie Krakowa stoją kwiaty.
W korytarzu kręci się drobna zakonnica. Przenosi wazony do niewielkiej kaplicy koło windy. - Tu modlił się Ojciec Święty - mówi.
Wokoło uderza cisza. Od czasu do czasu przemykają tylko młodzi księża. W czarnych garniturach, pod koloratką, dobrze wykształceni, obrotni, mają po trzydzieści kilka lat. - Dziś w Kurii jest dzień wewnętrzny, co znaczy, że Arcybiskup ma wolne - wyjaśnia jeden z nich, ks. Robert Nęcek, rzecznik archidiecezji. - Ale spotka się z Panią - dopowiada po chwili.
Przede mną kolejka interesantów. Wśród nich Adam Bujak, o. Maciej Zięba, ks. Sławomir Oder, który właśnie przyjechał z Rzymu, i ks. prał. Gianfranco Bella. Oczekiwanie upływa na rozmowie.
W Kurii ukuto powiedzenie „papieski powiew”. Mówi się, że gdy nastał tu abp Dziwisz, czuć ducha Jana Pawła II. A nowy Metropolita, choć może nie zdaje sobie z tego do końca sprawy, jest niejako „nasiąknięty” Papieżem. Jego zachowaniem, gestami, sposobem bycia. Szanuje człowieka. Dba o to, by wszyscy wokoło czuli się ważni. Ma za to dystans do siebie. I trochę „papieskie” poczucie humoru. Przy tym jest otwarty na ludzi. Pogodny, serdeczny. Tylko o Janie Pawle II ciągle jeszcze nie może swobodnie mówić. Mimo że minęło już pół roku od śmierci Papieża, wciąż trudno mu wracać do wspomnień. - Szanujemy to i o nic go nie pytamy - zapewnia ks. Robert. - Nie chcemy wchodzić z butami w jego uczucia. I wiemy, że są rzeczy, których nikomu nie zdradzi.
Rzeczywiście tak jest. Kiedy Ksiądz Arcybiskup zaprasza mnie na spotkanie, jest uśmiechnięty, rozmowny. Ale kiedy zadaję mu pierwsze pytanie, milknie. Patrzy mi prosto w oczy, jakby błagał, by o nic nie pytać. A ja wiem, że mam spełnić dziennikarską powinność. I że muszę zadawać pytania.
O Papieżu nie mówi: „Jan Paweł II” ani „Wojtyła”, lecz zawsze: „Ojciec Święty”. Z szacunkiem, pietyzmem, jak mówi się o świętych.
Chętnie opowiada o ocaleniu dziedzictwa Ojca Świętego, o ośrodku propagowania myśli Papieża. Wtedy wyraźnie się ożywia. Ale gdy powraca do wspomnień, zamyśla się głęboko, a do jego oczu napływają łzy. Jakby każde wypowiadane słowo bolało.
Nie używa też zwrotu „śmierć Ojca Świętego”, ale „odejście” lub „przejście”. Jest pewien, że Ojciec Święty z nim jest. Tu, w Krakowie, i w każdym momencie życia. Świętych obcowanie to dla niego wielka nadzieja, która pomaga przetrwać rozstanie.
Na koniec rozmowy Ksiądz Arcybiskup wręcza mi obrazek Jana Pawła II. - Proszę tylko nie zgubić, gdyż jest na nim relikwia - kawałek sutanny Ojca Świętego...
Pomóż w rozwoju naszego portalu