Wnioski z wyborczego maratonu
Reklama
W drugiej turze wyborów prezydenckich wzięło udział prawie 51 proc. obywateli, tj. o 11 proc. więcej niż w wyborach parlamentarnych. Niemal cała ta nadwyżka przypadła Lechowi Kaczyńskiemu - oznacza to, że jego osoba przyciągnęła bierną dotąd część elektoratu. Zadawałoby to kłam dość powszechnym opiniom, że „Polaków nie interesuje demokracja” albo że do niej „nie dorośli”. Bardziej prawdopodobne, że niegłosująca w wyborach parlamentarnych prawie 60-procentowa „milcząca większość” nie ufa tylko temu kształtowi polskiej demokracji, który opiera się na cichych ustaleniach okrągłego stołu i Magdalenki i znajduje wyraz w obecnej Konstytucji, wspólnym tworze czerwonej i różowej lewicy. I gdy tylko ta „milcząca większość” postrzega możliwość przełamania tego zatęchłego układu (a Lech Kaczyński jako prezydent jest wiązany z tymi nadziejami, bardziej niż możliwe koalicje parlamentarne) - mobilizuje się i uczestniczy w demokracji. Wyciągam stąd także wniosek, że system prezydencki bardziej odpowiada preferencjom politycznym Polaków niż obecny system parlamentarno-gabinetowy, a także, że jednomandatowe okręgi wyborcze zamiast wielomandatowych (kiedy to tak naprawdę wąskie sztaby partyjne obsadzają listy wyborcze!) jeszcze bardziej przekonały by obywateli do demokracji.
Wniosek, jaki wypływa z ostatniego maratonu wyborczego, brzmi: obywatele nie chcą już demokracji koncesjonowanej układem okrągłego stołu, grubą kreską i Magdalenką - domagają się więcej jawności i rzeczywistej demokracji. Jest więc to wniosek zupełnie sprzeczny z tym chórem głosów, które powtarzają w kółko, jak jakąś mantrę, przebrzmiałą tezę Tadeusza Mazowieckiego, jakoby Polacy nie dojrzeli do demokracji.
Dwumiesięczny maraton wyborczy pokazał także skandaliczne manipulacje, jakim poddawano opinię publiczną przy pomocy przedwyborczych sondaży. Można powiedzieć bez cienia przesady, że kampania ta całkowicie skompromitowała największe i najbardziej znane ośrodki badania opinii publicznej; potwierdziła to, o co podejrzewano je od dawna: że ich sondaże nie są wcale obiektywnym „pomiarem aktualnego stanu świadomości politycznej obywateli”, ale ordynarną propagandą, manipulacją opinią; że sondaże przemieniły się w jaskrawe próby oszukiwania opinii publicznej, aby wzbudzić pośród niej stadny odruch: „głosujmy na lidera sondaży”... Spośród licznych ośrodków badania opinii publicznej, a także organizujących takie badania gazet, tylko Polska Grupa Badawcza wskazała - na podstawie swych sondaży - na zwycięstwo Lecha Kaczyńskiego; pozostałe, aż do chwili ogłoszenia ciszy wyborczej (!) wskazywały... wieloprocentową przewagę Donalda Tuska. Podobnie było przed wyborami parlamentarnymi, gdy ci „badacze” wskazywali jednogłośnie na PO...
I tu dobitnie potwierdziło się od dawna już nurtujące naród podejrzenie, że główne ośrodki badań opinii publicznej dostały się w ręce czerwono-różowej lewicy, która obiektywizm badań zastępuje propagandą, manipulacją, socjotechnicznymi oszustwami.
Pozorna intencja koalicyjna
Tworzenie rządu zdumiało nawet wielu obywateli, którzy głosowali na Platformę Obywatelską. PO ukazała najpierw najgorsze partyjniackie oblicze: próbowała uzależnić powstanie koalicyjnego rządu od ugadania obsady stanowiska... marszałka Sejmu, potem - wicemarszałka Senatu. Obydwa te stanowiska w żaden sposób nie wchodzą w skład stanowisk rządowych! Próba ta pokazała antydemokratyczne tendencje w kierownictwie PO. Gdy spaliła na panewce - PO wysunęła kolejną „przeszkodę” do zawarcia koalicji: rzekome istotne rozbieżności programowe. Było to jeszcze bardziej szyte grubymi nićmi, bo różnice te nie są duże nawet w kwestiach podatkowych, uważanych za największe... Stało się więc oczywiste, że PO szuka tylko pretekstów, by zbojkotować tę naturalną koalicję, jaką ukształtował wynik wyborczy. Poszukiwanie tych pretekstów nabrało w dodatku dość szczególnej wymowy wskutek miotanych przez działaczy PO pomówień i bezpodstawnych oskarżeń pod adresem PiS, przypominających etykietki propagandy komunistycznej („ekstremizm”, „rewanżyzm” etc). Wreszcie pretekstem tylko okazały się żądania PO dotyczące podziału tek ministerialnych: gdy PiS zaproponował Platformie połowę plus jeden resortów oraz koalicję w tzw. resortach siłowych - ta jakże korzystna oferta została od razu odrzucona... Następne dni pokazały wreszcie, że tak naprawdę i konkretnie Platformie Obywatelskiej chodzi o obsadę jednego tylko resortu, mianowicie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Ale gdy PiS zaproponował podział tego ministerstwa i oddanie Platformie pionu administracji - i to żądanie okazało się tylko pretekstem. Nie było już wątpliwości: kierownictwu PO chodziło tylko i wyłącznie o nadzór nad służbami specjalnymi.
Ta maskarada i mnożenie pretekstów, gdy uwzględni się polityczny rodowód Platformy Obywatelskiej, nasuwa pytanie: czy PO chce chronić układ okrągłego stołu i Magdalenki, kontynuując „republikę kolesiów”, jaką układ ten ustanowił i przez ponad 15 lat utrwalił? Zasadność tak postawionego pytania wzmacnia fakt, że właśnie najbardziej reakcyjne i zachowawcze ośrodki polityczne lewicy postkomunistycznej udzielały w kampanii wyborczej jawnego i jaskrawego poparcia zarówno Platformie, jak i Tuskowi (Kwaśniewski, Urban...). Czy zatem PO rozpoczęła już polityczną grę na obalenie mniejszościowego rządu premiera Marcinkiewicza i przedterminowe wybory? Czy PO chce dać w ten sposób czas lewicy na połączenie się (taką inicjatywę zapowiedział już Kwaśniewski...), aby po nowych wyborach utworzyć koalicję, ale z... „nową lewicą”?
Polityczny rodowód Platformy Obywatelskiej potwierdza te obawy. Platforma Obywatelska to dawny Kongres Liberalno-Demokratyczny, wsławiony jednak nie gospodarczym liberalizmem, ale udziałem jego przedstawicieli w licznych aferach; zyskało mu to w narodzie mało zaszczytną ksywę „Kongresu Aferałów”. KL-D dołączył potem do Unii Demokratycznej, wsławionej z kolei obroną komunistycznego stanu posiadania i utrwalania kolesiowatych rządów: tak powstała Unia Wolności, kontynuująca bez osłonek układ magdalenkowy, budując „państwo w państwie” o cechach rozwiniętej republiki bananowej. Późniejsze odejście ludzi Tuska z Unii Wolności, rozłam i powstanie Platformy Obywatelskiej nie dokonały się - trzeba to mocno podkreślić - na tle jakichkolwiek różnic programowych! Przyczyną była zaledwie „polityka personalna” ówczesnego przewodniczącego UW Geremka, który obsadzał co ważniejsze stanowiska ludźmi dawnej Unii Demokratycznej, a i nie brakowało opinii, że według klucza „etnicznego”... Dlatego właśnie podział UW był tak jałowy politycznie: w żaden sposób nie osłabił układu magdalenkowego.
Czy nie jest więc tak, że dziś, wobec zagrożenia dla tego układu, jaki niosą rządy PiS-u, wszyscy jego beneficjanci - SLD, SdPl, PD i PO - ponownie zwierają szeregi?... Bo w taki obiektywny kontekst polityczny wpisuje się obstrukcja zastosowana przez Platformę Obywatelską. Nawet pośród jej elektoratu odzywają się już rozczarowane i oburzone głosy...
A tymczasem... Samoobrona (z którą rzekomą współpracę zarzucano PiS-owi...) zadeklarowała „profilaktycznie” urzędującemu jeszcze Kwaśniewskiemu, że... poprze rząd Platformy Obywatelskiej, gdyby nie powiodła się misja Marcinkiewicza! Samoobrona najwyraźniej gra swoją „partyjniacką” partię.
Tusk straszy „powtórką z historii”?...
Tylko w jednym ma rację Donald Tusk: gdy mówi teraz, trochę późno, że sytuacja mniejszościowego rządu Kazimierza Marcinkiewicza i PiS-u przypomina sytuację rządu Jana Olszewskiego. Tusk nie dopowiada jednak dlaczego... Dopowiedzmy więc za niego: bo tamten rząd pierwszy chciał złamać układ okrągłego stołu i Magdalenki, rządy kolesiów, i dlatego został obalony zmasowanym atakiem, w którym postkomunistyczna lewica, Wałęsa i Tusk byli po jednej, atakującej stronie... Czy i tym razem strach przed prawem, sprawiedliwością i państwem praworządnym połączy beneficjantów „starych układów”?... Jest, oczywiście, i duża różnica: rząd PiS-u jest dziś silniejszy od tamtego rządu Jana Olszewskiego - nie tylko obecną prezydenturą Lecha Kaczyńskiego, także większą dojrzałością, doświadczeniem i świadomością polityczną Polaków, którzy uczą się odróżniać demokratyczne ziarno od plewy. To prawda, że naprzeciw stoi potężny jeszcze, zblokowany układ interesów, ale czy to powód, by łatwo rezygnować z naprawy państwa?...
Pomóż w rozwoju naszego portalu