Na początek miła wiadomość: kupiłem w kiosku szkolny zeszyt 16-kartkowy, na którego okładce - uwaga! - nie było ani słowa po angielsku, lecz wszystko po polsku! Czytelnicy zapewne przypominają sobie, że kiedyś na tym miejscu psioczyłem na naszych producentów zeszytów dla szkół, którzy zdają się nie pamiętać, w jakim kraju żyją i jakim językiem posługują się na co dzień dzieci w Polsce. W rezultacie ich anglomanii nie sposób kupić zeszytu czy notatnika z napisami w języku polskim... Dlatego specjalne podziękowanie kieruję do firmy „Bartorex” z Lubicza, która ten fatalny obyczaj przełamała; oby w ślad za nią poszły inne, a ja obiecuję, że także je pochwalę!
Teraz będzie o sprawach przykrych. Oto na przykład mam w ręku paczkę chusteczek do nosa, wyprodukowanych przez pewną firmę z Ciechanowa. Sądząc po nazwie („Delitissue”), nie jest to firma polska, no ale działa w Polsce i sprzedaje na polskim rynku. Wszelako na opakowaniu na pierwszym miejscu umieszczono termin niemiecki: „Taschentuecher”, na drugim - angielski: „Handkerchiefs”, na trzecim - włoski: „Fazzoletti da tasca”, na czwartym - francuski: „Mouchoir”. I dopiero na końcu coś po polsku: „Chusteczki higieniczne”... Może ktoś powie, że się czepiam, bo to drobiazg, ja jednak dostrzegam w tym „drobiazgu” zjawisko niedobre, mianowicie niemądrą chęć przypodobania się obcokrajowcom, bo przecież i oni w czasie pobytu w Polsce miewają katary i z chusteczek korzystają. Ale to nie powód, by ich traktować jako ważniejszych od tubylców! Włosi, którzy żyją z turystów i powinno im na nich szczególnie zależeć, potrafią się zachować z godnością: nie ma mowy o podobnej naduprzejmości!
Do jakich absurdów prowadzi bezmyślne snobowanie się na (rzekomą) europejskość, przekonałem się, odwiedzając bar kawiarniany w Bibliotece Jagiellońskiej w Krakowie. Odwiedzają go licznie studenci różnych narodowości i właśnie jeden z nich w mojej obecności zwrócił uwagę na napisy reklamujące dostępne w kawiarni potrawy: pod ładnie podświetlonymi kolorowymi fotografiami czytamy, że bar oferuje „Kotelett”, „Fisch”, „Schaschlik”, „Salate” i „Kartoffel Puffer”. Studenta zaintrygowało, czy rzeczywiście nazwy tych potraw brzmią po polsku tak samo jak po niemiecku.
Pomóż w rozwoju naszego portalu