Ktoś kiedyś zapytał Matkę Teresę z Kalkuty: „Czy nie ma Matka czasem takiego poczucia, że to wszystko, co tu robicie wśród biednych, to zaledwie kropla w morzu potrzeb?”. Matka Teresa odpowiedziała pogodnie: „Tak, ale ocean składa się właśnie z kropel”.
Ta mała zakonnica nigdy nie dała się owładnąć gigantomanii - chorobie tych czasów (chorobie pogan, którzy uporczywie powtarzają: człowiek jest wielki). Nie liczyły się dla niej wielkie inwestycje, wielkie programy, pomoc na wielką skalę (wymagająca wielkiej zgrai biurokratów), wielkie i bogate szpitale i ośrodki (gdzie nie byłoby już w końcu miejsca dla małych i biednych)… Dla niej najważniejszy był mały gest, uśmiech, słowo, przytulenie, pogłaskanie, przygarnięcie, obmycie rany, przyłożenie balsamu troski… Byle płynęły one z głębi serca i były piękne (Something beautiful to God - powtarzała).
Pomóż w rozwoju naszego portalu
O czymś takim pisał Georges Bernanos: „Najskromniejsze drobiazgi niosą pokój. Jak polne kwiatuszki, które uważamy za bezwonne, ale które w dużym bukiecie oszałamiają zapachem. Tak, modlitwa drobiazgów jest niewinna. W każdym z nich kryje się anioł”.
Reklama
Każdy chyba czuje, że pod wielkimi gestami miłości, przyjaźni, dobroczynności, religijności… kryje się jakiś fałsz, obłuda, zarozumiałość, próżność, czyli pustka. Prawdziwsze i bardziej przekonujące są małe znaki, dyskretne gesty, serdeczne drobiazgi, ciche dowody pamięci czy wdzięczności. Właśnie ta trudna, a tak oczekiwana teraz wdzięczność nie może być tylko rekompensatą, jednorazowym spłaceniem długów z procentem, zwłaszcza za gest dobroci czy miłości, jakby podlegały one jakiejkolwiek wycenie.
Kiedyś jakiś statek wpadł na skały, szybko zaczął tonąć. Brakowało szalup, rozbitkowie tonęli we wzburzonym morzu. Jeden z nich płynął za przepełnioną szalupą, chcąc się do niej dostać. Jednak było to niemożliwe, bo utonęliby chyba wszyscy. Rozbitek rozpaczliwie krzyczał o pomoc i wtedy marynarz wioślarz wyłamał jedną deskę z burty szalupy, mimo że była już niebezpiecznie zanurzona, i rzucił mu ją. Uczepiony tej deski rozbitek szczęśliwie jakoś dopłynął do brzegu. Potem jak najszybciej odnalazł tamtego marynarza i zapytał, ile mogła kosztować owa zbawienna deska, bo on chciałby uregulować dług z nawiązką, i wyciągnął portfel… Kiedy marynarz roześmiał mu się w twarz, odszedł urażony, zapominając jednak zwyczajnie podziękować.
Kiedyś, niosąc pęk kwiatów, które otrzymałem na pożegnanie od uczniów, obdarowałem nimi napotkaną starszą nauczycielkę. Chyba już dawno nie dostała kwiatów, bo jej uszczęśliwienie znacznie przerosło ich „wartość”. Co roku, w rocznicę tamtego dnia, przysyła mi w kopercie kilka zasuszonych płatków różnych kwiatów, bez słowa…
Może i Panu Bogu milsze są te drobne, wierne, serdeczne okruchy sympatii, pamięci niż szumne, pokazowe, lecz rzadkie „daniny”?
Przecież Jego miłość do nas jest rozproszona w miliardach drobiazgów, których nawet często w ogóle nie zauważamy i, niestety, zwykle zapominamy za nie podziękować, choćby uśmiechem w stronę nieba.