Niemal każdego dnia premier Kazimierz Marcinkiewicz zaskakuje pomysłami i rozmachem, jakim nie może się pochwalić żaden z jego poprzedników. Co najważniejsze - jego inicjatywy są i śmiałe, i trafne!
Nie minął jeszcze pierwszy tydzień roku 2006, a rząd Marcinkiewicza podjął decyzję o wsparciu opozycji na Białorusi; premier znalazł czas, by spotkać się z jej liderem Aleksandrem Milinkiewiczem i zapewnić go, że w najbliższym czasie Rzeczpospolita Polska uruchomi specjalny program radiowy (być może o nazwie Wolna Białoruś), którego celem będzie złamanie monopolu informacyjnego Łukaszenki. Pomoc, jaką takie radio może dać zwolennikom zasadniczych zmian u naszego najbliższego wschodniego sąsiada, jest nie do przecenienia.
Nie jest to pomysł nowy. Posłużę się własnym komentarzem, opublikowanym w Tygodniku Solidarność (nr 14 / 99) prawie siedem lat temu, który nosił tytuł: Witamy RR. Pod tym skrótem ukryłem nazwę Radio Racja, które właśnie wtedy, w 1999 r., miało w Polsce powstać za zgodą miłościwie nam panującej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (pierwotnie proponowano nazwę Wolna Białoruś, ale „poprawni politycznie” uznali, że to brzmi zbyt prowokacyjnie).
Zapowiedź uruchomienia Radia RR powitałem z entuzjazmem, którego jednak ktoś nie podzielał... Zgadniecie kto? Oczywiście! Gazeta Wyborcza! Odwołała się do opinii „niepodważalnego autorytetu”, czyli Jerzego Giedroycia (w owym czasie trwał już flirt Michnika z Kulturą paryską), który utworzenie takiego radia uznał „za pomysł niesłychanie szkodliwy dla polskiej racji stanu”, bo przecież zaostrzy nasze stosunki z Mińskiem, a co gorsza - zdenerwuje Moskwę. Tę opinię Redaktora skomentowałem krótko: „Co się tyczy zadrażnienia stosunków z Rosją, jest to znana aż do znudzenia śpiewka i zgodnie z nią nasze wstąpienie do NATO należałoby uznać za czyste szaleństwo...”.
Jak się wkrótce okazało, mój entuzjazm był przedwczesny. Jakoś tak się stało, że Radio RR nie powstało. Zwyciężyła „racja stanu” Giedroycia i Michnika. A potem władze III RP o tej sprawie „zapomniały”...
A teraz wystarczyła jedna rozmowa Marcinkiewicz - Milinkiewicz w Białymstoku i za kilka tygodni Białoruś usłyszy w eterze słowa prawdy, na które tak długo czeka. Te słowa popłyną z Polski, która chce mieć za Bugiem państwo-przyjaciela, a nie wroga. I to jest właśnie prawdziwa p o l s k a r a c j a s t a n u!
Pomóż w rozwoju naszego portalu