Cóż, trzeba przyznać się do tego otwarcie: istnieje jakiś zakamarek świadomości, w którym wielu z nas - a na pewno autorka tej wypowiedzi - przechowywało przeświadczenie, że Jan Paweł II, „polski Papież”, miał dla nas jedyne w swoim rodzaju przesłanie i jedyne w swoim rodzaju uczucie. Dla nas, jego rodaków. Więź z Janem Pawłem II jako Polakiem, jednym z nas, przesłaniała niekiedy - a może i utrudniała - właściwe docenienie jego roli jako głowy Kościoła. Wiele rzeczy, jakie przypisywaliśmy mu, wiele jego niezwykłych charyzmatów i talentów, miałby mieć od nas, „z Polski”. Traktowanie Namiestnika Chrystusa jako tak wyjątkowego, bo naszego, leczyło rany zadane nam przez historię, zwłaszcza zaś przez okres ostatni - komunistycznego kłamstwa. Stąd, przy całym uznaniu, serdeczności i radości, z jaką przywitaliśmy wybór jego następcy, kard. Josepha Ratzingera, pojawił się jakiś cień smutku, że nie powtórzy się już ta jedyna w swoim rodzaju relacja ze Sternikiem Nawy Piotrowej: sercem przy sercu. A jednak Pan Bóg okazał się - jak zawsze - hojniejszy niż spodziewaliśmy się. Benedykt XVI nie tylko nikogo nie zawiódł, nie tylko „wytrzymał” irytujące nieraz porównania z Janem Pawłem II, jakie chciały narzucić nam media, ale zawojował Polaków. Jako „Papież Niemiec”, wybitny teolog, pełen ujmującej skromności i delikatności człowiek. Wszystkie te określenia nie oddają istoty rzeczy, jaką jest cud Prawdy głoszonej przez Ojca Świętego. Prawdziwie „ojca” i prawdziwie „świętego”, choć ktoś mógłby się upierać, że to tylko tytuł, czcigodna tradycja. W tych majowych dniach dotknęliśmy istoty Kościoła, poczuliśmy, że jego Przywódca namaszczony jest Bożą mocą. I stąd płynął entuzjazm Polaków. Nowy Papież nie musiał nas pocieszać ani dowartościowywać, wystarczyło, że głosił Prawdę z całą mocą swojej duchowej władzy. Największym szokiem i zaskoczeniem dla obserwatorów z zagranicy było to, że cud Jana Pawła II powtórzył się. Papież porwał tłumy, wzbudził gorące uczucia, wdzięczność i niewypowiedzianą miłość, a przecież to ktoś inny - Niemiec, nie aktor i nie poeta, nie przyjaciel z kajakowych i górskich szlaków, ale ogromnie zdyscyplinowany, uporządkowany uczony.
Taki jest Kościół, tak działa w nim Duch Święty. Bezużyteczne są w nim psychologiczne i ideologiczne formułki. Zbędne „historyczne prawidłowości” i śmieszne powoływanie się na przypadek. W sekwencji wydarzeń układających się w czytelny wzór objawia się prawda Bożego zamysłu, tak jak w cudowny znak tęczy na niebie nad Birkenau ułożyła się Boża odpowiedź na modlitwę pojednania, którą Kościół w tym miejscu zaniósł do Boga. Intencja czystego serca, najgłębsza relacja do Boga, jaką może wzbudzić w sobie człowiek, znaczy nieskończenie więcej niż sztafaż - nawet najbardziej obiektywnych - ocen, niekończące się wzajemne wymierzanie sobie sprawiedliwości. W tym krótkim spotkaniu objawiła się cała ułomność ludzkich zamysłów szukania sprawiedliwości i pojednania bez Boga. Oczekiwane przez media hasło „antysemityzmu” - na którym zbudowano tyle kłamstw i autentycznej nienawiści - nie miało racji bytu tam, gdzie człowiek spotyka się z Bogiem, gdzie mówi Bogu „tak”. „Tak”, także dla Jego opatrznościowego planu ustanowienia na ziemi narodów, różnych narodów, z których każdy zasługuje na szacunek i miłość, i żaden nie może wylądować na śmietniku historii, o ile sam nie zamorduje siebie, odmawiając Bogu prawa przebywania w nim i przemawiania przez jego historię.
Europa, zamykająca się na Chrystusa, zamykająca się w formułach, które usiłują abstrahować od kondycji człowieka, zanegować jego unikalność w Bożym dziele Stworzenia i jego wybranie w planie Zbawienia, staje się niczym więcej jak groteskowym kafkowskim urzędem, mnożącym dekrety, by uratować swoją powagę. O tym także przypomniał - nie wprost, bez zbędnych słów, ale niezwykle jasno - Papież z Europy, Gość z Zachodu, nasz Ojciec Święty.
Pomóż w rozwoju naszego portalu