Reklama

Życie moje...

Niedziela sosnowiecka 39/2002

Ania - 28-letnia kobieta, mama 8-letniego Kacpra, od prawie 9 lat mężatka, swoją opowieść rozpoczyna od słów: "Niby ogólnie wszystko jest dobrze, a jednak w tym życiu ciągle nam czegoś brakuje, wciąż jakieś niespodzianki, drobne kłopoty, utrudnienia. Właściwie nigdy nie było we mnie tzw. radości życia, którą inni wpisaną mają w swoje życie, naturę. To boli i przeszkadza".

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

"Już jestem, śpij..."

Miała szczęśliwe dzieciństwo, nigdy nie zaznała braku czegokolwiek. Rodzice prawdziwie się kochali, byli zgraną, szanującą się parą. W domu nigdy nie było wyzwisk, kłótni, wyrzutów czy problemu zdrady. Wybudowali piękny dom. "Tata dbał o to, aby przed jego śmiercią wszystkie jego poziomy - od piwnic po strych - były urządzone na najwyższym poziomie, żeby nic nam nie brakowało, jak odejdzie. Nie wiedział, ile będzie żył. Gdy miałam 6 lat, jego choroba ujawniła się" - opowiada Ania. Niewydolność nerek wiązała się z dializami. Wyjeżdżał na nie 3 razy w tygodniu, ale nie było to dla niego żadną tragedią. Nie użalał się nad sobą, niewiele mówił na ten temat. Starał się tak żyć, jakby śmiertelnej choroby w nim nie było. Gdy któregoś dnia zapytał lekarza, czy doczeka chwili, gdy jego córka pójdzie do szkoły średniej, ten odpowiedział: "Jest pan bardzo wielkim optymistą". "Z mamą nie żałowali sobie niczego, nie opuścili ani jednej imprezy u znajomych, ani jednego Sylwestra, ani jednego towarzyskiego spotkania. Mijały lata. Tata cały czas się dializował. Pamiętam, że nie mogłam zasnąć, dopóki nie wrócił ze szpitala, dopóki nie zobaczyłam świateł samochodu, nie usłyszałam jego głosu. Przychodził wtedy do mojego pokoju i jakby nigdy nic mówił: ´Wszystko w porządku. Już jestem. Śpij, kochanie´. Wtedy przychodził sen". Zdała egzaminy do ogólniaka. W pierwszych dniach i tygodniach w nowej szkole tata był dla niej - nauczycielem, korepetytorem, doradcą, przyjacielem. Z mamą nie miała tak dobrych kontaktów, raczej chłodne. Wszystko pękło w październiku. Długo wyglądała na niego, lecz tym razem nie doczekała się. "Tata nie wrócił ze szpitala. Telefon, który nad ranem odebrałam od wujka, brata taty, donosił o śmierci. Choć wiedziałam, że kiedyś to musi nastąpić, nie myślałam, że to stanie się akurat wówczas, gdy był mi tak bardzo potrzebny, gdy tak jeszcze niepewna byłam wszystkiego, gdy dopiero raczkowałam w nowym środowisku. Mój świat się zawalił - w domu, w szkole, wszędzie. Zaczęłam wagarować, nic do mnie nie przemawiało - ani ostrzeżenia nauczycieli, ani argumenty mamy. Nie chciało mi się uczyć, nie chciało mi się żyć. Gdyby tata żył, na pewno wszystko potoczyłoby się inaczej. Chodzi tu nie tylko o mnie, ale też o mamę, która poszła w nie najlepszym kierunku. Teraz żałuje, ale cóż mi teraz...".

Reklama

Zaskakujący bieg wydarzeń

Ojciec Ani był doktorem ekonomii, rozsądnym, konkretnym, rzeczowym, wymagającym, a przy tym bardzo ciepłym, kochającym, dobrym człowiekiem. Miał "głowę na karku". "Mama przy nim czuła się prawdziwą kobietą. Robił jej zwariowane niespodzianki, nawet 15 lat po ślubie. Uwielbiała być adorowana i zawsze na pierwszym miejscu". Prowadzili wystawne życie, chcieli nacieszyć się sobą "do bólu". W tym wszystkim jednak nie było Boga. Ania pamięta swoją I Komunię św. i biały tydzień. Poza tym nigdy, nawet w święta, nie przekraczali progu kościoła. "Myślałam, że to normalne, ale to nie było normalne. Takie wychowanie rzutuje na całe życie - wiem to". Cztery lata ogólniaka jakoś przebrnęła. W czwartej klasie trochę więcej się uśmiechała, ale był to uśmiech bez wyrazu, smutny. "Mama poznała o 8 lat młodszego od siebie mężczyznę. Odżyła po stracie ojca. Miała dobrze prosperującą firmę rozkręconą przez ojca i pełne konto w banku, też dzięki niemu. Konkubent matki też nie był ubogi. Zwariowała na jego punkcie.
Przeżywała drugą młodość. Zachowywała się jak nastolatka - przebierała pięć razy na dzień, a przed lustrem spędzała długie godziny. Gdy miał przyjść, zawsze musiała wyglądać super. Mało się mną interesowała". Ania w tym czasie zdała maturę i zaraz po niej poznała chłopaka. "Znaliśmy się niespełna pół roku, a ja zaszłam w ciążę - wspomina. To jednak nic naprzeciw tego, że moja matka również spodziewała się dziecka. Była w piątym miesiącu. Wzięliśmy szybki ślub, oczywiście, cywilny i tylko taki. Zamieszkaliśmy na poddaszu. Do domu wprowadził się też kochanek mamy. Był rozwodnikiem. Też wzięli ślub i też tylko cywilny. Zaczęły się problemy. Obie tyłyśmy z każdym dniem. Paweł - mój nowy tata, choć nigdy go tak nie nazwałam, już mniej interesował się mamą - traciła figurę, zmieniała się na twarzy, itd., jak to podczas ciąży. Urodziła im się córeczka. W domu nie można było dojść do ładu. Jedni na drugich krzyczeli, non stop były spięcia i kłótnie.
Paweł nastawiał mamę przeciw nam, a my widzieliśmy w nim kawał drania. Mama nadal za nim szalała, a wszelką winą za pogarszającą się sytuację obarczała mnie. Takich obrazków nigdy nasz dom nie widział. Oni cały czas się kłócili - o wszystko. Dochodziło nawet do rękoczynów. "Gdy urodziłam Kacperka, było jeszcze gorzej. Wiedzieliśmy, że trzeba się stąd wyprowadzić". Postanowiły sprzedać dom, który zostawił im ojciec, aby niczego im nie brakowało, gdy go już nie będzie. Tak też się stało. W sąsiednich miastach kupiły mieszkania w blokach. "U nas wszystko się uspokoiło, byłam szczęśliwa, że nie słyszę tego całodobowego jazgotu, ale u nich wszystko wciąż było pod napięciem. Natalka nie miała jeszcze nawet roku, kiedy ojciec zostawił i ją, i matkę. Odszedł do innej. Trzy lata później otrzymali rozwód. Matka cały czas jest sama. Nie jest już tą samą kobietą. Właściwie nie wiadomo, czego chce. I wciąż szuka. Teraz np. zostawiła córkę Pawłowi i wyjechała do Włoch za pracą, w ciemno. Co będzie dalej z nią, z Natalką - trudno powiedzieć.

Minął rok

"A co z wami" - pytam Anię. "Dobre pytanie. W moim życiu zaszło sporo zmian, głównie z powodu zmiany mojego stosunku do Boga, do życia. To za przyczyną mojej koleżanki, która jakoś doprowadziła mnie do takiego stanu, choć sama twierdzi, że to zdziałał Bóg, a nie ona" - wyjaśnia. Po przeprowadzce z rodzinnego domu założyli własny interes, który wciąż się kręci. Mijały lata. Kacper miał już 7 lat i nie był ochrzczony. "Gdy ksiądz przychodził do nas po kolędzie i pytał o ślub, o chrzest, bardzo mnie to irytowało. Przez kilka lat nawet go nie wpuszczaliśmy do mieszkania. W ostatnim roku zwiałam z domu, zostawiając ten temat mężowi. Zdawałam sobie jednak sprawę, że niedługo I Komunia św., a dziecko nie ochrzczone. Ale jakoś nigdy nie było okazji i tak zeszło 8 lat. Najbardziej z tego powodu cierpiała moja babcia, która często poruszała drażliwy dla nas temat. Zapracowani, zabiegani - nie mieliśmy czasu na tego typu sprawy. Zaczęliśmy załatwiać formalności związane z przyjęciem chrztu.
"Przy tej okazji może warto byłoby wziąć ślub kościelny?" - zastanawiali się. To już rok, jak stanęli na ślubnym kobiercu, trzymając w środku swoje dziecko, które podczas tej Mszy św. przyjęło sakrament chrztu św. "To były bardzo wzruszające chwile. Łzy cisnęły się do oczu. Zastanawiałam się, dlaczego tak długo czekaliśmy. Przecież to absurd" - wyznaje Ania. Od tej chwili coś się obudziło. Zaczęli interesować się Bogiem, Kościołem i ludźmi, którzy go tworzą, a nawet czasem uczęszczać na niedzielną Eucharystię. Za kilka miesięcy I Komunia św. Kacperka. Już teraz myślą o tym ważnym dniu...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Podziel się:

Oceń:

2002-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

Oprócz apostołów, Bóg powołuje także innych uczniów – nas wszystkich

Adobe Stock

Rozważania do Ewangelii Mk 16, 15-20.

Więcej ...

Bp Artur Ważny o nowych wyzwaniach, problemach i priorytetach

2024-04-25 09:46

RDN

O nowych wyzwaniach, priorytetach i z czym musi się zmierzyć. "Stąd nie zabieram nic, żadnych mebli, tylko same książki (...). Zabieram tylko całe to dziedzictwo, które noszę - takie duchowe, kulturowe, religijne." - mówi bp Ważny w rozmowie z Radiem RDN.

Więcej ...

Ks. Ptasznik: nie patrzmy na Jana Pawła II sentymentalnie, wracajmy do jego nauczania

2024-04-25 12:59
Ks. prał. Paweł Ptasznik

Krzysztof Tadej

Ks. prał. Paweł Ptasznik

„Powinniśmy starać się wracać przede wszystkim do nauczania Jana Pawła II, a odejść od jedynie sentymentalnego patrzenia na tamte lata" - podkreśla ks. prałat Paweł Ptasznik w rozmowie z Radiem Watykańskim - Vatican News przed 10. rocznicą kanonizacji Papieża Polaka. W sobotę, 27 kwietnia, w Bazylice św. Piotra w Watykanie z tej okazji będzie celebrowana uroczysta Msza Święta o godz. 17.00.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Oprócz apostołów, Bóg powołuje także innych uczniów...

Wiara

Oprócz apostołów, Bóg powołuje także innych uczniów...

Św. Marek, Ewangelista

Święci i błogosławieni

Św. Marek, Ewangelista

Współpracownik Apostołów

Święci i błogosławieni

Współpracownik Apostołów

W Lublinie rozpoczęło się spotkanie grupy kontaktowej...

Kościół

W Lublinie rozpoczęło się spotkanie grupy kontaktowej...

Maryjo ratuj! Ogólnopolskie spotkanie Wojowników Maryi w...

Kościół

Maryjo ratuj! Ogólnopolskie spotkanie Wojowników Maryi w...

Krewna św. Maksymiliana Kolbego: w moim życiu dzieją...

Wiara

Krewna św. Maksymiliana Kolbego: w moim życiu dzieją...

Oświadczenie ws. beatyfikacji Heleny Kmieć

Kościół

Oświadczenie ws. beatyfikacji Heleny Kmieć

Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec

Kościół

Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec

Bp Andrzej Przybylski: Jezus jest Pasterzem, nie...

Wiara

Bp Andrzej Przybylski: Jezus jest Pasterzem, nie...