Reklama
Ach, co to był za ślub! Zakochani, piękni i młodzi, tak bardzo w siebie wpatrzeni, przysięgają sobie miłość i wierność na zawsze. Drżącymi rękami wkładają sobie nawzajem pobłogosławione złote obrączki. Choć są trochę stremowani, wszyscy widzą, że są szczęśliwi. Zaczynają nowe życie, zakładają rodzinę.
Tak było, gdy i my stanęliśmy na ślubnym kobiercu. Teraz, gdy minęło ponad 25 lat, możemy powiedzieć, że była to jedna z najważniejszych chwil w naszym życiu. Było to zresztą zupełnie oczywiste i dla nas, i dla naszych rodziców, że jeśli chcemy żyć razem, powinniśmy zaczynać z błogosławieństwem Bożym, przyjmując sakrament małżeństwa. Nigdy tego nie żałowaliśmy, bo Pan Bóg daje siłę, aby liczne troski dnia codziennego i nasze słabości nie zniszczyły miłości. Codziennie tego doświadczamy.
Teraz przyszedł czas naszych dzieci. Nasza córka, mocno przejęta, starała się powiedzieć nam, że się zakochała. Była bardzo szczęśliwa, gdy powiedzieliśmy jej, że życzymy im takiej samej pięknej miłości jak nasza. Wtedy jednak zaczęły się nocne rozmowy. Były bardzo potrzebne i im, i nam. Rodzi się miłość i młodzi chcą być razem. To zupełnie naturalne. Ale jedynym gwarantem miłości może być Bóg, który błogosławi chrześcijańskie małżeństwo, podnosząc je do rangi sakramentu. Młodzi jednak sami muszą zadecydować, czy chcą zaprosić Go do siebie.
I był następny piękny ślub. Wielu młodych kuzynów i przyjaciół patrzyło na nich ze zdziwieniem: po co ten ślub? Ale już wieczorem z jakąś nostalgią zaczynali mówić, że i oni o tym myślą. Jeszcze nie teraz, może później, chociaż już tak długo razem mieszkają...
Pan Bóg zostaje za drzwiami
Dzisiaj wielu młodych nie widzi perspektyw. Decydują się zamieszkać razem, współżyją ze sobą i uważają to za naturalne. - Kochamy się, ale po co nam ślub? - mówią. Pan Bóg zostaje za drzwiami, bo nie mają ochoty zaprosić Go do swojego domu. Nie rozumieją, co oznacza sakrament małżeństwa. Chociaż najczęściej są ochrzczeni i otrzymali katolickie wychowanie, są zagubieni i nie wierzą, że możliwe jest zachowanie dozgonnej miłości i wierności. Tracą wyniesioną z domu wiarę. Mówią, że ślub to tylko kosztowna formalność, do niczego im niepotrzebna. Jeśli się rozejrzymy, zauważymy, że liczba takich „wolnych” związków zastraszająco rośnie. To jakiś trudny znak naszych czasów. Młodzi często nie chcą się pobrać, nawet wtedy, gdy pocznie się ich dziecko. Mówią, że im się nie opłaca, bo stracą zasiłki dla samotnych matek. Tych kilka złotych jest dla nich ważniejsze niż zaproszenie Pana Boga do własnej rodziny.
Aby nie „urazić” młodych
Zapytałam kiedyś Marka, młodego ojca rodziny, co by zrobili jego rodzice i obecni teściowie, gdyby jeszcze przed ślubem przyjechał do domu swojej dziewczyny, przespał się z nią w jej pokoju, a rano radośnie przyszedł w piżamie na wspólne śniadanie. Byłam świadkiem takiego zachowania w rodzinie naszych przyjaciół i jakoś trudno mi było się z tym pogodzić. Tamci rodzice, choć niezadowoleni, udawali, że niczego nie widzą, aby nie „urazić” młodych. Marek zareagował bardzo gwałtownie. Najpierw go zamurowało i poprosił o powtórzenie pytania, a potem długo dosłownie tarzał się ze śmiechu. Na pytanie, co mu się stało, odpowiedział: - Wyobraziłem sobie mojego tatę i mojego teścia, jak szybko i zgodnie zrobiliby ze mną porządek. Nigdy bym się nie odważył w taki sposób obrazić mojej dziewczyny i jej rodziny.
Nieraz potrzeba wielu rozmów, pełnych miłości, zrozumienia i akceptacji, aby pomóc młodym odnaleźć swoją drogę. Pan Bóg oczekuje, że to oni sami poproszą Go, aby błogosławił ich miłość. Tego nikt inny za nich nie może zrobić!
Ale czy my, rodzice, nie jesteśmy często współwinni, że nasze dzieci żyją bez ślubu? Młodzi czasem mówią o tym w poradni: „Jak chcieliśmy się normalnie pobrać, rodzice byli przeciwko nam. Mówili, że jesteśmy za młodzi. Przepowiadali, że zmienimy zdanie, nie chcieli zaakceptować naszego wyboru. Nie przeszkadzało im, że podczas studiów mieszkamy razem. Nic ich to nie obchodziło, byle nie było kłopotów, wydatków i dziecka”.
Potrzebna jest wielka miłość rodziców, aby chcieć i umieć rozmawiać z dorastającymi, buntującymi się nieraz dziećmi, aby nie naruszając ich godności i prawa do własnego wyboru drogi życiowej, umieć im pokazać piękno chrześcijańskiej rodziny. Potrzebna jest wielka mądrość i modlitwa rodziców za dorastające dzieci, aby nie straciły wiary i stworzyły prawdziwie chrześcijańskie, polskie rodziny. Za to także my, rodzice, jesteśmy odpowiedzialni.
Pomóż w rozwoju naszego portalu



