Właściwie to z listem do Pani „noszę się” od miesiąca, gdy miałem wysłać Jej życzenia z okazji świąt Bożego Narodzenia, ale wiem że listów i życzeń na pewno serdeczniejszych i milszych (bo od znajomych, którzy piszą częściej, co pół roku - na Wigilię, Wielkanoc) ma Pani pełno i... nie wysłałem. Dopiero zakończenie Pani artykułu z „Niedzieli” nr 3 uświadomiło mi, że praca dziennikarza wymaga kontaktu z czytelnikami, że i Pani może potrzebować takich listów jak mój, żeby utwierdzić się, że Pani praca ma głębszy sens niż tylko utrzymanie się z pieniędzy otrzymywanych za pracę w „Niedzieli”.
Oczywiście, nadal czytam Pani rubrykę, ale już (po otrzymaniu w zeszłym roku dodatku pielęgnacyjnego) bez nadziei, że w ten sposób mogę przerwać samotność, po prostu należy się do niej przyzwyczaić i należycie ocenić zalety najlepszego towarzystwa (znaczy siebie), które na pewno nie zawiedzie, a jest dostępne zawsze, w każdej chwili i wszędzie. Naprawdę trzeba było ponad trzech lat od śmierci żony, żeby to potwierdzić. Trudności ze słuchem uniemożliwiają skorzystanie z Uniwersytetu III Wieku, a poziom emerytury nie pozwala na aparat słuchowy - i tak pozostaje tylko książka.
Henryk z Częstochowy
Z tymi prywatnymi życzeniami to by się Pan zdziwił! Bo prawie wcale ich nie otrzymałam w tym roku, nie licząc moich „Niedzielnych” Korespondentów, jak zwykle niezawodnych. I moi krewni i znajomi też się wykruszają, coraz mniej jest tych kontaktów osobistych, i najpewniejsze to... spotkania na pogrzebach. No ale wtedy bohater takiego spotkania nie bierze w nim czynnego udziału, więc to mało ciekawe dla niego. Często się zastanawiam, co takiego się dzieje, że w pewnym wieku pozostajemy sami. Gdzie są ci nasi wszyscy przyjaciele, krewni, znajomi? Najlepiej jeśli jesteśmy jakoś „osadzeni” w rodzinie, to po prostu nie mamy czasu na samotność. Dobrze też, jeśli możemy być użyteczni. Uwielbiam to uczucie, że mogę zrobić coś sensownego i pożytecznego, nawet jeśli to jest rzecz drobna i błaha. Bez tego - prawdę mówiąc - nie ma po co żyć. Dlatego zawsze staram się, by sobie coś takiego znaleźć, o czym mogę potem powiedzieć, że tego czasu nie straciłam na marne. Rzeczy i sprawy „pilne i niezbędne” zawsze będą przed „miłymi i przyjemnymi”. Pomimo wszystko jestem optymistką. Mam też nadzieję, że - jeśli tak jest Panu pisane, to i aparat słuchowy oraz miłe towarzystwo - też się jakoś znajdą.
Aleksandra
PS Na listy odpowiadam również indywidualnie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu