Reklama

„Ignaś, Ignaś, jak się masz?”

16 października 2007 r., w rocznicę wyboru Jana Pawła II, zmarł w Rzymie najstarszy polski biskup - 93-letni bp Ignacy Jeż. Przebywał on w Wiecznym Mieście w związku z obchodami 750. rocznicy śmierci św. Jacka Odrowąża i VII Dniem Papieskim. Bp Jeż podczas II wojny światowej trzy lata spędził w obozie koncentracyjnym w Dachau. Był uczestnikiem Soboru Watykańskiego II i pierwszym biskupem diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. W lipcu br. obchodził 93. urodziny, a w czerwcu br. 70-lecie kapłaństwa. Poniżej publikujemy ostatni wywiad, jaki udzielił dla „Niedzieli” biskup senior Ignacy Jeż, w związku z Dniem Papieskim 2007.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jerzy Walczak: - Ksiądz Biskup był bliskim przyjacielem sługi Bożego Jana Pawła II. Jak zaczęła się ta szczególna znajomość?

Reklama

Bp Ignacy Jeż: - Zaczęło się bardzo prozaicznie. Był rok 1955, jak zostałem wicerektorem Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego, które znajdowało się w Krakowie. Właśnie w tym czasie spotkałem się po raz pierwszy z ks. Karolem Wojtyłą. Prowadził u nas wykłady dla kleryków, gdy na Uniwersytecie Jagiellońskim zlikwidowano Wydział Teologiczny.
Rektorem Seminarium był wówczas ks. Jerzy Stroba. Pewnego razu coś mu „weszło” w prawe ramię i nie mógł tą ręką sprawnie poruszać. Lekarz zalecił gimnastykę rehabilitacyjną, mówiąc, że najlepszym lekarstwem na rozruszanie ręki byłoby wiosłowanie na kajaku w czasie wakacji. Rektor Stroba namówił mnie do takiego spędzenia naszych wakacji. Kupił gumowy składak, a ja namiot i kuchenkę. Ks. prof. Wojtyła był naszym doradcą i ekspertem od kajakowych spraw. Był w tej materii niezwykle doświadczony. Miał swoją grupę studentów, z którą w czasie wakacji odbywał spływy kajakowe. Pierwszy nasz spływ - za radą krakusów - odbył się Brdą - od Przechlewa do Bydgoszczy. Płynęliśmy sami, we dwójkę. Takich wakacyjnych rejsów zaliczyliśmy chyba z dziesięć. Po każdych wakacjach następowała wymiana doświadczeń z krakusami, którym oczywiście przewodził ks. prof. Wojtyła. Omawiał z nami odbyte już wyprawy, informował o następnym spływie kajakowym - czy to Krutynią, Drawą, czy też Czarną Hańczą. Przekazywał nam swoje uwagi, pożyczał przewodniki, podpowiadał trasy, które już wcześniej przepłynął ze swoją grupą.

- Jak zrodziła się przyjaźń z Janem Pawłem II?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Bliższa znajomość między nami nawiązała się w roku 1960, kiedy wstąpiłem w szeregi biskupów - Paweł VI mianował mnie biskupem pomocniczym w Gorzowie. Spotkaliśmy się na Konferencji Episkopatu. Bp Karol Wojtyła w latach 1958-60 prowadził duszpasterstwo młodzieży męskiej. Wiedząc, że byłem wcześniej katechetą i rektorem Niższego Seminarium Duchownego oraz diecezjalnym moderatorem Sodalicji Mariańskiej Młodzieńców na Śląsku, mówi do mnie: „Weź tę młodzież, a ja przejdę do Komisji Rodzin, której przewodzi bp Pluta”. I tak się stało. Spotykaliśmy się potem częściej, mieliśmy ze sobą coraz bliższy kontakt. Potrzebowałem jego porad i wskazówek. Pytałem, jak on to prowadził, na kogo mógł liczyć, z kim powinienem utrzymywać kontakt, przed kim się strzec. On mi tych informacji o duszpasterstwie młodzieży męskiej chętnie udzielał. Kontakty koleżeńskie zaczęły się przeradzać w przyjacielskie.

- Były także inne spotkania?

Reklama

- Możliwości spotkań było coraz więcej. Najpierw wyjazd na Sobór do Rzymu, gdzie mieszkaliśmy razem w Kolegium Polskim. Później uroczystości milenijne, na które wszyscy biskupi - jeśli to tylko było możliwe - udawali się do każdej diecezji, która organizowała takie uroczystości. Tak zacieśniały się więzy naszej przyjaźni. Gdy został później arcybiskupem krakowskim, nasze powiązania były już dość głębokie.
Okazji do spotkań przysparzała także grupa księży byłych więźniów obozów koncentracyjnych, którą Metropolita Krakowski darzył szczególną sympatią. Gdy bp Kazimierz Majdański zorganizował dla tych księży pielgrzymkę do Rzymu, to właśnie abp Wojtyła przewodniczył Mszy św. na Monte Cassino, odprawianej mimo padającego deszczu. On też przedstawiał nas na audiencji w Watykanie Papieżowi Pawłowi VI.
W 1972 r. powstały nowe diecezje. Będąc ordynariuszem koszalińsko-kołobrzeskim, byłem równocześnie w Konferencji Episkopatu Polski przewodniczącym Komisji ds. Środków Społecznego Przekazu. Co roku w styczniu jeździłem do Zakopanego, gdzie w „Księżówce” odbywały się spotkania Komisji Duszpasterskiej. Gospodarzem tych spotkań był, oczywiście, Metropolita Krakowski. Program był tak ułożony, że po obiedzie była przerwa do piątej po południu. On w tym czasie zawsze znikał. Brał narty, pędził na stację kolejki, by wjechać na Kasprowy Wierch i raz, a nawet dwa razy zjechać z niego na nartach. Zawsze o piątej już był z powrotem na obradach. A wieczorami i przy innych okazjach było sporo czasu na przyjacielskie spotkania, by wymienić poglądy, podzielić się swoimi przeżyciami czy pożartować. I tak było aż do pamiętnego poniedziałku 16 października 1978 r., kiedy to kard. Karol Wojtyła został wybrany na papieża.

- Jak Ksiądz Biskup wspomina ten historyczny dzień?

Reklama

- Właśnie w tym czasie w Rzymie były przewidziane obrady Rady Konferencji Episkopatów Europy (CCEE), na które zostałem wydelegowany przez Konferencję Episkopatu Polski. W sobotę 14 października o piątej po południu zjawiłem się w Kolegium Polskim przy Piazza Remuria, gdzie wcześniej zamówiono noclegi. Nie mogłem już spotkać się z kard. Wojtyłą, by go pożegnać. Przed dwoma godzinami odjechał na konklawe. W niedzielę poszedłem dwukrotnie na Plac św. Piotra, aby obserwować unoszący się nad Kaplicą Sykstyńską czarny dym. W poniedziałek w południe trochę spóźniłem się na plac, z którego Włosi już wracali do domów. Wieczorem stałem przy kolumnadzie Berniniego po lewej stronie, blisko via della Conciliazione. W tym miejscu można było dobrze widzieć dym wydobywający się z komina. Nagle ktoś krzyknął, a za chwilę krzyczało już wielu: „Bianca! Bianca!”. Rzeczywiście, nad Kaplicą Sykstyńską unosił się wyraźnie biały dym. Już nie było żadnej wątpliwości - Ojciec Święty został wybrany. Natychmiast Plac św. Piotra zaczął się napełniać wiernymi z całego Rzymu i turystami. Docierali ze wszystkich stron po usłyszeniu wiadomości w radiu bądź telewizji. Po dłuższym oczekiwaniu pojawiła się procesja i z ust kard. Feliciego usłyszeliśmy słowa: „Anuntio vobis gaudium magnum: Habemus Papam!...”. Włosi reagują spontanicznie, krzyczą, hałasują, słychać niemilknące oklaski. Gdy wreszcie kard. Felici doszedł do głosu i powiedział „Carolum...”, dla Włochów było jasne - „Confalonieri”, tylko on jedyny z włoskich kardynałów miał na imię Karol. Ale przecież ten kardynał z powodu swojego podeszłego wieku nie uczestniczył w konklawe! Ogólne zdumienie, że wybrano takiego staruszka. Ale kard. Felici powoli mówił dalej: „...Sanctae Romanae Ecclesiae Cardinalem Wojtyła!...”. Usłyszeliśmy bardzo poprawnie wypowiedziane „ł”. Pod nami ugięły się nogi. Wprost nie do wiary! Reakcje ludzi były przedziwne. Stojąca obok Włoszka krzyknęła: „To chyba nie jest Murzyn?!”. Takiego nazwiska jeszcze w życiu nie słyszała. Wyciągnęła szybko „L’Osservatore Romano”, w którym były fotografie i nazwiska wszystkich kardynałów. Za chwilę znów krzyczy: „Polacco! Polacco!”. No i wreszcie ukazał się nowy Ojciec Święty i po włosku pozdrowił: „Sia lodato Jesu Christo...”. Ta sama Włoszka już bardzo radośnie zawołała: „Parla italiano!”. No i rzeczywiście potem Jan Paweł II mówił po włosku. Mówił do Włochów, że przyjechał z dalekiego kraju, że mówi w obcym języku, czyli inaczej w naszym. „Jak się pomylę, to mnie poprawcie...”. Ogólny śmiech i oklaski. Bardzo szybko zjednał sobie Włochów swoją bezpośredniością.
Następnego dnia - we wtorek - zaskoczyła Włochów kolejna wiadomość. Ojciec Święty pojechał do kliniki Gemellego odwiedzić bp. Andrzeja Deskura, który nagle zachorował. Dla Włochów było to czymś niezwykłym, nadzwyczajnym. Odnotowali to jako wielkie wydarzenie. Dzień później sam się przekonałem, że będzie to niezwykły pontyfikat. Wracam w środę z przechadzki na obiad w Kolegium, a tu mówią mi, że wieczorem będę na kolacji u Ojca Świętego. Ja mówię: „Wy sobie kawały róbcie z kimś innym, a nie ze mną. Gdzie biskup z Koszalina pójdzie na wieczerzę do Papieża? Pewnie na głowę upadliście”. „Ale naprawdę! - przekonywał mnie w czasie obiadu ks. rektor Michalik. - Dzwonił ks. Dziwisz, że Ksiądz Biskup ma wieczorem przyjść do Watykanu na kolację!”. Dla mnie było to zupełnie niesłychane. I faktycznie, o określonej porze szofer - ten sam, który wiózł kard. Wojtyłę na konklawe - zawiózł mnie do Watykanu we właściwe miejsce. Ks. Dziwisz zjechał po mnie windą i udaliśmy się do apartamentów Ojca Świętego. Patrzę - jest też bp Szczepan Wesoły. Okazało się, że w Rzymie było wtedy obecnych tylko dwóch polskich biskupów - bp Wesoły i ja - i Ojciec Święty chciał się z nami spotkać. Nadzwyczajne! Po modlitwie siadamy do stołu i … nic. Zupełnie nas zamurowało. Ojciec Święty patrzy na nas i mówi: „A cóż tak nic nie gadacie?”. Mówię: „Ojcze Święty, bo wszystko widać. Ta biała sutanna. Ta biała piuska…”. Ale wtedy zorientowaliśmy się, że Ojciec Święty nic nie wie, co się działo tam, na dole, na Placu św. Piotra, jaka była reakcja ludzi po ogłoszeniu wyboru nowego papieża, jak to przeżywali, jakie pierwsze opinie były wypowiadane. On tego wszystkiego nie mógł przecież wiedzieć. Zaczęliśmy więc opowiadać jeden przez drugiego. Gdy wspominałem tę Włoszkę, która stała obok, Ojciec Święty razem z nami śmiał się serdecznie. Ta kolacja to był dla nas znak, jak bardzo styl i sposób sprawowania tego pontyfikatu będą inne od dotychczasowych pontyfikatów.

- Bliska przyjaźń Ojca Świętego i Księdza Biskupa trwała dalej…

- Przez osiemnaście lat naszych kontaktów przed pontyfikatem - w latach 1960-78 - najpierw rodziła się coraz bliższa znajomość, później koleżeństwo i przyjaźń. Kard. Wojtyła, także jako papież, zawsze zwracał się do mnie: „Ignaś”. Tak pozostało do końca jego pontyfikatu. Ja natomiast mówiłem już do niego „Ojcze Święty” - bo przecież nie wypadało mówić „Karolu”. Okazji do spotkań było wiele - apostolskie pielgrzymki do Ojczyzny, organizowane w Rzymie uroczystości czy też nasze wizyty w Watykanie „ad limina Apostolorum”. Takie i podobne spotkania miały miejsce aż do ukończenia przeze mnie 75 lat życia - w dniu 31 lipca 1989 r. Stosownie do przepisu Kodeksu prawa kanonicznego złożyłem wtedy rezygnację ze sprawowanego urzędu ordynariusza koszalińsko-kołobrzeskiego. Jan Paweł II powiedział wówczas: „Ignaś, poczekaj, aż do ciebie przyjadę”.

- Kiedy to się stało?

Reklama

- Była sobota 1 czerwca 1991 r., kiedy w Koszalinie rozpoczęła się czwarta pielgrzymka Ojca Świętego do naszej Ojczyzny. Dla nas było to wydarzenie niezwykłe. Przed południem Jan Paweł II poświęcił nowe seminarium duchowne, a po obiedzie przybył na Górę Chełmską i dokonał uroczystego poświęcenia sanktuarium Matki Bożej Trzykroć Przedziwnej. W pamiętnej homilii Ojciec Święty rozpoczynał swoje wspaniałe nauczanie o Dekalogu. Użył porównania Góry Chełmskiej do Synaju, z którego schodził Mojżesz, niosąc otrzymane od Boga dziesięć przykazań. W niedzielę 2 czerwca na lotnisku w Zegrzu odbyło się niezapomniane spotkanie naszego Papieża z wojskiem. Przed odlotem niespodziewanie ks. Dziwisz mówi do mnie: „Ksiądz Biskup poleci też do Rzeszowa”. Ja, nieprzygotowany, tak jak byłem na lotnisku, wszedłem do samolotu i poleciałem razem z Janem Pawłem II. Potem do Rzeszowa przyjechał samochodem mój kapelan i przywiózł mi wszystko, co było potrzebne, abym w dalszym ciągu mógł towarzyszyć Ojcu Świętemu w pielgrzymce. Do samego końca, aż do odlotu w Balicach pod Krakowem. Każda z papieskich homilii o Dekalogu była szczególna. Dla mnie najbardziej przejmująca była w Kielcach, jak nadeszła burza. Jan Paweł II mówił właśnie o życiu rodziny, bardzo emocjonalnie. Nawet się uniósł, mówiąc: „…to jest moja ziemia! To jest moja matka! I dlatego mam prawo o niej mówić tak, jak mówię”.
Ta pamiętna wizyta papieska była dla mnie ukoronowaniem mojego blisko dwudziestoletniego okresu pasterzowania w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. 1 lutego 1992 r. Ojciec Święty przyjął moją rezygnację z obowiązków ordynariusza, złożoną 1 sierpnia 1989 r.

- Ksiądz Biskup na emeryturze nadal spotykał się z Janem Pawłem II...

- Urząd ordynariusza objął bp Czesław Domin. Gdy przyszedł czas wyjazdu do Rzymu na wizytę „ad limina Apostolorum”, biskup Czesław mówi do mnie: „Jedźmy razem. Ty przygotowywałeś sprawozdania wysłane wcześniej. Gdy w jakiejś kongregacji będą mnie pytać o szczegóły, nie będę wiedział, co powiedzieć. Na pewno razem łatwiej sobie poradzimy”. Dzięki temu miałem kolejną okazję złożyć wizytę Janowi Pawłowi II i spotkać się z nim. Także później, ilekroć przyjeżdżałem do Rzymu już jako emeryt, za każdym razem miałem możliwość spotkania się z Papieżem w Watykanie. Przez abp. Dziwisza byłem zapraszany na obiad. Rozmawialiśmy jak dawniej, swobodnie, po koleżeńsku. Tak było do samego końca. Jan Paweł II zawsze witał mnie słowami: „Ignaś, Ignaś, jak się masz? Jak długo się śmiejesz, tak długo jest dobrze. Ignaś, co masz do powiedzenia?”. Mówiłem mu wówczas, że teraz, jako emeryt, nie mam już żadnych problemów do rozważania z Ojcem Świętym jako Głową Kościoła. Przywożę tylko anegdoty i nowe kawały. Jan Paweł II, znany z doskonałego poczucia humoru, uśmiechał się i mówił: „No to, Ignaś, opowiadaj, opowiadaj”. A ja śmiało opowiadałem różne historyjki i anegdoty, z których zawsze śmiał się bardzo serdecznie.

Reklama

- Jan Paweł II nazwał Księdza Biskupa „biskupem uśmiechu”. Kiedy narodziło się to określenie?

- Miało to miejsce w czasie pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do naszej Ojczyzny w 1979 r. Na lotnisku pod Gnieznem, żegnając się z nami, Ojciec Święty każdemu z biskupów dopowiadał kilka słów. Gdy podszedł do mnie, powiedział do obecnych: „My mieliśmy w Rzymie «papieża uśmiechu», a wy teraz macie «biskupa uśmiechu». Ten tytuł przylgnął do mnie na dalsze lata. Szczyciłem się nim, bo to przecież z nominacji samego Ojca Świętego. Do dnia dzisiejszego chwalę się tym i niezmiernie się cieszę.

- Jan Paweł II w swojej książce „Wstańcie, chodźmy!” pisał o przyjaźni z Księdzem Biskupem…

- Jan Paweł II pisze, że miał trzech przyjaciół biskupów w Gorzowie - Plutę, Strobę i Jeża. Dał w swojej książce świadectwo, że niejako na drogi jego życia weszliśmy jako przyjaciele. Na drogi naszego życia to on wszedł jako nasz przyjaciel, a później jako Głowa Kościoła i Namiestnik Chrystusa Pana. To była wspaniała, wyjątkowa przyjaźń z najważniejszą osobą Kościoła. Dla mnie ta przyjaźń była ubogaceniem się nie tylko wewnętrznie, ale także ubogaceniem mojej posługi biskupiej.

- Ostatnie spotkanie Jana Pawła II z Księdzem Biskupem...

- To było w styczniu 2005 r. W niedzielę 23 stycznia byłem zaproszony na obiad do Ojca Świętego. Trzy dni później - w środę 26 stycznia - audiencja w Watykanie. Jan Paweł II czuł się dobrze, brał czynny udział w rozmowie, jak zawsze śmiał się i żartował. Nie wiedziałem, że to już nasze pożegnanie. Nawet przez moment tak nie pomyślałem. Dla mnie jego śmierć była niezmiernie bolesna, bo naprawdę byliśmy sobie bardzo bliscy. Przyjąłem to jako wolę Opatrzności Bożej - zawsze się z Nią zgadzam i ufam Jej bezgranicznie. W mym prostym sercu jest wiara i nadzieja, że śmierć nie wszystko kończy, że znów się zobaczymy i z powrotem nawiążemy naszą długoletnią przyjaźń. Cudowna przyjaźń z Ojcem Świętym Janem Pawłem II jest najpiękniejsza kartą kapłańskiej drogi mego życia.

Podziel się:

Oceń:

+1 -1
2007-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

Zakaz spowiadania dzieci poniżej 18. roku życia. Petycja trafiła do Sejmu

2024-12-19 07:22

Karol Porwich/Niedziela

Podpisana przez 12 tysięcy osób petycja w sprawie dostępności spowiedzi tylko dla osób pełnoletnich trafiła do Sejmu – informuje w czwartek "Rzeczpospolita”.

Więcej ...

Nowenna do Dzieciątka Jezus

Karol Porwich/Niedziela

Nowenna odmawiana przed uroczystością (16-24 grudnia) lub w okresie Bożego Narodzenia.

Więcej ...

Rozważanie na 25 grudnia: Nocny sąd i świąteczna sprawiedliwość

2024-12-23 19:29

mat. prasowy

Historia burmistrza Nowego Jorku Fiorello La Guardii, jest doskonałym przykładem tego, jak Boże Narodzenie inspiruje do działania pełnego empatii i miłości. La Guardia, znany ze swojej dobroci, pewnego zimowego wieczoru odwiedził nocny sąd i w nietypowy sposób wymierzył sprawiedliwość. Zdecydował się pomóc starszej kobiecie oskarżonej o kradzież chleba. Tego rodzaju gesty pokazują, jak Boże Narodzenie może stać się momentem, w którym dostrzegamy potrzeby innych i odpowiadamy na nie z miłością.

Więcej ...
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najpopularniejsze

Czy jestem gotów dziś zrobić mały krok w...

Wiara

Czy jestem gotów dziś zrobić mały krok w...

Nowenna do Świętej Rodziny

Wiara

Nowenna do Świętej Rodziny

Jak jest z moją odwagą w świadczeniu o własnej wierze?

Wiara

Jak jest z moją odwagą w świadczeniu o własnej wierze?

Ks. prof. Chrostowski: nie wiemy, kiedy urodził się Jezus

Kościół

Ks. prof. Chrostowski: nie wiemy, kiedy urodził się Jezus

Opus Dei wydało oświadczenie ws. Marcina Romanowskiego

Wiadomości

Opus Dei wydało oświadczenie ws. Marcina Romanowskiego

Zakaz spowiadania dzieci poniżej 18. roku życia. Petycja...

Wiara

Zakaz spowiadania dzieci poniżej 18. roku życia. Petycja...

Polak biskupem pomocniczym w Chicago

Kościół

Polak biskupem pomocniczym w Chicago

Episkopat odradza korzystanie z Nowego Przekładu...

Kościół

Episkopat odradza korzystanie z Nowego Przekładu...

Maryja udaje się do Elżbiety, by służyć

Wiara

Maryja udaje się do Elżbiety, by służyć