Głównym wydarzeniem politycznym ubiegłego roku były wybory parlamentarne. W ich wyniku władzę i odpowiedzialność za kraj przejęła Platforma Obywatelska razem z Polskim Stronnictwem Ludowym. Główną siłą opozycyjną zostało Prawo i Sprawiedliwość. Pozostałe dwie partie współrządzące - Liga Polskich Rodzin i Samoobrona - nie weszły do parlamentu.
- Nowy podział sceny politycznej, w której dwa główne ugrupowania wywodzą się z pnia Solidarności, może trwać dłużej - uważa dr Tomasz Żukowski, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. - Lidze i Samoobronie trudno będzie wrócić do parlamentarnej polityki. Ich wizerunki się zużyły, a liderzy zostali zepchnięci na margines. Mimo wejścia do Sejmu, w głębokiej defensywie jest też SLD, lecz to ugrupowanie ma znacznie większe wpływy, m.in. w mediach - dodaje Żukowski.
Test ze spełniania obietnic
Reklama
Przyszły kształt sceny politycznej zależy w znaczniej mierze od sukcesów i porażek koalicji PO-PSL. Nową władzę czekają poważne wyzwania. Najpilniejsze wydaje się szybkie ustabilizowanie sytuacji w służbie zdrowia i oświacie. Pracownicy tych branż jako pierwsi zaczęli domagać się znaczących podwyżek. Następni - kolejarze i górnicy - zagrozili protestami, jeśli władza nie zacznie z nimi rozmawiać.
Już na początku 2008 r. nowych ministrów czeka więc pierwszy test z zakresu rozwiązywania konfliktów oraz spełniania wyborczych obietnic. Zadanie jest tym trudniejsze, że w exposé premier Donald Tusk podtrzymał deklarację o zmniejszaniu podatków i ograniczeniu dziury budżetowej.
Oznacza to, że do budżetu będzie wpływało mniej pieniędzy. Gdzie w takiej sytuacji rząd zamierza znaleźć brakujące środki, aby podnieść płace budżetówce? Na to pytanie - wielokrotnie zadawane przez polityków opozycji, a także ekonomistów i komentatorów - odpowiedź nie padła. Poznamy ją na pewno, gdy Sejm i Senat przyjmą nowy budżet. Odsłonięcie „budżetowych kart” musi nastąpić najpóźniej do 27 stycznia. W przeciwnym wypadku prezydent będzie mógł podjąć kroki w kierunku rozwiązania parlamentu.
Tymczasem nowa koalicja zapowiedziała zgodne rządy przez pełną, czteroletnią kadencję. Jeśli ta obietnica zostanie dotrzymana, to w 2008 r. nie będzie żadnych wyborów. - Brak kampanii powinien sprzyjać wyciszeniu wielu sporów wywoływanych na potrzeby wyborcze - mówi „Niedzieli” dr Żukowski i dodaje: - Społeczeństwo nie powinno jednak zapominać, że konflikt jest stałą częścią polityki. Podobnie jak częścią polityki jest rozwiązywanie konfliktów. Na całkowite wyciszenie politycznych sporów nie można więc liczyć. Zwłaszcza że współczesna mediatyzacja i tabloidyzacja polityki powoduje, iż konflikty są silnie spersonalizowane.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Koniec misji w Iraku i proces afgański
W ślad za światem politycznym dzieli się też społeczeństwo. Niemniej istnieje jedna sprawa, co do której zdecydowana większość Polaków jest zgodna. Chodzi o obecność naszych wojsk w Iraku. Za jak najszybszym powrotem żołnierzy do kraju opowiada się ponad 73 proc. Polaków. Jedynie 5 proc. uważa, że Wojsko Polskie powinno być w Iraku tak długo jak Amerykanie.
Według deklaracji ministra obrony narodowej Bogdana Klicha, proces wycofywania żołnierzy ze środkowo-południowej części Iraku zakończy się latem 2008 r. Nikt z polityków nie mówi natomiast nic o zakończeniu NATO-wskiej misji w Afganistanie. A to właśnie nasza obecność w tym kraju znajdzie się zapewne w centrum zainteresowania opinii publicznej w 2008 r. Przyczyni się do tego bezprecedensowy proces żołnierzy oskarżonych o zabójstwo sześciu cywilów oraz o okaleczenie trzech kobiet, którym później amputowano nogi bądź ręce.
Nigdy wcześniej polscy żołnierze nie byli oskarżani o podobne czyny. Dlatego m.in. sprawę trzeba wyjaśnić w najdrobniejszych szczegółach, żeby później nikt nie miał wątpliwości co do przebiegu zdarzenia z 16 sierpnia 2007 r. w wiosce Nangar Khel.
Rewolucja na rynku pracy
Reklama
Przez wiele lat głównym problemem społecznym naszego kraju było bezrobocie. Kiedy jednak porównamy dane ze stycznia 2007 r. z informacjami listopadowymi na ten temat, to śmiało można powiedzieć, że w tym czasie na rynku pracy dokonała się rewolucja.
Tak niskiego poziomu bezrobocia, jak obecnie, nie było od 9 lat. Nie ma już województwa, w którym liczba pozostających bez pracy przekraczałaby 20 proc. (dla porównania w 2006 r. taki poziom był w co czwartym regionie). W wielkich miastach praca coraz częściej czeka na człowieka. A to oznacza - jak mówią ekonomiści - że w minionym roku „rynek pracy zmienił się z rynku pracodawcy na rynek pracownika”. Ta zmiana spowodowała wzrost wynagrodzeń - średnio o 9 proc. Ale są branże, jak np. sektor budowlany w stolicy, gdzie zarobki wzrosły o kilkadziesiąt procent.
W ciągu roku liczba bezrobotnych zmniejszyła się niemal o 600 tys. osób. Najważniejsze, że emigracja nie jest już decydującym czynnikiem spadku bezrobocia w Polsce. Zdaniem Janusza Witkowskiego, wiceprezesa Głównego Urzędu Statystycznego, obniżanie się poziomu bezrobocia wynika przede wszystkim z powstawania nowych miejsc pracy. Gdyby podobne tempo spadku stopy bezrobocia, jak w minionym roku, utrzymało się w 2008 i 2009 r., to po dwóch latach osiągnęlibyśmy średni poziom europejski.
Pozytywne zmiany widać w dużych miastach. Przeciwnie wygląda sytuacja mieszkańców małych miast i wsi. Tam osoba po czterdziestce nadal nie ma szans na znalezienie nowej pracy. Podobnie jak i młodzież startująca w dorosłe życie. Obydwie te grupy muszą szukać pracy z dala od miejsca zamieszkania. Nie byłby to problem, gdyby w Polsce była wystarczająca liczba tanich mieszkań. Trendy na rynku budowlanym są jednak odwrotne.
„M” jak mieszkanie
Według niektórych specjalistów, w naszym kraju brakuje ok. 1,5 mln mieszkań. Drugie tyle czeka na remont.
Diagnoza sytuacji na rynku znana jest od lat. Niestety, w ostatnim czasie niewiele się poprawiło w tej sferze. Mimo że mieliśmy łagodną zimę, że wydano więcej pozwoleń na budowy i więcej budów zostało rozpoczętych - to przełomu na rynku budownictwa nie ma.
Co gorsza, ceny mieszkań w 2007 r. rosły znacznie szybciej niż nasze płace. Problemu nie rozwiązały też nowe kredyty, które można brać nawet na 50 lat. W 2005 r. osoba mająca przeciętne zarobki mogła dostać kredyt na 60 m2 mieszkania, rok temu za kredyt można było kupić 46 m2 lokum, teraz jeszcze mniej.
Wysokie ceny mieszkań w największych miastach (Warszawa - 8-14 tys. zł za m2, Wrocław i Gdańsk - ponad 6 tys. zł, Kraków - ok.7,5) spowodowały rozwój budownictwa jednorodzinnego na obrzeżach wielkich miast. Teraz jednak trend ten został wyhamowany z powodu braku planów zagospodarowania przestrzennego.
Temat budownictwa nie był szczególnie akcentowany w mijającej kampanii wyborczej. A tuż po wyborach nowa władza zlikwidowała resort budownictwa. - Mam nadzieję, że nie oznacza to wycofania się państwa z aktywnego rozwiązywania problemu budownictwa mieszkalnego - mówi Tadeusz Nowosielski, przewodniczący Sekcji Krajowej Budownictwa NSZZ „S” i członek trójstronnego Zespołu ds. Budownictwa, skupiającego związkowców, pracodawców i stronę rządową. - Wolny rynek problemu mieszkalnictwa sam nie rozwiąże.
Jedziemy na Euro
Ceny cementu i stali poszły w górę z powodu nowych projektów infrastrukturalnych, głównie drogowych. W nowym roku niewiele się pod tym względem zmieni. Tym bardziej że na dobre powinna się rozpocząć budowa stadionów i hoteli z myślą o Mistrzostwach Europy w Piłce Nożnej w 2012 r.
Przyznanie Polsce i Ukrainie prawa do organizacji mistrzostw było jednym z najważniejszych wydarzeń ubiegłego roku. Euforia, jaka miała miejsce po tym fakcie, była nawet większa niż po historycznym awansie piłkarzy do finałów ME w Austrii i Szwajcarii.
W przyszłym roku będziemy więc mieli podwójną dawkę wrażeń. Pierwszą - z powodu Euro w Austrii i Szwajcarii. Druga związana będzie z informacjami z frontu robót budowlanych. Miejmy nadzieję, że w obu przypadkach będzie powód, aby się radować, a nie zażywać lekarstwa na uspokojenie. I oby w 2008 r. okazji do radości było jak najwięcej.