Całe swoje długie życie ks. prał. Wacław Karłowicz oddał Kościołowi i Ojczyźnie. - Wszystko dla Boga, dla Polski, nic dla siebie - taka była jego życiowa dewiza.
Ostatnio jego stan zdrowia z miesiąca na miesiąc pogarszał się. Jednak jeszcze we wrześniu wspólnie z parafianami świętował swoje urodziny. - Pan Bóg jest dobry, bo dał tak gorliwego i zacnego kapłana. Pan Bóg jest dobry, bo pozwolił Księdzu Prałatowi i nam tu dziś zgromadzonym dziękować za 75 lat niezwykłej posługi kapłańskiej oraz 100 lat życia w służbie Bogu i Kościołowi - powiedział abp Sławoj Leszek Głódź, ordynariusz warszawsko-praski, podczas ostatnich urodzin ks. Karłowicza 15 września 2007 r.
Powoli zgasł
Reklama
Ten 100-letni kapłan do końca swoich dni cieszył się wielkim autorytetem i przyjaźnią parafian na warszawskim Gocławku, środowisk kombatanckich i niepodległościowych. - Skromny, zawsze uśmiechnięty, odważnie uczył nas ducha wolności - wspomina Stefan Melak, przewodniczący Kręgu Pamięci Narodowej, długoletni najbliższy współpracownik Księdza Prałata.
Ostatni raz można było spotkać go publicznie podczas jego urodzin w kościele parafialnym na warszawskim Gocławku, gdzie był długoletnim proboszczem. Widać było, jak ks. Karłowicz cieszy się, że specjalnie dla niego przyszło tak wiele osób. - Dziękuję wszystkim za to ciepłe przyjęcie - z trudem powiedział szacowny Jubilat. Już wówczas widać był jego niemoc... powoli gasł.
- Dziś jesteśmy wspólnotą świętej jedności z Jezusem Chrystusem - to chyba jedne z ostatnich słów, jakie ks. Karłowicz wypowiedział publicznie.
Z pewnością po śmierci słowa te mają dla niego jeszcze bardziej dosłowne znaczenie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Panu Bogu służę
Ks. Karłowicz był wysoki, szczupły, prawie zawsze uśmiechnięty. Pisano o nim, że ciągle ma zdziwione spojrzenie dziecka i wytartą sutannę. Zapytany o to, co robi, odpowiadał żartobliwie: - Panu Bogu służę! Od tego nie ma emerytury. Właśnie taki był Ksiądz Prałat. Prawie wszytko potrafił obrócić w żart. Gdy kilka miesięcy temu, podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim, dziennikarze zapytali go, które wydarzenie w życiu uważa za najważniejsze, z uśmiechem odpowiedział: „Moje narodziny!”.
Za tą żartobliwą otoczką kryło się w nim prawdziwe kapłańskie powołanie, któremu był wierny przez całe swoje dorosłe życie. Mówił nawet o sobie, że jest skazany na kapłaństwo. Już jako kilkuletni chłopiec siadał w ławce pod amboną i wpatrywał się w księdza. Po powrocie do domu zaszywał się w którymś z pokoi i bawił się w odprawianie „Mszy świętej”.
I tak w młodym Wacławie Karłowiczu równolegle wzrastało powołanie do służby Kościołowi i Ojczyźnie. Zresztą ród Karłowiczów miał duże tradycje działalności w organizacjach narodowych. Jego przodkowie brali udział w powstaniu kościuszkowskim. - A mój pradziad otrzymał Order Virtuti Militari z rąk samego Kościuszki - mówił kilka lat temu w wywiadzie dla „Niedzieli”.
Uratował krzyż z płonącej katedry
Reklama
Gdy nadeszły ciężkie czasy dla Ojczyzny, młody kapłan stanął na wysokości zadania. Od początku II wojny światowej należał do AK, posługiwał się pseudonimem Andrzej Bobola, a podczas Powstania Warszawskiego z oddaniem służył jako kapelan.
Zasłynął swoją brawurową akcją podczas Powstania Warszawskiego. Gdy w sierpniu 1944 r. trwały zażarte walki na warszawskiej Starówce, ks. Karłowicz spowiadał rannych w szpitalu przy ul. Długiej. Wówczas ktoś przybiegł do niego z wiadomością, że pali się katedra. Gdy kapłan dotarł na miejsce, płonęła już cała świątynia, a ogień ogarniał ołtarz.
Ks. Karłowicz rzucił się do środka, aby uratować przed zniszczeniem przynajmniej cudowny krucyfiks z kaplicy Baryczków. Gdy bombardowania ucichły, ludzie spontanicznie utworzyli procesję, w której wśród ruin Starówki nieśli figurę Chrystusa. Wielu cierpiących miało poczucie, że Bóg dzieli ich los i razem z nimi przemierza staromiejską drogę krzyżową.
Nieugięty - zawsze i wszędzie
Ciężkie czasy dla ks. Karłowicza nastały również w powojennej rzeczywistości. Po zajęciu przez Sowietów stolicy szybko musiał opuścić Warszawę. „Andrzej Bobola” był bowiem poszukiwany przez Urząd Bezpieczeństwa.
Do Warszawy wrócił dopiero po pięciu latach od zakończenia wojny. Osiadł w parafii św. Wacława na Gocławku, gdzie otrzymał od Prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego trudne zadanie budowy kościoła. Komuniści uzależnili jednak wydanie zezwolenia na budowę od przystąpienia ks. Karłowicza do ruchu „księży patriotów”. Odmówił. Proboszcz zamiast dużego kościoła postawił błyskawicznie barak, który przez blisko pół wieku służył wiernym za świątynię.
Wielokrotnie wzywano go na przesłuchania, próbowano zmusić do podjęcia współpracy z SB. Mimo wytężonych działań funkcjonariuszy, ich wysiłki nie odniosły żadnego skutku. Ks. Karłowicz na zawsze pozostał dla nich nieugięty.
Do końca dla Ojczyzny
Od lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku prowadził niezależną działalność społeczną i edukacyjną. Znowu zajął się działalnością konspiracyjno-patriotyczną. Wspólnie z Kręgiem Pamięci Narodowej organizował uroczystości patriotyczne w miejscach degradowanych i niszczonych przez komunistów: w Olszynce Grochowskiej, Ossowie, gdzie zginął ks. Ignacy Skorupka, na Cytadeli Warszawskiej, gdzie zostali straceni Romuald Traugutt i członkowie Rządu Narodowego. W 1981 r. był jednym ze współinicjatorów postawienia pierwszego w Polsce pomnika Ofiar Zbrodni Katyńskiej, który stanął w Dolince Katyńskiej na warszawskich Powązkach. Kilkutonowy granitowy monument usunięty został przez SB jeszcze tej samej nocy.
Wszędzie w tych miejscach w rocznice powstań i w święta narodowe Ksiądz Prałat gromadził warszawiaków na modlitwie. Przez lata odprawił setki nabożeństw patriotycznych. Ostatnie z nich miało miejsce 5 sierpnia 2007 r. przy Krzyżu Traugutta na Cytadeli.
Ks. Karłowicz przeszedł przez życie z pasją i powołaniem. Często powtarzał, że „życie to służba, którą trzeba wciąż wypełniać na nowo”.
Dziś możemy tylko powiedzieć, że jego służby na kilka istnień by starczyło.
Ks. Wacław Karłowicz - ur. 15 września 1907 r. we wsi Łaś k. Pułtuska. Zmarł 8 grudnia 2007 r. w Warszawie. Był prałatem, szambelanem papieskim. Ukończył Gimnazjum im. ks. Piotra Skargi w Pułtusku oraz seminarium duchowne w Warszawie. W 1926 r. wstąpił do Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie. Święcenia kapłańskie otrzymał 31 stycznia 1932 r. z rąk abp. Stanisława Galla. W 1947 r., razem z innymi kapelanami z czasów wojny, był organizatorem nieformalnego związku pod nazwą Księża - byli Duszpasterze Polski Walczącej, którego do końca był przewodniczącym. Został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. W 1999 r. - uhonorowany przez Radę Warszawy tytułem „Zasłużony dla Warszawy”. W 2006 r. otrzymał godność Honorowego Obywatela Warszawy. 29 maja 2007 r. prezydent Lech Kaczyński udekorował go Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej, za działalność na rzecz odkrywania i upamiętniania prawdy o dziejach Narodu Polskiego. 19 czerwca 2007 r. odebrał na Zamku Królewskim w Warszawie prestiżową nagrodę „Kustosz Pamięci Narodowej”.
Żródło: Wikipedia