Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek - tak wielu ocenia decyzje partii rządzącej, a zwłaszcza politykę prowadzoną przez Donalda Tuska, starającego się zadowolić wszystkich. Najdobitniej widać to na przykładzie Karty Praw Podstawowych. Najpierw lider PO zapowiadał, że Kartę przyjmiemy bez zastrzeżeń. Potem, jadąc do Brukseli, obiecał, że Karty nie podpisze, a jedynie przyłączy się do tzw. protokołu brytyjskiego, który daje nam pewne możliwości zabezpieczenia wobec instytucji unijnych, zwłaszcza ze strony Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. I tego słowa premier dotrzymał, podpisał Kartę łącznie z protokołem brytyjskim. Dlaczego jednak wspomniał unijnym decydentom, że do tematu wróci? I szybko wrócił, ponieważ Sejm podjął uchwałę, w której zawarta jest szybka obietnica podpisania Karty w całości.
Zadowolenia nie kryje Bruksela, także rodzime, tzw. polskojęzyczne, media pieją z zachwytu. Tylko Kościół powinien poczuć się oszukany, ponieważ w Karcie znajduje się kilka ogólnych, a w konsekwencji niebezpiecznych zapisów, np. szczytna skądinąd zasada o godności ludzkiej, pozwalająca jednak homoseksualistom dochodzić swoich praw do zawierania związków partnerskich. Jest także zapisane prawo do życia, ale nie sprecyzowano, czy ludzkie życie zaczyna się od poczęcia, czy dopiero od narodzin. Do czego ten brak precyzji prowadzi? Najlepszym dowodem niekorzystnej dla Polski wykładni słowa „życie” w UE jest wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu w sprawie Alicji Tysiąc. Jednym słowem istnieje niebezpieczeństwo odsyłania do tegoż Trybunału np. spraw równoprawności orientacji seksualnych, a Trybunał w swoich wyrokach, jak się potocznie mówi, jest „nieobliczalny”.
Generalnie, zarówno premier, jak i PO deklarują, że będą bronić nadrzędności prawa krajowego nad unijnym, jednak obietnica podpisania Karty świadczy o czymś innym. A wiadomo, że prędzej czy później kraje członkowskie czeka podpisanie traktatu lizbońskiego, a przy okazji także dołączonej deklaracji, która w punkcie 17 ma zapis o pierwszeństwie prawa unijnego nad krajowym. Co na to odpowie polski Trybunał Konstytucyjny? Czy będzie bronić polskiej konstytucji, interesu narodowego Polaków?
Ktoś powie, że premier doskonale opanował sztukę poszukiwania kompromisów, czyli chce godzić różne racje, aby dążyć do realizacji najważniejszych celów, za co czasem trzeba zapłacić rezygnacją bądź odroczeniem tych mniej ważnych. Jednak ktoś inny nazwie takie postępowanie obłudą, działaniem pod publiczkę. Opowiadam się za tym drugim, co widać zwłaszcza w kwestiach politycznych. Np. misja wszystkich obcych wojsk w Iraku zbliża się ku końcowi, tymczasem polski rząd chce wycofać się z Iraku spektakularnie, w konflikcie z prezydentem, jakbyśmy nie chcieli tego wszystkiego, co robiliśmy w Iraku, skwitować pewnego rodzaju politycznym sukcesem!
Inny niepokojący temat to sprawa stosunków z Rosją. Dobrą informacją dla Polski jest odblokowanie eksportu mięsa na rynek rosyjski, ale tak naprawdę to nie jest żaden sukces, a jedynie doprowadzenie sytuacji do normalności. Nie powinniśmy za odwołanie tego zakazu tak czołobitnie dziękować, ponieważ za chwilę Rosja może ogłosić jakieś kolejne embargo i znów będziemy przez lata zabiegać i iść na różne ustępstwa po to, żeby je znieść.
Należy pamiętać o tym, za jakie polskie deklaracje Rosja zniosła embargo na mięso. Po pierwsze - była to gotowość do rozmów z Rosją o amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce oraz niemal zgoda na gazociąg bałtycki omijający Polskę. Co prawda władze Rosji i Niemiec, a także kierownictwo Gazpromu zapewniały, że ten gazociąg nie jest wymierzony w nikogo, jednak w publicystyce nazywa się go nowym paktem Ribbentrop-Mołotow. Chodzi o to, że po zbudowaniu tego gazociągu nie będzie potrzebny przesył rosyjskiego gazu na Zachód przez Białoruś i Polskę. Oznacza to, że bezpieczeństwo energetyczne dotychczasowych państw tranzytowych, czyli Białorusi, Ukrainy, a także Polski, jest poważnie zagrożone.
Warto tu dodać, że dzięki premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu, a także prezydentowi Unia Europejska przekonała się, że Rosja traktuje energetykę jako rodzaj nowoczesnej broni, dzięki której chce podporządkować sobie Europę, a nawet świat. To nie żadne odkrycie, że Rosja chce być mocarstwem energetycznym i dyktować warunki na całym świecie, o czym świadczy plan przejęcia przez to państwo infrastruktury przesyłowej i rurociągów w Europie. Ostatnio niespodziewanie porozumiała się z Algierią, głównym dostawcą gazu do południowej Europy. Włochy, Francja i Hiszpania dowiedziały się, że głównym dostawcą gazu do tych państw może być Gazprom, a nie dotychczasowy algierski koncern Sonatrach.
Kilka zasygnalizowanych spraw budzi niepokój o wizję polityczną premiera Tuska, o to, czy będzie w stanie prowadzić niezależną politykę w obliczu narastającej w Europie przewagi Niemiec i Rosji. Jak na razie jego „za i przeciw” jest bardzo złym sposobem prowadzenia polityki. Zwłaszcza chodzi o wspomniane deklaracje godzące w najbardziej elementarne interesy naszego państwa. Gdyby je realizować, byłoby to godzenie w polską niepodległość. W polityce bardzo często okazuje się, że chwilowy sukces jest pyrrusowym zwycięstwem, czyli cena może znacznie przekroczyć owoce.
Pomóż w rozwoju naszego portalu