Jedna z gazet opublikowała w listopadzie 2007 r. wyniki swego sondażu na temat: „Co pana(i) zdaniem powinno być priorytetem nowego rządu?”. Badania przeprowadzono wkrótce po skompletowaniu przez Donalda Tuska składu Rady Ministrów, a w dwa lata po utworzeniu poprzedniego rządu Jarosława Kaczyńskiego.
Wyniki sondażu zdumiały mnie! 20 proc. sondowanych wypowiedziało się za obniżeniem podatku dochodowego, 25 proc. - za poprawą poziomu opieki zdrowotnej (a więc za uzdrowieniem służby zdrowia) i aż 35 proc. - za skuteczną walką z bezrobociem (zapewne w ramach zapowiedzianego „cudu gospodarczego”). Zaledwie 9 proc. za priorytet rządu Tuska uznało walkę z korupcją.
Przez dwa lata rząd Kaczyńskiego za jeden z fundamentów swej polityki przyjął rozbicie układów korupcjogennych. Powołanie i efekty pracy Centralnego Biura Antykorupcyjnego uważam za sukces, nawet jeśli niektóre działania CBA przypominały taniec słonia w składzie porcelany. Udało się doprowadzić do tego, że ludzie, którzy dotąd nie wyobrażali sobie życia bez łapówek, zaczęli się bać. Nikt nie znał dnia ani godziny, kiedy CBA się nim zainteresuje...
Opozycja zwalczała CBA z zawziętością tak wielką, że można było podejrzewać, iż nie chodzi tu tylko o zwykłą walkę polityczną (czyli: „cokolwiek robi PiS, jest złe”), lecz o obronę interesów zagrożonych wpływowych kół, w tym także mafijnych. To było widać jak na dłoni - i naiwnie wyobrażałem sobie, że ogół społeczeństwa doskonale już wie, co tu jest grane. I że w wyborach da temu wyraz. Nie chcę przeceniać wyników cytowanego wyżej sondażu, lecz wynika z niego jasno, iż myliłem się: polskie społeczeństwo - a przynajmniej bardzo duża jego część - nie chce walki z korupcją. Ba, nie dostrzega związku korupcji z sytuacją na rynku pracy, ze stanem gospodarki (również w aspekcie naszej współpracy gospodarczej z zagranicą), z funkcjonowaniem służby zdrowia, w ogóle - z funkcjonowaniem państwa. Zupełnie tak, jakby te dwa lata tworzenia przez rząd Kaczyńskiego atmosfery wrogiej wszelkim szarym strefom spłynęły po ludziach jak woda po kaczce...
Dlaczego tak jest? Mam swoją teorię w tej sprawie... Pamiętają Państwo kompromitację poprzedniego prezydenta RP podczas uroczystości w Katyniu, gdzie pojawił się „w stanie wskazującym”? Jakoś mu to wówczas szybko wybaczono. A dlaczego? Bo niejeden obywatel III RP mógł pomyśleć: „Cóż takiego? Ja też lubię wypić!”. A jaki to ma związek z tematem tego felietonu? Taki, że - obym się mylił! - ogromna liczba moich współrodaków w mniejszym lub większym wymiarze otarła się o łapownictwo: coś komuś „dała”, coś od kogoś „wzięła”. Więc może stąd niejako wrodzona pobłażliwość dla tego typu zachowań: „Cóż takiego? Żyć trzeba! A kto nie posmaruje...”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu