Prus i Reymont do lustracji! Z takim hasłem na sztandarze powinna maszerować pod Ministerstwo Edukacji Narodowej podczas niedawnej manifestacji Związku Nauczycielstwa Polskiego Jadwiga Tomaszewska, wiceprezes łódzkiego Oddziału. Tymczasem pojawiła się z żądaniem podwyżek płac. Nie wiem, jakiego przedmiotu uczy Tomaszewska, jeśli jednak jest polonistką, to kwalifikuje się do nauczania innego przedmiotu. Może wychowania fizycznego? Przy czym nie chciałabym obrażać tym stwierdzeniem nauczycieli WF-u. Jeśli nie uczy, tylko jest funkcyjną działaczką ZNP, opłacaną ze związkowych pieniędzy, też chluby temu związkowi nie przynosi. Raczej kompromituje związek bądź co bądź o pięknych, przedwojennych tradycjach. Jej wypowiedzi na temat konieczności zweryfikowania listy szkolnych lektur pod kątem treści antysemickich są porażające w swej głupocie i groźne w wymowie, ponieważ dotyczą klasyki literatury polskiej. Dzieł, z których jesteśmy szczególnie dumni, na których wychowały się całe pokolenia Polaków i które nikomu dotąd z antysemityzmem się nie kojarzyły. Kompletnie.
Nic bardziej mylnego
„Lalka” Bolesława Prusa, „Chłopi” Władysława Reymonta, za którą to powieść pisarz dostał Nobla, dzieła Zygmunta Krasińskiego (zapewne „Nie-Boska komedia”) - to pozycje literackie, które Tomaszewska za radą „niektórych nauczycieli” uznała, iż powinno się przesunąć do lektur uzupełniających, bo mogą obrażać Żydów. Co to za nauczyciele? Włos się jeży na głowie, bo szczerze mówiąc, do nauczania literatury polskiej się nie nadają. Są wręcz niebezpieczni, bo mogą młodzieży zrobić w głowie groch z kapustą. Nie dałabym im ani grosza podwyżki, bo uczyć historii literatury polskiej po prostu nie umieją. Wysłałabym ich na uniwersytety do przestudiowania, czym był np. w literaturze polskiej pozytywizm i realizm krytyczny, jak wybitni polscy pisarze realizowali jedno z podstawowych wówczas haseł asymilacji Żydów. Warto, by przestudiowali wydaną w Wilnie w 1882 r. książkę Elizy Orzeszkowej „O Żydach i kwestii żydowskiej” oraz „Meira Ezofowicza” i książkę Marii Konopnickiej „Mendel Gdański”.
- Nie mam wątpliwości, że najwyższy czas ukazać ten skrzętnie ukrywany problem. Antysemickie poglądy w polskiej literaturze są faktem. Inwektywy przedzierają się do świadomości uczniów pod szyldem arcydzieła. No, a potem dziwimy się, że na murach kwitną antysemickie napisy - stwierdziła Tomaszewska. Ona nie ma też wątpliwości, że teksty, w których znajdują się fragmenty mogące obrażać Żydów, powinno się przesunąć do kanonu lektur uzupełniających. Do weryfikacji powinna trafić m.in. „Lalka” Prusa za sformułowania typu: „Jak te kanalie, Żydy, cisną się” czy „Żydzi chwytają chrześcijańskie dzieci i zabijają na macę”. Podobny problem jest z „Chłopami” Reymonta („psiakrew, Żydzie, bo cię zakatrupię”) i dziełami jednego z czołowych polskich romantyków - Krasińskiego („A my ich potem zabijem, powiesim”). Wyrwane z kontekstu zdania mogą rzeczywiście przekonywać, że dzieła są antysemickie. Nic bardziej mylnego. Prus w „Lalce”, będącej najbardziej dojrzałym polskim dziełem realizmu krytycznego, ukazuje krytyczny obraz społeczeństwa polskiego XIX wieku. Nie pozostawia suchej nitki na próżniaczej, żyjącej w pasożytniczy sposób arystokracji, poddaje krytycznej analizie różne środowiska społeczne i postawy - od pozbawionego aspiracji, energii, wiary we własne siły mieszczaństwa po lud miejski żyjący w straszliwej nędzy, socjalistów, studentów, przedstawiciel i innych środowisk, w tym także handlarzy żydowskich. Są wśród nich postaci wyznania mojżeszowego, jak doktor Szuman i stary Szlangbaum, których Prus opisuje z dużą sympatią i w wielu sytuacjach broni. Dowiedli ofiarnego patriotyzmu, biorąc udział w powstaniu styczniowym, a Szuman przebywał wraz z Wokulskim na Syberii. Prus pokazuje też, że polskie społeczeństwo odtrąca Żydów. Ale i oni nie są aniołami. Niektórzy z nich mają tego świadomość. Gdy Rzecki dowiaduje się, że Wokulski sprzedał sklep, który był całym światem starego subiekta, mówi m.in.: „Słyszałem, że Stach sklep sprzedaje Żydom… No, a ja już do nich w służbę nie pójdę.
- Cóż to, czy i pana ogarnia antysemityzm? - pyta Szuman.
- Nie, ale co innego nie być antysemitą, a co innego służyć Żydom - odpowiada Rzecki. Na to Szuman: - Któż więc im będzie służył?... Bo ja, choć jestem Żyd, także nie wdzieję liberii tych parchów”.
Rzecki nie ma za co kupić sklepu Wokulskiego, ale gdy próbuje nadal pracować w sposób oddany dla nowego właściciela, jest szpiegowany i podejrzewany o kradzież. To go upokarza. „- Ach wy, kundle! - zawołał Rzecki w najwyższej pasji. - To wy mnie uważacie za złodzieja?... I za to, że wam darmo pracuję?
- Przepraszam pana, panie Rzecki - wtrącił z pokorą Gutmorgen - ale… po co pan za darmo pracuje?”.
„Żyd - jaśnie panie”
Inne postawy, inne wartości. Idealistyczny świat romantyczny, który odchodzi, i świat drapieżnego kapitalizmu ścierają się w „Lalce” jak dwa fronty atmosferyczne. Stąd naturalne iskrzenie. Trzeba nie rozumieć „Lalki” Prusa, by posądzać tego pisarza o sianie antysemityzmu. A z „Chłopów” nie wolno wyrywać z kontekstu zdań, które nie tłumaczą sytuacji. Przecież gniewna reakcja Kuby wobec Jankiela w karczmie wynikła z tego, że karczmarz namawiał go, by podkradał owies Borynie.
Zarówno „Lalka”, jak i „Chłopi” ukazują społeczeństwo polskie podczas gwałtowanych przemian. Jedne środowiska radzą sobie w tym czasie lepiej, inne gorzej. „Zginął przywalony resztkami feudalizmu” - powie o Wokulskim doktor Szuman. W XIX-wiecznej panoramie społeczeństwa są też pokazani Żydzi i relacje Żydów z Polakami. To już kontekst historyczny i zapis w obu powieściach dotyczy czasu minionego, czyli historii. Trzeba być ślepym, by nie dostrzec, że nie są to dzieła antysemickie. Jak to wytłumaczyć pani wiceprezes Tomaszewskiej, która mówi: - Od nauczycieli słyszę, że młodzież nie rozumie oburzenia niektórych książką „Strach”. Uczniowie pytają, dlaczego niby Jan Tomasz Gross swoją publikacją obraża Polaków, skoro takie autorytety, jak Prus czy Szekspir nie przebierały w słowach w stosunku do Żydów.
To i Szekspir znalazłby się na indeksie? Proponuję wiceprezes Tomaszewskiej i jej „nauczycielom” wciągnąć koniecznie do spisu „Zemstę” Fredry. Weryfikatorzy zapomnieli przecież o liście Cześnika do Rejenta. Otóż Dyndalski, pisząc list w imieniu swojego pana, nabrał na pióro za dużo atramentu i zrobił kleks. „- Co to jest? - pyta Cześnik, pokazując palcem.
- Żyd - jaśnie panie, lecz w literę go przerobię”.
Tak jeszcze przed wojną nazywano kleksy. A orzeszki ziemne zwano fistaszkami albo żydkami. Podobnie jak jeszcze dzisiaj nazywa się ciemne ciasto z dodatkiem kakao - murzynkiem. Czy to antysemityzm i rasizm? Jeśli tak, to chyba zwariowaliśmy. Swoją drogą dziwi fakt, że poloniści ze Związku Nauczycielstwa Polskiego nie zareagowali na kompromitujące wywody pani wiceprezes. Reprezentuje ona bądź co bądź również ich środowisko.
Pomóż w rozwoju naszego portalu