Co mnie bardziej zatruwa: zadane mi przez kogoś rany czy pamiętanie o nich?
*
W księgarniach bardzo popularne stały się książki o „toksycznych” rodzicach, nauczycielach, dziadkach, teściach, katechetach etc. Według nich, każdy w jakiś sposób został czymś przez kogoś zatruty, zraniony, molestowany, uwiedziony... Sporo w tym prawdy. Jednak są tacy, którzy w tym właśnie upatrują główny powód swoich problemów, nerwic, ale i nieudacznictwa życiowego. I właśnie ci winą za to wszystko obciążają kogoś „toksycznego”, nie myśląc mu tego zapomnieć i przebaczyć, a wręcz wynajdują (z pomocą tych książek) wciąż nowe jego winy, sycąc nimi gorycz, a często nienawiść do owych winowajców.
*
Powiedział ktoś: „To, co cię spotyka od ludzi złego - zapisz na piasku, lecz to, co dobrego cię od nich spotyka - wykuj w granicie”. Ale jakoś tak jest, że łatwiej jest czynić odwrotnie... Bo to, co zrani, uderzy, zdradzi, skrzywdzi, skaleczy -zapisuje się w człowieku jakby samo, i samo się przypomina jak uszkodzona płyta: „Ja ci tego nie zapomnę... Ty mnie jeszcze popamiętasz... Ja ci tego nie daruję...”. Mówią, że tak pamiętliwe są słonie i... ludzie ze zranionym egoizmem. Słyszy się o takich, „że po latach, że z nawiązką, że z dziką satysfakcją - przypomną, odegrają się, odpłacą pięknym za nadobne...”. No dobrze, i co im z tego przyjdzie? Co im po tych tygodniach, miesiącach, latach noszenia w sobie tej trucizny, tego posypywania solą swojej rany, uczenia się na pamięć tego, co skurczyło serce niezdolne już do niczego poza śpiewką: „Ja ci tego nie zapomnę!”?
*
W pewnym afrykańskim plemieniu jeśli ktoś dopuści się jakiejś większej winy, stawia się go na placu w środku wioski i zwołuje wszystkich mieszkańców. Nie jest to bynajmniej rodzaj sądu, linczu czy pręgierza. Otóż każdy ze współplemieńców ma po kolei głośno opowiedzieć, co dobrego uczynił ów oskarżony, jakie ma zalety i zasługi. Ma to być szczere i rzeczowe. Kiedy już ostatnia osoba w kręgu powie swoje, krąg się przerywa i włącza się do niego na powrót „podsądnego”, ku powszechnej radości i częstokroć przy łzach tego, w którego można było rzucić kamieniem, a zamieniono go na chleb.
*
Bo z tym chowaniem, pielęgnowaniem w sobie urazy jest jak z tym jednym zgniłym jabłkiem włożonym do skrzynki ze zdrowymi - zgnilizna przejdzie na wszystkie. Czyli pamięć tego złego zatruje wszystko, co było w tym kimś dobre; oślepnie na to, co teraz jest w nim dobre i udaremni wszystko, co może być jeszcze dobre i piękne, bo na wszystko będzie padał coraz dłuższy cień tamtego złego. I co to da owemu pamiętliwemu, a właściwie zapamiętałemu? Przebaczenie to leczenie pamięci, bo ona - nieuleczona - pcha do odwetu i uderza w skrzywdzonego-krzywdzącego.
*
Wciąż brak nam MIŁOSIERDZIA, które jak Jezus pisze grzech na piasku i jednym ruchem ręki zaciera, bo chce, żeby w kimś zatarto to, co miłością nie jest. Miłość miłosierna modli się: „Przebacz im, bo nie wiedzieli, co czynili - jak i mnie to się zdarza...”. Tak łatwo bowiem zranić kogoś, a tak trudno znaleźć bandaż i balsam na tę ranę - łatwiej sól... Ale wtedy jeszcze bardziej boli. Czy można kochać ból i kalectwo serca?
Pomóż w rozwoju naszego portalu