Nadchodzi czas, który tatrzańskie łaziki lubią najbardziej. Nie dość, że mniej jest turystów, to jeszcze góry i doliny nabierają niesamowitych barw. Jesień, wcześniejsza w Tatrach niż gdzie indziej w Polsce, jest tu chyba najpiękniejszą porą roku.
Pogoda w Tatrach na ogół jest kapryśna, a o tutejszym klimacie mówi się: Dziesięć miesięcy zimy, reszta - samo lato. Zresztą lato może w godzinę zmienić się w zimę. Śnieg w sierpniu nie jest tu przecież niczym nadzwyczajnym. Największa szansa na stabilną pogodę jest we wrześniu i październiku. Zmiany przynosi halny - ciepły, gwałtowny wiatr z południa.
Najmodniejsze w Polsce
Reklama
Zakopane na głowę bije inne polskie ośrodki górskie pod względem liczby przyjeżdżających turystów, ale także w sondażach popularności. Według niedawnego sondażu GfK Polonia, aż dwie trzecie Polaków uważa Zakopane za najmodniejszą górską miejscowość. Na Karpacz, Krynicę i Wisłę wskazują tylko nieliczni.
- Bardzo się z tego cieszę, bo wielu krakało, że miasto się kończy i nie obroni się przed konkurencją krajową i zagraniczną - twierdzi Janusz Majcher, burmistrz Zakopanego. Mniej cieszą się burmistrzowie miejscowości nastawionych na przyjmowanie turystów, które nie są tak popularne. Oni pociąg do Zakopanego nazywają owczym pędem. Bo jak inaczej wytłumaczyć, że Polakom przyjeżdżającym w sezonie pod Tatry niestraszne są korki, kolejki, aby wjechać na Kasprowy, czy tłok na najpopularniejszych szlakach?
A wytłumaczenie jest proste: walory krajobrazowe i kulturowe Tatr i Podhala przebijają wszystko. Okolica jest kolebką polskiego ruchu turystycznego, narciarstwa i alpinizmu. Gdy w XIX wieku przyjeżdżali tu Tytus Chałubiński, Kazimierz Przerwa-Tetmajer czy Mieczysław Karłowicz - by razem z Klimkiem Bachledą, góralskim przewodnikiem, zdobywać dziewicze szczyty - przyciągała góralszczyzna, tak nam bliska i jednocześnie egzotyczna.
Nikt w Polsce nie ubiera się, nie mówi, nie gra i nie buduje tak jak górale podhalańscy. A mimo to właśnie tutejszy folklor wydaje nam się tak bliski i bardzo polski. Już w czasach Chałubińskiego wielu sądziło, że górale to egzotyczne plemię, które przybyło z daleka, może z Indii. Nie przeszkodziło to późniejszej opinii, że górale to potomkowie dawnych Piastów, a ich folklor to relikt prapolskiej kultury.
Tymczasem prawda leży - jak podkreśla Maciej Pinkwart, autor wielu przewodników po Tatrach i Podhalu - między skrajnościami. Góral to rdzennie polska nacja, na której zaszczepionych zostało wiele elementów spoza tatrzańskiej obyczajowości. Czyli barwna i ciekawa społeczność kresowa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jest wiele dróg
Reklama
Trudno sobie dziś wyobrazić, że jeszcze 150 lat temu Krupówki - jedna z najsłynniejszych ulic w Polsce, deptak oblegany przez turystów - była ścieżką łączącą centrum wsi przy dzisiejszej ul. Kościeliskiej z Kuźnicami, które górowały nad Zakopanem. W dawnym centrum wiele się zmieniło, ale do dziś oko cieszy pierwszy drewniany kościół parafialny pw. Matki Bożej Częstochowskiej, ufundowany w połowie XIX wieku przez właścicieli huty w Kuźnicach - węgierską rodzinę Homolacsów.
Kuźnice to dziś najważniejszy chyba punkt wypadowy dla turystów w polską część Tatr. Znają je wszyscy, którzy chcą przejechać się kolejką na Kasprowy Wierch i pójść ku Czerwonym Wierchom, wejść na Giewont przez Kalatówki i Kondratową, wspiąć się przez Boczań (albo Jaworzynkę) na Halę Gąsienicową, gdzie gwoździem programu może być odwiedzenie słynnego schroniska Murowaniec.
A tu mogą wybrać np. kontemplację nad uspokajającym Czarnym Stawem albo długą wędrówkę wśród kosodrzewiny na przełęcz Krzyżne, skąd jak na dłoni widać urokliwą Dolinę Pięciu Stawów. Można wybrać się przez Karb na strzelisty Kościelec, na potężną Świnicę, Kasprowy albo rozpocząć na przełęczy Zawrat wspinaczkę słynną Orlą Percią. Możliwości jest sporo, ale i tak nie uda się latem uciec przed tłumem miłośników Tatr.
Względnej ciszy można szukać w Tatrach Zachodnich. Tamtejsze szlaki są długie, a szczyty przez to trudniej dostępne. A i same „Zachodnie” są uważane za mniej atrakcyjne. Niesłusznie. Proszę wybrać się na Wołowiec, Starorobociański, Jarząbczy czy na Czerwone Wierchy. Widoki stamtąd (także na Tatry Wysokie) zapierają dech w piersiach. Warunek to dobra pogoda. We wrześniu często taka bywa.
Najlepszą bazą do wędrówek po polskiej części Tatr Zachodnich jest schronisko w Dolinie Chochołowskiej. No i te piękne widoki przez duże okna. Dojście do schroniska np. od szosy zakopiańskiej jest tyleż przyjemne, co męczące ze względu na dużą liczbę turystów. Jednak powyżej schroniska, choćby na szlaku na Wołowiec, turyści nagle gdzieś znikają. Jest pusto i pięknie. Widoki zapierają dech w piersiach. Rozległe łąki i hale, skały, skałki, szczyty Tatr.
W stylu zakopiańskim
Z Kuźnic są tylko dwa kroki do Pustelni Świętego Brata Alberta w pobliżu Kalatówek. Zaczęto ją wznosić w 1898 r. Budowali ją bracia albertyni pod kierunkiem samego Brata Alberta, z pomocą górali, a w projekcie najpewniej pomagał Stanisław Witkiewicz. Po czterech latach bracia zbudowali w pobliżu, na zboczu Krokwi, drugą pustelnię dla siebie, a dotychczasową przekazali siostrom albertynkom.
Pustelnia odznacza się surowością stylu oraz franciszkańską prostotą. Nad ołtarzem w tutejszej kaplicy Świętego Krzyża znajduje się zabytkowy krucyfiks, dzieło nieznanego artysty. Brat Albert otrzymał go od ojców paulinów w Krakowie. Poniżej kaplicy Brat Albert zbudował chatkę, w której, w małym pokoju z drewnianym łóżkiem, zamieszkał, gdy do pustelni sprowadziły się siostry.
Sporo jest śladów Stanisława Witkiewicza w okolicy. W kościele parafialnym Najświętszej Rodziny przy Krupówkach, św. Dominik, podtrzymujący Matkę Bożą i Dzieciątko, ma nawet… jego twarz. Ale nic dziwnego: to ojciec Witkacego projektował kaplicę.
Na niedzielną Mszę św. można wyprawić się do leżącej jeszcze w granicach Zakopanego Jaszczurówki. Tutejsza kaplica pw. Najświętszego Serca Jezusowego przypomina nieco góralską willę w stylu zakopiańskim - jest drewniana, pokryta wymyślnym gontowym dachem, z tarasem i kamienną podmurówką.
Jest połączeniem starych i nowych zakopiańskich tradycji i umiejętności. Zaprojektował ją, jakże by inaczej, Stanisław Witkiewicz, ale wybudowali na początku XX wieku góralscy cieśle, tradycyjnymi metodami, bez użycia gwoździ.
Nieopodal na Jaszczurówce, u sióstr urszulanek, wielokrotnie gościł rozkochany w Tatrach, Karol Wojtyła. Przyjeżdżał tu w latach 60. i 70. XX wieku. Zachował się pokój, w którym mieszkał. Z okna mógł podziwiać góry, w tym Nosal, gdzie jeździł na nartach. Jaszczurówkę i siostry urszulanki, podobnie jak Kalatówki i siostry albertynki odwiedził również już jako Papież, w 1997 r.
Jadąc przez Jaszczurówkę w stronę Morskiego Oka, trzeba się zatrzymać w Toporowej Cyrhli. Nazwa przysiółka wywodzi się od góralskiego nazwiska Topór i gwarnego słowa „cyrhla”, oznaczającego polanę wykarczowaną w lesie. Widok stąd jest niesamowity, zwłaszcza Giewont wygląda malowniczo. Cyrhla wyniesiona ponad 100 metrów ponad centrum Zakopanego daje też świetną możliwość obejrzenia miasta z góry.
Niedaleko od Zakopanego
Warto, będąc w okolicy, oddalić się nieco od Tatr. Choćby do Chochołowa, najpewniej najbardziej stylowej wsi Podhala, której zabudowa ściąga co roku wielu turystów z całego świata. Za granicą Chochołów jest ponoć słynniejszy niż w Polsce. Nie bez powodu: miejscowość jest dziś żywym skansenem podhalańskiego budownictwa. Szczególnie podziwiane są drewniane domy, pięknie zdobione i przyciągające oko jasnym kolorem - od corocznego mycia przed Wielkanocą.
Nieodległy Ząb jest warty odwiedzenia już choćby z tego powodu, że... jest to najwyżej położona miejscowość w Polsce, do ok. 1015 m n.p.m., rozciągnięta wzdłuż grzbietu odchodzącego na północ z Gubałówki. Z uwagi na swoje atrakcyjne położenie i dobry klimat, jest coraz częściej odwiedzany przez letników. Warto obejrzeć stylowy kościół pw. św. Anny. W jego wnętrzu znajduje się zabytkowy główny ołtarz, projektowany przez wybitnego rzeźbiarza Wojciecha Brzegę.
Kilkaset metrów za kościołem znajduje się cmentarz obsadzony limbami. Z okolicy cmentarza rozciąga się wspaniały widok na góry, od Tatr Bielskich po Zachodnie. Wędrując atrakcyjną widokowo drogą biegnącą z grzbietu Gubałówki, przez Ząb i wioski położone w stronę północy, nie sposób bezrefleksyjnie minąć liczne tablice, krzyże i kapliczki. Świadczą nie tylko o rzeźbiarskim kunszcie miejscowych górali, ale również o ich życiu religijnym.
Po wschodniej stronie Podhala koniecznie trzeba odwiedzić przynajmniej Bukowinę Tatrzańską (z urokliwą polaną Głodówka, gdzie roztacza się niesamowity widok na Tatry), Białkę i Czarną Górę, gdzie tzw. cywilizacja turystyczna dociera bardzo powoli.
Przyjeżdżającym w Tatry łatwiej niż w ubiegłych latach podziwiać ich słowacką część. Znikła granica, można ją w górach pokonywać wszędzie tam, gdzie łączą się szlaki z polskiej i słowackiej strony. Straż Graniczna nie zaobserwowała jednak zbyt wielkiego ruchu. - Dużej różnicy nie ma, bo już wcześniej granicy właściwie nie było - mówi mjr Marek Jarosiński z karpackiego oddziału SG. - To trudny teren, wysokie góry. Granice piesze w górach przekraczali i przekraczają tylko wytrawni turyści.
Dla Tatrzańskiego Parku Narodowego łatwiejszy dostęp do południowej części Tatr mógł oznaczać mniejszy tłok po polskiej stronie. Na razie nie da się tego odczuć. Również dlatego, że infrastruktura turystyczna na Słowacji w pobliżu granicy jest słaba i mało atrakcyjna (np. najbliższe schronisko wysokogórskie jest o kilka godzin marszu, w Dolinie Kieżmarskiej, przy Zielonym Stawie).
Do Tatrzańskiej Łomnicy, Smokowców czy Szczyrbskiego Plesa trzeba dojechać kilkadziesiąt kilometrów z Łysej Polany. I gdzież tam słowackim stawom do Czarnego Stawu Gąsienicowego czy Morskiego Oka?




