Ks. Florian: - Jaką przewidujesz, Święty Pawle, przyszłość dla chrześcijaństwa?
Św. Paweł: - Ci, co wieszczą zmierzch chrześcijaństwa, bardzo się mylą. Choć - począwszy od XVIII wieku, od czasów francuskich encyklopedystów - przepowiedni takowych wypowiedziano wiele, a ich zbiór wzbogacili w ostatnim wieku marksiści, żadna z nich się nie spełniła. Wieszczono nie tylko koniec chrześcijaństwa, ale także koniec religii. Religie jednak nadal istnieją, a imion fałszywych proroków nikt już nie pamięta. Chrześcijaństwo, mimo że przeżywa różnorakie kryzysy - tak jak za moich czasów - wciąż stanowi konstrukcję nośną całej europejskiej cywilizacji. Kościół, zwłaszcza katolicki - wciąż jest zaczynem przetwarzającym mąkę wielu społeczności na pożywny chleb; jest ziarnem, które rodzi wartościowe dla każdej społeczności plony; jest ofiarą przebłagalną, składaną Bogu przez tych, którzy na wzór Jezusa biorą na siebie wszystkie nieprawości swych braci i pozwalają im się miażdżyć; jest jak kokosz zgarniająca pod swe skrzydła pisklęta szukające bezpiecznego schronienia; jest lekarzem uwalniającym ludzkość od różnorakich chorób; jest antidotum na trucizny i jadowite ukąszenia różnych destrukcyjnych ideologii. Gdyby nie chrześcijanie, ludzki świat już dawno zapadłby się w nicość pod ciężarem swych nieprawości.
Nie oznacza to jednak, że chrześcijaństwo nie może zaniknąć na obszarach, na których obecnie nadaje większy lub mniejszy ton życiu społeczeństw. Niech przestrogą będą dzieje wiary w Chrystusa, wypartej przez islam, na terenach, na których kładłem pod nią podwaliny - na Bliskim Wschodzie, a także dzieje chrześcijaństwa w Północnej Afryce, w której także zaistniały już w tym samym czasie liczne wspólnoty kościelne, ale przetrwały tylko do VIII wieku. Nawet Przedwieczny nie zagwarantuje, że po europejskim chrześcijaństwie, podobnie jak po chrześcijaństwie małoazjatyckim czy afrykańskim, nie pozostaną tylko ruiny. Kościół jest bowiem rzeczywistością nie tylko boską, ale i ludzką, i od ludzi także zależy jego trwanie w konkretnych społecznościach. Jest wielce prawdopodobne - jeżeli Europejczycy nie zmienią swych aktualnych postaw i zachowań - że ścieki antychrześcijańskiej laicyzacji i powódź islamu zatopią ich siedziby, a na gruzach wyrosną minarety oraz buddyjskie pagody.
Sądzę, że przyszłością chrześcijaństwa nie jest Europa, lecz Azja oraz obie Ameryki, pod warunkiem, że żyjący na nich chrześcijanie zdobędą się na realizację społecznego wymiaru bycia Kościołem oraz porzucą postawy magicznego zaklinania boskiej rzeczywistości.
Nie dziwcie się, że na pierwszym miejscu wymieniłem Azję, na której terenach znajdują się obecnie niewielkie wspólnoty chrześcijan. Skąd czerpię moje przekonanie? Obserwując Hindusów i Chińczyków, stanowiących 1/3 populacji naszej planety, dochodzę do następujących wniosków: Po pierwsze - religia braminów przeżywa swój głęboki kryzys, podobnie jak przeżywały go religie pogańskie za czasów mojego apostołowania. Ludy Indii gotowe są porzucić wiarę w tysiące swych wiecznie skłóconych bóstw i przyjąć wizję Boga i przeznaczeń człowieka, głoszoną przez chrześcijaństwo. Bóg, który jest bogaty w miłosierdzie, domaga się miłosierdzia i miłości bliźnich, jest przez wielu z nich czczony w skrytości ich serc, bardziej niż wedyjscy bogowie. Po drugie - ludy Chin już od dawna przygotowały bardzo podatną glebę do przyjęcia ziaren Ewangelii i stworzyły przychylne warunki do wydania przez nie obfitego plonu. Należy tylko to ziarno im przybliżyć w taki sposób, by dostrzegli, że jest ono pożywniejsze od ryżu (czyli od dotychczasowych ideologii, na których wznosili budowlę swego społeczeństwa), a ich pragmatyczny zmysł podpowie im, jak z tego nowego ziarna wypiec pożywny chleb dla całej ludzkości. Sformułujmy powyższą tezę inaczej, bardziej radykalnie: pozwólmy Chińczykom wypiekać hostie do konsekracji z mąki ryżowej, a ich społeczna rzeczywistość zacznie się przemieniać w Ciało i Krew Chrystusa. A wówczas, kiedy Chińczycy przyłożą ręce do realizacji społecznego przesłania nauki Jezusa, rozpocznie się drugi, zaskakujący wszystkich etap życia Jego Kościoła - jego owocowanie.
Chrześcijaństwo bowiem na dobre jeszcze się nie rozpoczęło. Stoi dopiero na starcie do zadziwiającego lotu; jest jeszcze młodym drzewem, które zaledwie wypuściło kilka gałęzi. To, co wyprodukowało przez minione dwa tysiąclecia, było jedynie preludium do wielkiej oczekiwanej symfonii czynów i wydarzeń chrześcijańskiej, społecznej jedności, solidarności i miłości - do ciągu czynów rodzących sprawiedliwość, pokój i dobrobyt. Finał tej symfonii zabrzmi wspaniałymi akordami dopiero wówczas, kiedy Pan przybędzie objąć panowanie nad całym kosmosem i ukaże nam nowe zadania do spełnienia w ogromie wszechświata. Wtedy okaże się do jak wielkich dzieł zostaliśmy stworzeni i wezwani. Bóg bowiem chce w nas mieć nie tylko współuczestników swej wiekuistej chwały, ale także współpracowników dzieła stwarzania i doprowadzania całej kosmicznej rzeczywistości do jedności z Nim, do napełniania jej darami Jego miłości.
Ów finał zabrzmi dopiero wówczas, gdy ludzkość już doń dojrzeje, gdy wszyscy, a przynajmniej liczni, przyłożą ręce do tego, by wreszcie zaistniał; gdy za nim zatęsknią. Kościół wszystkich epok był i jest tylko zaczynem oczekującej nas i cały kosmos wspaniałej rzeczywistości Bożego Królestwa. Jego zaistnienie Bóg gwarantuje swoim słowem. Ono obejmie swymi ramionami całą ludzkość. Nie oznacza to jednak gwarancji dla jakiegoś zakątka świata, dla jakiejś konkretnej społeczności, że w biegu do tego celu nie odpadnie. Ufam, że Europa nadal - jak przez minione wieki - będzie znaczącym fragmentem tej symfonii. Zależy to jednak od wszystkich Europejczyków, w tym także od was, Polaków.
Pomóż w rozwoju naszego portalu