Ks. Jacek Molka: - Ksiądz Kapelan praktycznie przez cały rok przebywa ze sportowcami. Czego oni od Księdza oczekują?
Ks. Edward Pleń SDB: - Sportowcy nie oczekują ode mnie niczego nadzwyczajnego. Oni chcą, aby po prostu z nimi być. Duszpasterzuję specyficznemu środowisku zawodników, trenerów i działaczy. Moje posługiwanie polega zwyczajnie na sprawowaniu liturgii, sakramentów, na takim zwyczajnym kontakcie z drugim człowiekiem. Specyfika duszpasterstwa sportu dotyczy przede wszystkim życia prowadzonego przez sportowców. Wielu z nich jest bowiem poza domem nawet 250 dni w roku. Wtedy rodzi się zagrożenie, że np. więzy rodzinne w tej sytuacji się rozluźnią. Podobnie rzecz ma się z relacjami z Bogiem i Kościołem.
- A zatem rola Księdza polega na tym, by owe więzy się nie rozpadły?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Ja poniekąd jestem po to, aby tak się nie stało, aby owe więzy przetrwały, a nawet się umocniły. Staram się być do dyspozycji sportowców. Dostaję nawet SMS-y od niektórych z nich z podziękowaniami, że ich wysłuchuję, że jestem do ich dyspozycji.
- Czego wobec tego sportowcy potrzebują najbardziej?
Reklama
- Dzisiaj człowiekowi potrzeba obecności człowieka, który nie mówi, że nie ma czasu, lub który czyni wyrzuty, że ktoś do niego przychodzi. Dlatego, kiedy do mnie przychodzą zawodnicy i pytają, czy mam dla nich czas i czy mi nie przeszkadzają, wtedy odpowiadam im, że właśnie na nich czekałem. Jeżdżę też na zgrupowania. Widzę, jak sportowcy ciężko pracują. Widzę, jak przerzucają tony ciężarów i jak przebiegają tysiące kilometrów. To jest nieprawdopodobna praca. Nietrafienie zaś z formą na dzień zawodów może u nich budzić rozgoryczenie.
- Czego, Księdza zdaniem, brakuje współczesnemu sportowi?
- Zawodnicy potrzebują najwyższej, światowej klasy wychowawców, instruktorów. Trener nie może bowiem kosztem sportsmenów realizować jakichś swoich ambicji. On ma być dla nich ojcem i matką. Zastępuje im bowiem przez większą część roku rodzinę i przyjaciół. Dlatego też praca trenera weryfikuje się tak naprawdę wtedy, kiedy jego podopieczni zakończą karierę i okaże się, jakimi są ludźmi. Jeśli ten młody człowiek potrafi sobie poradzić w normalnym życiu i jest zwyczajnie poukładany, to jest znak, że miał w życiu ogromne szczęście, bo trafił na dobrego trenera. W świecie sportu zaś nie zawsze tak jest. Spotykam też ludzi nieszczęśliwych.
- Jeździ Ksiądz na spotkania z młodzieżą i kibicami?
Reklama
- Naszą nadzieją, nie tylko w sporcie, są właśnie dzieci i młodzież. Staram się jak najczęściej być z młodymi. Jeżdżę na takie spotkania w najdalsze zakątki Polski, nawet kosztem spotkań z ministrami czy innymi ważnymi ludźmi. Zawsze powtarzam, nie tylko młodym, że jeśli któryś z naszych sportowców stanie na najwyższym podium i usłyszymy „Mazurka Dąbrowskiego”, a w naszych oczach pojawią się łzy, to każdy z nas ma takie samo prawo cieszyć się z jego osiągnięcia, jak on sam. Jako kibice, stajemy się niejako cząstką sportowca i mamy również prawo do symbolicznej cząstki jego medalu.
- A jak układają się Księdza kontakty z mediami?
- Zazwyczaj dobrze. Zdarzają się jednak sytuacje, gdy niektóre media przekręcają moje wypowiedzi, wkładając w moje usta słowa, których nigdy nie mówiłem. Jako przykład niech posłuży sytuacja sprzed Euro 2008 i naszego meczu z Niemcami. Jeden z tzw. brukowców, powołując się rzekomo na mnie, podał wynik spotkania 3:0 dla nas. Dzwonili do mnie w tej sprawie nawet biskupi. Okazało się, że ja w ogóle z tą gazetą na temat wyniku nie rozmawiałem. Nawet KAI zaumieścił tę wiadomość.