Chciałbyś wiedzieć, kim byli i co robili twoi przodkowie? Nie jesteś oryginalny, coraz więcej jest takich jak ty. Genealogowie chętnie - czasem za darmo, częściej nie - pomogą ci w poszukiwaniach.
Ludzie chcą znać swoją przeszłość, szukają wiedzy o przodkach i swoich korzeniach. Poszukiwania stały się modne, a odtwarzanie drzew genealogicznych pozwala lepiej poznać siebie. Czasem w grę wchodzi - mówią genealogowie - zwykły-niezwykły szacunek do przodków i tradycji.
Zdarza się, że inspiruje przekazywana z pokolenia na pokolenie opowieść o przodkach. Niekiedy powodem jest dowartościowanie się. Myślimy: może nie jestem bogaty i wpływowy, ale kiedyś bardzo liczono się z moim prapradziadem.
Andrzej Kuziński z zarządu Polskiego Towarzystwa Genealogicznego, z wykształcenia socjolog, prowadził badania na temat powodów zainteresowania genealogią. Często był to przypadek, który zadziałał jak impuls.
- Ktoś np. dostał w spadku materiały genealogiczne, które próbuje sprawdzić, pogłębić, udokumentować. Ktoś inny chce wyjaśnić jakąś rodzinną zagadkę. I nagle wciąga go to w sposób niesamowity - mówi Kuziński.
50 godzin tygodniowo
Reklama
W głębokim PRL-u bezpieczniej było nie przyznawać się do szlacheckiego, arystokratycznego, ziemiańskiego czy burżuazyjnego pochodzenia. W czasach stalinowskich można było za to trafić do więzienia. Zakazane niegdyś koligacje dziś nobilitują. - Nasze społeczeństwo w czasach PRL-u utraciło indywidualną przeszłość i teraz stara się ją odtworzyć - ocenia socjolog Anna Giza-Poleszczuk.
Mała wiedza na temat przodków to typowa cecha społeczeństw komunistycznych, duża - rozwiniętych społeczeństw zachodnich. W USA jest to jedno z najpopularniejszych, zaraz po ogrodnictwie, hobby, które w Polsce też staje się coraz bardziej popularne.
Genealogią zawodowo, albo na poły zawodowo, zajmuje się u nas z pewnością kilka tysięcy osób. Amatorów jest bez liku. Genealogiem amatorem jest każdy, kto próbuje znaleźć swoje korzenie. Z badań Kuzińskiego wynika, że gdy poszukiwania już wciągną, można zapomnieć o Bożym świecie.
- Okazuje się, że niektórzy poświęcają poszukiwaniom 50 godzin tygodniowo! - mówi. To więcej niż praca etatowa. Tu już kończy się podejście amatorskie, zaczyna się zawodowstwo! - uważa Kuziński. Jednak prawdziwymi zawodowcami są ci, którzy robią to systematycznie od lat, mają spore doświadczenia, wykształcenie historyczne i nie szukają bezinteresownie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dziadkowie naszych dziadków
Reklama
Jeśli sami spróbujemy szukać prawdy o przodkach, musimy zacząć od zgromadzenia faktów dotyczących najbliższych. Pomogą w tym z pewnością rodzice i dziadkowie. Dobrym momentem do rozpoczęcia poszukiwań są święta, gdy spotyka się bliższą i dalszą rodzinę. Można wypytać, gdzie i kiedy urodziła się babcia czy prababcia, jak miały na imię jej siostry. Warto odwiedzić też serwisy genealogiczne, które zamieszczają coraz więcej interesujących nas informacji.
Dane, które można zdobyć dzięki rozmowom i stronom www, wyczerpują się jednak bardzo szybko i dotyczą najczęściej - góra - dziadków naszych dziadków. Poznanie dziejów rodu, których nikt z żyjących już nie pamięta, wymaga szukania starych ksiąg, spisów i dokumentów.
W znalezieniu ciekawych tropów pomagają księgi parafialne, metrykalne, meldunkowe, archiwa. Można poszukiwać w nich danych dotyczących narodzin, ślubów, pogrzebów. Warto też zajrzeć do urzędów stanu cywilnego. Pomaga również Internet, w którym można znaleźć konkretne porady, jak i gdzie zdobywać informacje.
Nie zawsze da się dotrzeć do informacji, które chciałoby się zdobyć, także dlatego, że część została zniszczona lub zaginęła w czasie pierwszej, a szczególnie drugiej wojny światowej. Spłonęło m.in. Archiwum Główne Akt Dawnych, w którym były dokumenty z XIV-XV wieku. Zniszczone zostały archiwa na Wschodzie. Dużym utrudnieniem była też zmiana granic.
Odtwarzanie przeszłości jest intrygujące, ale i żmudne. W końcu może zabraknąć cierpliwości, uporczywości czy pieniędzy. A efekty poszukiwań mogą być niekiedy przykre. Zamiast prapradziadka - powstańca listopadowego, jak mówiła rodzinna tradycja, możemy odnaleźć prapradziadka - carskiego stronnika. Jeśli komuś brakuje czasu albo cierpliwości, a nie brakuje pieniędzy, może zwrócić się do wyspecjalizowanych firm.
Niemcy od Kościuszki
Reklama
Warszawskie biuro Marcina Sokołowskiego ma na ogół zamówienia z zagranicy. Wszyscy są mile widziani, ale jeszcze bardziej ci, którzy mają głęboką wiedzę o swoich przodkach, a nie tylko znają nazwisko dziadków.
Praca poszukiwawcza polega na odnajdywaniu i studiowaniu starych dokumentów, jest żmudna, ale daje satysfakcję i mocne przeżycia. Z dokumentów, a nie z książek, można dowiedzieć się prawdy o życiu sprzed np. 200 lat, o tym, że jakaś rodzina miała ośmioro dzieci, ale dorosłość osiągała tylko część z nich. Poruszająca dla Sokołowskiego była „norma”: dwoje, troje, czworo dzieci umierało jeszcze w dzieciństwie.
- Sukces w poszukiwaniach jest niewymierny. Niektórym wystarczy znalezienie czegokolwiek, inni oczekują sięgania bardzo głęboko - mówi Sokołowski. - Na ogół udaje się nam sięgnąć ośmiu pokoleń.
W jednej ze spraw, zleconych przez pewną niemiecką rodzinę, „sięgnęli” do połowy XVIII wieku. Właśnie wtedy urodził się Jan Bogumił Sztercbecher, Niemiec, oficer polskiego wojska. - Udało się odtworzyć przebieg jego służby wojskowej i to np., że miał dwóch synów, którzy też robili kariery w wojsku. Brali udział w ważnych polskich bataliach, w tym - wszyscy trzej - w powstaniu kościuszkowskim - mówi Sokołowski.
Sokołowskiemu udało się dotrzeć do informacji o swojej rodzinie do początku XIX wieku, gdy urodził się jego przodek Michał, który miał czworo dzieci. Rodzina wywodzi się z okolic Łomży, jeśli była szlachecka, to zubożała. Jeden z przodków był młynarzem. Sokołowski wciąż szuka korzeni, co jakiś czas udaje mu się uzupełnić własne „drzewko”.
Ja tobie, ty mnie
Reklama
Wielu zaczyna poszukiwania tak jak Andrzej Kuziński. Gdy po śmierci babci załatwiał sprawy związane z pogrzebem, okazało się, że nie pamięta panieńskiego nazwiska prababci. W dokumencie znalazł się wpis „brak danych”. Zafrapowało go to, postanowił sprostować dokument, ale żeby to zrobić, musiał dotrzeć do wiarygodnych źródeł.
- Znałem nazwę rodzinnej parafii prababci w Wielkopolsce, pojechałem tam, odnalazłem informacje o zawarciu przez nią małżeństwa. Poszedłem za ciosem, dotarłem do 1740 r. Jeden z moich praprzodków nazywał się Tomasz Pakuła, pochodził z zasiedziałej chłopskiej rodziny. Ta zasiedziałość bardzo mi pomogła w poszukiwaniach - mówi Kuziński, w którego warszawskim mieszkaniu ma siedzibę Polskie Towarzystwo Genealogiczne.
- Dla jednych szukanie swoich korzeni to zabawa, dla innych bardzo ważna sprawa - mówi Marcin Sokołowski. A wie to z portali internetowych zajmujących się genealogią, których pojawiło się sporo w ostatnich paru latach. Portale społecznościowe starają się trafiać w modę na poszukiwanie przodków. Największe, jak
Zawodowcy, tacy jak Sokołowski, nie uznają ich za konkurencję, lecz przydatne uzupełnienie. Działają na zasadzie samopomocy, dzięki kontaktom w Internecie można pójść, poszperać w archiwach dla kogoś z drugiego końca Polski, a potem oczekiwać wzajemności w poszukiwaniach. Sokołowski trafia na tych portalach na ciekawe, przydatne w pracy wiadomości. Niektórym zresztą nie wystarcza kontakt w sieci.
- Coraz więcej jest rodzin czy rodów, które poznawszy się w Internecie, postanawiają urządzić zjazdy i często po raz pierwszy się spotkać - mówi Małgorzata Karcz z portalu
Sekrety rodzinne
Andrzej Kuziński był ekspertem w programie „Sekrety rodzinne”, który przez jakiś czas pojawiał się w telewizji publicznej. Już w pierwszej edycji tropem tajemnic swojego rodu ruszył Krzysztof Cugowski, lider zespołu „Budka Suflera”, wspierany przez synów. Jednym z efektów było odkrycie, że talent muzyczny w jego rodzinie jest dziedziczny. Już jeden z protoplastów jego rodu, żyjący 200 lat wcześniej Florian Cugowski był utalentowanym organistą.
Udało się też odkryć historię z XVII wieku, związaną z królową Marysieńką, żoną Jana III Sobieskiego. Otóż przodkowi muzyka z linii matki - Jakubowi Ruszczykowi ukazała się Matka Boża. W miejscu, w którym to się stało, powstało sanktuarium słynące z mocy uzdrawiania. Chora Marysieńka przybyła do podlubelskiego Krasnobrodu w 1680 r. i została uleczona.
Ciekawe były też odkrycia przy okazji szukania korzeni znanych aktorów - Cezarego i Radosława Pazurów, pochodzących z okolic Tomaszowa Mazowieckiego. Okazało się, że pochodzą ze stanu chłopskiego o udokumentowanym pochodzeniu do 300 lat wstecz. Pradziadkiem aktorów był Stanisław Pazura, kowal artysta, utalentowany skrzypek.
Zostawił swoim prawnukom niezwykłą pamiątkę - skrzypce, przechowywane w rodzinie od blisko 100 lat. Najstarszy odnaleziony dokument dotyczy przodka Piotra Kłody i pochodzi z końca XVII wieku. Niespodzianką było też odkrycie, że ich przodek z linii ojca - Stanisław Justyna był w 1907 r. posłem do rosyjskiej Dumy.
Przodek Koniecpolski
Oleg Chorowiec, Rosjanin urodzony i wychowany na Ukrainie, przy pomocy żony Polki, od trzech lat prowadzi biuro genealogiczne w Radomiu. Wcześniej był przedstawicielem Naukowego Towarzystwa Badaczy Wołynia. Specjalizuje się w działalności na dawnych Kresach Rzeczypospolitej, na tzw. prawobrzeżnej Ukrainie. Ma sporo klientów, bo na Ukrainie trzeba wiedzieć, jak i gdzie szukać informacji.
Zdarza się, że w poszukiwaniach dociera do przodków z XVI wieku. Badał też korzenie żony i swoje. Okazało się, że jednym z przodków żony jest hetman Stanisław Koniecpolski. On sam najprawdopodobniej ma korzenie polskie, wywodzi się z rodziny spolszczonych bojarów. Po rewolucji bolszewickiej część rodziny musiała uciekać z Rosji za granicę.
Skąd te zainteresowania u Olega? - Chyba z głodu duchowego. Kiedyś przeczytałem, że kto nie zna swojej przeszłości, nie ma przed sobą przyszłości. Święte słowa, trzymam się ich, dziś swoją przeszłość trochę już znam - mówi.
Genealogowie radzą, żeby zbieranie informacji o przodkach traktować jako zabawę. Jeśli coś wyjdzie - rewelacja. Nie wyjdzie - nie warto się zrażać. Zawsze można też wynająć zawodowców, choć tanio nie będzie i też może im coś nie wyjść. Próbować w każdym razie warto. - Poszukiwania, a szczególnie praca w archiwach, często może nie są spektakularne - mówi Andrzej Kuziński. - Ale gdy uda się ułożyć fragmenty informacji w rodzinny łańcuszek, satysfakcja naprawdę jest duża.