W 2006 r. na ekrany wszedł film, rodem z Nowej Zelandii, zatytułowany „Czarna owca”. To horror i komedia zarazem. Mały Henry przez lata zajmuje się zaganianiem owiec na farmie. Pewnego razu jego brat gotuje mu głupi dowcip: przybiera strój zmasakrowanej owcy i straszy Henry’ego. Od tego czasu chłopiec zaczyna panicznie bać się tych zwierząt. W młodzieńczym wieku opuszcza farmę i wyjeżdża, by zdobywać doświadczenie poza domem. Wraca po kilkunastu latach, by przejąć rodzinny majątek. Nie wie jednak, że w okolicy prowadzone są badania genetyczne na owcach. Zmutowane zwierzęta stają się żądne ludzkiej krwi. Fabuła filmu jest w pewnym sensie odwróceniem znanego z Ewangelii porządku. Jezus uczył przecież: „Dobry pasterz daje życie swoje za owce” (J 10,11), a tymczasem to pasterz musi ratować własne życie, uciekając przed owcami. Sytuacja poniekąd symptomatyczna, nieprawdaż? Bo czy dziś Chrystus - Dobry Pasterz nie musi się bronić przed swymi owcami? Czyż nie jest atakowany w osobie Najwyższego Pasterza? Czyż nie żąda się od papieża, aby wytłumaczył się, dlaczego chce bronić powierzonych mu owiec od ich poczęcia? Dlaczego nie zgadza się na uśmiercanie ich przed czasem? Dlaczego skrupulatnie przestrzega prawa kanonicznego, ściągając ekskomunikę, gdy jej utrzymanie przestaje być zasadne? Dlaczego chciałby głosić miłość Chrystusa także muzułmanom i żydom? Paradoksalnie role ulegają odwróceniu. Pasterz broni się przed własnymi owcami. I niejednokrotnie widziany jest przez nie jako czarna owca.
Pomóż w rozwoju naszego portalu