Droga Pani Aleksandro!
„Świętą prawdę” napisała pani Krystyna (nr 50/20007), nawiązując do listu pani Elżbiety (nr 3½007). Panie mają 100 proc. racji, że samotni usiłują na wiele sposobów zwrócić na siebie uwagę, a także że sami najczęściej sobie taki los zgotowali przez niewłaściwe wybory życiowe, nieodpowiedzialne decyzje. Jednak w ten sposób można by „podsumować” każdego potrzebującego i „umyć ręce” w swojej pysze. Ale gdzie tu miłość bliźniego? Gdzie zwyciężanie zła dobrem?
Proponuję, byśmy w ramach „Listów do Niedzieli” dzielili się tym, w jaki sposób pomagamy samotnym, którzy sami „nawarzyli sobie piwa” i „poszukali sobie biedy”, i swoim zachowaniem wołają o pomoc. Podzielmy się tym, cośmy dla nich zrobili i jakie to przyniosło owoce. Pan Jezus „nie złamał trzciny nadłamanej i nie zgasił knotka o nikłym płomyku” (por. Iz 42,3).
Maria z Leska
Z wielkim entuzjazmem podpisuję się pod listem pani Marii i chętnie napiszę o tym, co mi Państwo przyślą na ten temat. Wiem, że istnieją pewne bariery w ludziach, które nie pozwalają im otworzyć się na innych, wyjść na zewnątrz, pokazać, co ich boli. Trzeba czasem wielkiej delikatności, by nie raniąc - pomóc. Najtrudniejsze są sytuacje blisko końca czyjegoś życia. Wiele razy widziałam bezradność bliskich wobec osoby, która wciąż się wzbrania przed przyjęciem Pana Jezusa - „bo przecież jeszcze nie umiera”. A czy nawracać się trzeba tylko w obliczu śmierci? Na początek proponuję test: Ile minut dziennie poświęcamy na spotkanie z Panem Bogiem? Na modlitwę, czytanie budujących tekstów, Eucharystię, akty strzeliste... Ile z 24 godzin ofiarowujemy Bogu? Co robimy w pozostałe godziny, czym są one wypełnione?
„Czas ucieka, wieczność czeka” - mówił nasz nieodżałowany Papież Jan Paweł II. Jaka będzie ta nasza wieczność, jeśli teraz jej sobie nie przygotujemy?
Aleksandra
Pomóż w rozwoju naszego portalu