Przeglądając „Niedzielę”, natknęłam się na tytuł „Tyle myśli do wymiany”, i Panią Ewę, która pisze, że mieszka na bezludnej wyspie, której na imię Hamburg... To prawda, że w wielkim mieście można się spotkać z dużą obojętnością na to, że się jest katolikiem. Jednak w naszym kraju też znajdziemy takie postawy (często nawet i w rodzinie). Nie przejmujmy się tym. Znieczulica panuje wszędzie, w mniejszym lub większym stopniu. Pani Ewo, ma Pani synka, ma Pani dla kogo żyć. Pozdrawiam Was.
Krystyna z Podkarpacia
Kochani Czytelnicy! Nie możemy być dodatkową „skrzynką kontaktową” dla osób, które pragną korespondować za naszym pośrednictwem. Jeszcze raz powtarzam: listy przekazujemy, a już Państwo muszą znaleźć sobie własną drogę do komunikowania się z innymi. Nie musi to być własny adres, co zresztą może być też czasem nierozważne, bo nie znamy tej drugiej strony. Nie do wszystkich bowiem możemy mieć zaufanie, zwłaszcza po pierwszym liście. Ale od tego są telefony, jest poczta (np. poste restante), niektórzy mają skrytki pocztowe. Jeśli ktoś pisze do „Niedzieli”, to nie znaczy, że jest już „święty”. Jeśli chcemy zawrzeć z kimś znajomość korespondencyjnie, na pewno warto szukać jakichś rekomendacji. Dużo też daje rozmowa przez telefon, można się łatwiej zorientować, z kim mamy do czynienia. A jeśli chcemy być anonimowi (do czasu nabrania zaufania) to przy telefonach komórkowych nie wiadomo nawet, jaka to miejscowość.
Tak się nad tym rozwodzę, bo czasami docierają do nas sygnały (na szczęście są one rzadkością), że ktoś kogoś oszukał, nabrał, wykorzystał ufność. A czasami uważamy się też za oszukanych, jeśli ktoś po prostu nie spełnia naszych oczekiwań, bo ma swoje, inne. Z tym też trzeba się pogodzić.
Aleksandra
Zapraszam do „Familijnej Jedynki” - niedzielnej audycji Redakcji Katolickiej w Programie I Polskiego Radia (godz. 6-9), gdzie w „Kochanym życiu”, w niektórych programach, także odpowiadam na listy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu