W specjalnie odprawionej polowej Mszy św. w polskiej bazie Ghazni w Afganistanie uczestniczyło kilkuset żołnierzy i pracowników wojska. Podobnie jak w Polsce, wiadomość o tragicznej śmierci zwierzchnika Sił Zbrojnych przyjęto tam ze smutkiem i niedowierzaniem.
W Afganistanie było już prawie południe (godziny poranne czasu polskiego), gdy do polskich żołnierzy dotarły smutne wiadomości. Żołnierze powracający z patroli, konwojów, wylotów spotykali swoich kolegów mających łzy w oczach. Wiadomość o katastrofie prezydenckiego samolotu błyskawicznie dotarła do wszystkich w kontyngencie. Nikt nie mógł uwierzyć, że zginęli najwyżsi dowódcy polskiego wojska. - Niedawno byli u nas gen. Kwiatkowski, gen. Gągor, gen. Potasiński, gen. Buk. Składali nam świąteczne życzenia i życzyli szczęśliwego powrotu do domu. Nikt by nie pomyślał, że to będą ich ostatnie święta - mówił jeden z żołnierzy. Wszyscy byli zszokowani wiadomością o tragedii. - Jechali uczcić pamięć ofiar, tymczasem sami stali się ofiarami. Jak to się mogło stać? - zastanawiano się powszechnie.
W trakcie Mszy św., którą odprawiono w intencji tragicznie zmarłych, ks. kmdr por. Zbigniew Kłusek zwrócił się do żołnierzy słowami: - Człowiek rodzi się i umiera, ale to nie on wyznacza te daty. Zaufajmy Chrystusowi: skoro coś się dzieje, to ma to jakiś cel. Katastrofa wywołała także silne emocje u żołnierzy amerykańskich. Wielu z nich płakało, słysząc od Polaków o tragedii. Na znak żałoby każdy z żołnierzy przez tydzień miał przy mundurze przypiętą czarną wstążkę. Wszystkie flagi w polskich bazach i posterunkach zostały opuszczone do połowy masztu.
W imieniu żołnierzy i pracowników Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie rodzinom tragicznie zmarłych składamy serdeczne wyrazy współczucia, łącząc się w bólu i modlitwie z nimi oraz ze wszystkimi, których dotknęła ta tragedia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu