Reklama

Miejsce powtórnych narodzin

Niedziela warszawska 46/2000

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ten kolorowy dom na szarej Pradze nierzadko jest ostatnią szansą wyzdrowienia dla niepełnoletnich narkomanów. Młodzi ludzie, którzy trafiają tutaj na terapię, po krótkim czasie leczenia wyglądają całkiem normalnie - ale to tylko pozory. By mogli być do końca zdrowi i mogli wrócić do domu, muszą nauczyć się żyć od nowa na trzeźwo.

Dzisiaj rano z ośrodka uciekły dwie dziewczyny. Jedna namówiła drugą. Wszyscy są podenerwowani. Ktoś mówi: - Znowu uciekła, tylko szkoda, że pociągnęła za sobą inną. Obie dziewczyny mają już za sobą podobne ucieczki, dlatego prawdopodobnie nie będą mogły wrócić i kontynuować leczenia. A to, co dzisiaj się wydarzyło wpłynęło na samopoczucie całej grupy. Wiedzą o tym dokładnie wychowawcy, którzy bardzo dobrze znają swoich podopiecznych. Nawet głośniejsza rozmowa na korytarzu, niekontrolowany wybuch śmiechu są zauważane. Ci, którzy są w ośrodku kilkanaście miesięcy, znają reguły, muszą czuwać nad " nowymi" i zachowywać się odpowiedzialnie.

Do pokoju z tabliczką "Terapia", gdzie siedzi wychowawczyni Ewa, co chwilę ktoś puka. Aby cokolwiek zmienić w porządku obowiązków czy rozwiązać najmniejszy problem, pacjenci muszą bezwzględnie się z nią konsultować. Czasem są to zupełnie drobne sprawy. Na przykład Robert żali się: - Ona nie chce odebrać rejonu, pytałem dwa razy, a ona znowu powiedziała "nie" i w końcu wziąłem to na serio. Na ten i podobne problemy wychowawczyni reaguje stanowczo, bo gdyby choć jedna osoba wyłamała się ze swoich obowiązków, życie w ośrodku stanęłoby w końcu na głowie.

Odpowiedzialność

Do każdego w ośrodku podchodzi się indywidualnie. Kiedy przychodzi zameldować się na "Terapię", która jest swoistym centrum dowodzenia, dostaje również garść niezbędnych napomnień i rad: - Wiesz, to, co widziałam na korytarzu, to był prawdziwy ćpuński klimat. Nie możesz wybuchać dzikim śmiechem przy "nowych" i nie komentuj poleceń, bo wpływa to na ich postawę.

Nie wszyscy mogą jeszcze chodzić do szkoły, bo nie są na to gotowi, dlatego na cały dzień zostają w ośrodku. Młodzież, która znajduje się na drugim etapie leczenia, może kontynuować naukę, ale każdy powrót ze szkoły kończy się kontrolą reakcji rogówki na światło dokonywaną przez SB - czyli osoby, które są wyznaczone do sprawdzania trzeźwości swoich kolegów. Tak musi być i nikt już się temu nie dziwi. Wychowawczyni mówi: - To są przecież narkomani - ludzie chorzy. W szkole muszą zachować anonimowość i nie mogą mówić o swojej chorobie. Muszą uczyć się jak wszyscy, nie przysługuje im taryfa ulgowa. Są odpowiedzialni za siebie nawzajem.

W życiu poza ośrodkiem każdy błąd czy zaniedbanie ma swoje konsekwencje; tutaj też tak jest. Egzekutor bezwzględnie egzekwuje przestrzegania regulaminu od wszystkich. Są też inne bardzo potrzebne funkcje: gospodarz domu, szef kuchni czy kierownik pracy. Za niewykonanie zadania nie ma kar, ale stosuje się tzw. "pomoce", które ułatwiają unikanie podobnych uchybień. Można robić przysiady albo pompki, albo pisać wielokrotnie: "Będę dokładnie zmywać".

Odpowiedzialność w trzeźwości - tego uczą się ci, którzy chcą żyć.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Terapia, czyli dojrzewanie

O godz. 19.30 zawsze rozpoczyna się bilans, podczas którego wszyscy rozliczani są z tego, jak wykonali powierzone im zadania. Każdy opowiada, jak mu minął dzień, co mu się udało, a z czym miał trudności. Potem wszyscy mówią nawzajem o sobie. Formy terapii nie stanowią sztywnego, urzędowego programu, ale dopasowywane są do potrzeb pacjenta. Wszystko jednak zależy od samej grupy. - My się bardzo dobrze znamy i ufamy sobie, bo dopiero wtedy terapia grupowa ma sens. Potrafimy wiele o sobie powiedzieć. Bycie otwartym jest podstawą pobytu tutaj. Kiedy wszyscy będą wiedzieli, jaki mam problem, wtedy będą mogli mi pomóc. Mam wrażenie, że niejednokrotnie znamy się lepiej niż znali nas rodzice - mówi Iza.

Nikomu nie wyznacza się limitu czasu, w którym jest zobowiązany do wyjścia z nałogu, gdyż zazwyczaj nie wyleczony pacjent znowu po krótkim czasie do niego wraca. Każdy, kto przestrzega zaleceń terapeutów, jest leczony po to, by nie wracał do ośrodka i mógł zacząć normalne życie. Dostaje czas na dojrzewanie do pewnych wniosków i przyjęcie nowych postaw. - Takiego podejścia nie ma w innych ośrodkach, w których byłam. Takiej empatii nie doświadczyłam nigdzie indziej. Tutaj terapeuci wyczuwają nasze indywidualne potrzeby - zwierza się pacjentka.

Reklama

Trafić pod właściwy adres

Niektórzy czują, że jeżeli szybko nie zmienią siebie radykalnie, po prostu wkrótce nie będą żyć. Ale takich przypadków jest coraz mniej, dlatego KARAN utrzymuje stałe kontakty ze szkołami i pedagogami, którzy niejednokrotnie sami w swoich uczniach rozpoznają narkomanów. Również rodzice walcząc o swoje dzieci przyprowadzają je na konsultacje, po których część z nich trafia do Centrum Rozwoju Osobowości takiego jak na Pradze czy też w innych miejscach w Polsce, gdzie działają oddziały Katolickiego Ruchu Antynarkotykowego. Ośrodki KARAN-u prowadzą również szeroką akcję profilaktyczną w szkołach i innych placówkach wychowawczych.

Powody sięgania po narkotyki są bardzo różne, ale bardzo często młodzież wymienia wśród nich problemy osobiste, kłopoty w szkole, ciekawość i modę. Liczbę uzależnionych zwiększa ostatnio łatwy dostęp do narkotyków. Wiek młodzieży sięgającej po marihuanę, LSD czy amfetaminę wciąż się obniża, a większość z nich nie zdaje sobie sprawy z tego, że potrzebuje leczenia. Kiedyś było więcej osób bardzo zmotywowanych do terapii, ale teraz zupełnie zmieniły się wzorce, ponieważ w mediach niewiele mówi się o zagrożeniach i problem narkomanii jest bagatelizowany. Do niedawna z warszawskich bilbordów krzyczało do przechodniów hasło Trawka daje wolność. Ta reklama fińskiego filmu na pewno nie przyniosła nic dobrego i była dowodem braku wyobraźni jej twórców.

W efekcie branie narkotyków w środowisku młodzieżowym stało się modne i popularne. Kiedy uzależniona młodzież kierowana jest do punktu konsultacyjnego, ma szansę trafić na terapię, a więc pod właściwy adres, gdzie każdy dostanie pomoc dla siebie i rodziny. Najtrudniej jest przekonać im siebie samych o tym, że nie można żyć w narkotycznym amoku. - Kiedy tu trafiłam, byłam naprawdę okropna, na początku bardzo długo się oszukiwałam. Trafiłam tu dzięki babci. Przyszłam z mamą, byłam zupełnie zbuntowana. Wtedy próbowała za mną rozmawiać terapeutka, ale nie dawałam się przekonać. Byłam upiornie racjonalna i nie przyjmowałam żadnych argumentów z zewnątrz. Wiedziałam, że nie chcę tu być. W końcu wylądowałam na ulicy i stałam się bezdomna, straciłam kontakt z rodziną. Byłam brudna, głodna, okradziona i nie szanowałam siebie. W styczniu za namową taty znowu zgodziłam się na konsultacje, choć dalej nie widziałam w tym sensu, a zrobiłam to tylko dla rodziców. Ela - terapeutka, która ze mną wtedy rozmawiała - przekonała mnie swoim ciepłem na tyle, że zaczęłam powoli topnieć. W końcu rodzice zostawili mnie tutaj siłą, za co jestem im bardzo wdzięczna - mówi Kasia po dwudziestomiesięcznej terapii.

Terapia nie może mieć charakteru ambulatoryjnego. W ośrodku trzeba zostać na stałe. Taki system leczenia umożliwia zerwanie ze starym środowiskiem, złymi nawykami, wpływem mediów, a nawet z przedmiotami przypominającymi okres brania narkotyków. Trzeba zupełnie zanurzyć się w to, czym żyje ośrodek, żeby leczenie miało sens. Dlatego rezygnacja z dóbr świata zewnętrznego daje wymierne efekty. Potem widać to po wizytach w domu. Tak było u Karoliny, która wspomina: - Kiedy pierwszy raz pojechałam do domu, na początku bałam się wejść do mojego pokoju. Ale potem weszłam, bo zniknął w nim klimat, który w nim był, kiedy go opuszczałam kilkanaście miesięcy wcześniej. Od razu otworzyłam szafę i wyrzuciłam trochę ubrań, kaset i rzeczy, które kojarzyły mi się ze złymi chwilami. Kiedyś nie pomagałam w domu wcale, a teraz, kiedy przyjeżdżam, chcę wstać i zacząć coś robić, bo widzę wiele do zrobienia.

Na początku trzeba zapanować nad agresją, która jest wynikiem stosowania narkotyków. Wtedy dopiero pacjenci mogą zabrać się za porządkowanie samych siebie. - Narkoman, który tutaj trafia, jest bardzo mało odporny na stres. Ma tak zmienne nastroje, że emocje tak często biorą górę. Kontakt ze światem zewnętrznym uniemożliwiałby terapię - wyjaśnia terapeutka Ewa.

Szczególnie trudno jest przekonać tych, którzy mieli doświadczenia z innymi ośrodkami. Tutaj poza ciepłem znajduje się też wiarę. W innych ośrodkach tego nie ma. Ci, którzy byli w innych tego typu miejscach, zwierzają się, że po odstawieniu narkotyków pozostawała w nich pustka, której nikt nie zapełniał, a w KARAN-ie zrozumieli, że to było miejsce na Boga. - Na początku byłam bardzo oburzona na rodziców, że wysłali mnie do ośrodka katolickiego, bo byłam przeciwna instytucji Kościoła. Teraz wydaje się mi, że musiałam się tu znaleźć, żebym mogła odnaleźć wartość swojego istnienia i Boga, gdyż wcześniej nie byłam osobą wierzącą. To było jak chodzenie po śladach Boga. Myślę, że się tu znalazłam, żeby zwrócić uwagę na rzeczy ważne - wspomina Marta.

Reklama

Uzdrawianie rodziny

W innych ośrodkach nie podejmuje się terapii rodzinnej. W Centrum Rozwoju Osobowości rodzice nie są pozostawiani samym sobie. Narkomania ich dzieci dotyka przecież całej rodziny, dlatego trafiają do Grupy Wsparcia dla Rodziców Osób Uzależnionych, gdzie mogą się poznać i wymienić między sobą doświadczenia.

- Terapia rodzinna to jest naprawdę coś wspaniałego. Moi rodzice przed jej rozpoczęciem nie rozmawiali ze sobą prawie trzy lata. Ja z tatą nie rozmawiałam prawie wcale, z mamą wymieniałam zdawkowo informacje, ale to nie była prawdziwa rozmowa. To było zwyczajne " ściemnianie", bo nie mówiłam, co się ze mną dzieje i jakie mam problemy. W okresie mojej narkomanii zaczęłam nienawidzić mich rodziców. Kiedy byłam już w ośrodku i widziałam odwiedziny innych rodziców i ich czułość do dzieci, było to dla mnie wprost obrzydliwe. Ale po jakimś czasie i ja zaczęłam czekać na odwiedziny. Przełamałam w końcu dystans i wstyd. Teraz jest zupełnie inaczej, bo rodzice są kochającą się parą i są zupełnie inni również dla mnie - mówi Karolina.

Terapia ukierunkowuje całą rodzinę na wspólne działanie. Rodzice wyjaśniają sobie razem z dziećmi sprawy, o których wcześniej nie rozmawiało się w domu. Wszystko, z czym obie strony nie mogły sobie do tej pory poradzić, musi być rozwiązane pod kierunkiem terapeuty. Rodzice niejednokrotnie uczą się na nowo wychować swoje dzieci, by stać się kochającą rodziną.

Powroty

Jeśli terapia się powiedzie, to więź z ośrodkiem trwa nadal, więc kiedy dawni pacjenci odwiedzają ośrodek KARAN-u, wracają tu jak do miejsca, w którym odzyskali życie.

Jak mówią pacjenci, przebywanie tutaj nie jest powodem do dumy, ale niejednokrotnie jedyną możliwością powrotu do normalnego życia. - Tutaj przeżywałam moje najpiękniejsze święta, nawet nigdy nie słyszałam o czymś podobnym. Wszyscy uczestniczymy w przygotowaniach, a prezenty wcale się nie liczą, bo ich nie dostajemy, ważniejsze jest to, że jesteśmy razem i są z nami rodzice oraz terapeuci.

Karolina opuści wkrótce ośrodek, ale na razie nie chce planować dalekiej przyszłości. Chce wrócić do harcerstwa i może wstąpić do jakiejś wspólnoty. - Na pewno będę tu przyjeżdżać bardzo często, bo czuję się z tymi ludźmi bardzo związana.

Tego samego dnia, kiedy uciekły dwie dziewczyny, przyszło dwoje nowych pacjentów. W ośrodku teraz jest 17 osób, choć miejsca jest dla 15. Zdarzało się, że bywało tu aż 21 pacjentów.

Również dzisiaj odbywa się spotkanie zarządu KARAN-u. Przy stole zawalonym stertą papieru siedzi pani Ela i ks. Paweł, który mówi: - My tutaj teraz walczymy o byt tego ośrodka. Zresztą widać, że walką o człowieka jest w ośrodku każdy dzień.

Podziel się:

Oceń:

2000-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

#PodcastUmajony (odcinek 19.): Strzelaj. Nie spudłujesz

2024-05-18 19:30

Mat.prasowy

Co zrobić, żeby w ciągu dnia dusza nie zemdlała z głodu? Czy modlitwa może być jak proca? I co to właściwie ma wspólnego z przekąską i przystawką? Zapraszamy na dziewiętnasty odcinek „Podcastu umajonego” ks. Tomasza Podlewskiego o maryjnej modlitwie aktami strzelistymi.

Więcej ...

Bp Przybylski na Czuwaniu Odnowy w Duchu Świętym: Kościół i świat potrzebują doświadczenia jedności

2024-05-18 18:04
Ulf Ekman

Karol Porwich/Niedziela

Ulf Ekman

O tym, że dziś i Kościół, i świat potrzebują doświadczenia jedności mówił na Jasnej Górze bp Andrzej Przybylski, delegat KEP ds. Ruchu Odnowy w Duchu Świętym. Przewodniczył Mszy św. z udziałem kilkudziesięciu tysięcy uczestników Ogólnopolskiego Czuwania Katolickiej Odnowy w Duchu Świętym na Jasnej Górze.

Więcej ...

Bp Przybylski na Czuwaniu Odnowy w Duchu Świętym: Kościół i świat potrzebują doświadczenia jedności

2024-05-18 18:04
Ulf Ekman

Karol Porwich/Niedziela

Ulf Ekman

O tym, że dziś i Kościół, i świat potrzebują doświadczenia jedności mówił na Jasnej Górze bp Andrzej Przybylski, delegat KEP ds. Ruchu Odnowy w Duchu Świętym. Przewodniczył Mszy św. z udziałem kilkudziesięciu tysięcy uczestników Ogólnopolskiego Czuwania Katolickiej Odnowy w Duchu Świętym na Jasnej Górze.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Święty od trudnych spraw

Niedziela w Warszawie

Święty od trudnych spraw

Obchody 80. rocznicy Bitwy o Monte Cassino, wśród...

Historia

Obchody 80. rocznicy Bitwy o Monte Cassino, wśród...

Dzień po dniu budujmy osobistą relację z Jezusem

Wiara

Dzień po dniu budujmy osobistą relację z Jezusem

Kard. Ryś: neutralność religijna polega na wspieraniu...

Kościół

Kard. Ryś: neutralność religijna polega na wspieraniu...

10 mało znanych faktów o objawieniach w Fatimie

Wiara

10 mało znanych faktów o objawieniach w Fatimie

Anioł z Auschwitz

Wiara

Anioł z Auschwitz

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

Wiara

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

Hiobowe wieści dla katechetów

Wiadomości

Hiobowe wieści dla katechetów

Świadectwo Raymonda Nadera: naznaczony przez św. Szarbela

Wiara

Świadectwo Raymonda Nadera: naznaczony przez św. Szarbela