Katastrofa w Smoleńsku, rozpisane na miesiące, a może i lata cierpienie Polaków dotkniętych powodzią, niemerytoryczna, a nawet demagogiczna kampania wyborcza, zainicjowana przez przedstawicieli Komitetu Wyborczego Bronisława Komorowskiego, którzy na ironii lub kłamstwie (przypisując „biskupowi przemyskiemu” słowa, których nigdy nie wypowiedział) próbują oprzeć kampanię wyborczą swego kandydata, czym właściwie mu szkodzą. Wszystko to jakby przesłania ten wielki dar Opatrzności, jakim jest wyniesienie na ołtarze ks. Jerzego Popiełuszki (1947-84), męczennika wierności Bogu i Ojczyźnie.
Powtarza się w jakimś stopniu, oczywiście w innych proporcjach, sytuacja poprzedzająca jego śmierć i ta, która nastąpiła po tym tragicznym fakcie. Prawdziwy Ksiądz Jerzy ginął w produkowanej przez komunistów machinie kłamstw i oszczerstw.
Trzeba przypominać i przestrzegać przed ideologiami kłamstwa, bo zawsze rodzą zło, nieszczęście, śmierć. Przecież zachodni (ani wschodni) marksiści nigdy nie przeprosili za komunizm, który w jednym tygodniu mordował więcej ludzi niż całe lata wojen historycznych.
Wybrał Bydgoszcz zamiast Rzymu
Reklama
Swoją refleksją-wspomnieniem chciałbym zaprosić Czytelników do osobistych wspomnień i przemyśleń z tamtych lat i przyjąć to dzisiejsze obdarowanie.
W początkach lat osiemdziesiątych, kiedy zaczął się dramat Księdza Jerzego i innych kapłanów bestialsko zamordowanych, pracowałem w Stolicy Apostolskiej, będąc też rektorem Papieskiego Kolegium Polskiego. Pamiętam spotkanie u Ojca Świętego, w czasie którego Papież był bardzo poruszony morderstwem Księdza Jerzego i porównywał je do wielkich męczeństw Józefa Kuncewicza, Andrzeja Boboli. Już wtedy mówił, że Ksiądz Jerzy to wielki męczennik Kościoła naszych czasów.
Przeżywałem to także od nieco innej strony - był to moment, kiedy informowano mnie, że być może wysłani będą na studia do Rzymu niewygodni dla reżimu kapłani. Ks. Tadeuszowi Isakowiczowi-Zaleskiemu z Krakowa wysłałem już nawet zaproszenie z Papieskiego Kolegium Polskiego. Tym bardziej dotknęła mnie śmierć Księdza Jerzego, bo i o nim mówiło się jako o kandydacie na studia. Może gdyby dotarł do Rzymu, uratowałby się - myślałem po ludzku. Czas pokazał, że zawsze w takich sprawach trzeba widzieć Boży plan i z pokorą wpatrywać się w Boże zamiary, prosić, żeby Bóg wyprowadził dobro nawet z tak wielkiego zła, jakim jest zamordowanie człowieka.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Spirala kłamstw
Reklama
To wydarzenie było z premedytacją przygotowywane przez komunistów, przez reżim - nie jest prawdą, że to stało się nagle, niespodzianie, że to zrobił jeden człowiek. Dobrze, żebyśmy sobie to uświadomili i zapamiętali, że to był system, który kłamstwami potrafił otępiać swoich wyznawców.
Doskonale pamiętam włoskie pismo, wydawane wtedy w kilkudziesięciu może egzemplarzach, w którym kompromitowano polskich działaczy solidarnościowych. Potem kolejne już poważne dzienniki cytowały te doniesienia, np. że ks. Jerzy Popiełuszko ma prywatne mieszkanie w Warszawie - i od razu siana była podejrzliwość: co to znaczy „prywatne mieszkanie”. A co więcej, w tym mieszkaniu znaleziono różne rzeczy, m.in. granaty, broń i materiały świadczące o przygotowaniach do zamachu na Polskę, Rosję i cały Układ Warszawski. To pokazywało, jak manipulowano wówczas nawet międzynarodową opinią publiczną.
Rzym to miasto gromadzące różne narodowości, z przerażeniem wprost słuchałem doniesień, że opinia publiczna w Rosji, na Węgrzech i w Czechach jest wstrząśnięta informacjami, iż w Polsce księża przygotowują zamach. Taka była komunistyczna pedagogia także w przypadku wcześniejszych działań reżimów, jak choćby w czasie inwazji na sąsiednie kraje. Przekonywano wtedy kłamstwami wysyłanych żołnierzy polskich, którzy szli jako najeźdźcy na Czechosłowację, na Węgry do gaszenia rzekomych buntów - i byli zaślepieni, bo wmawiano im, że tak trzeba, że trzeba ratować system. Tak jak dzisiaj się to robi, wysyłając żołnierzy na Bałkany, do Iraku, do Czeczenii, Afganistanu, twierdząc, że ratuje się w ten sposób demokrację, a często są to po prostu ideologiczne rozgrywki między wielkimi imperiami tego świata. Trzeba uczyć się to dostrzegać, mimo wielkiego milczenia na ten temat w światowej i naszej prasie.
Ta beatyfikacja to oddanie sprawiedliwości - wielki gest sprawiedliwości wobec tego Kapłana. To oddanie hołdu Bożemu Miłosierdziu, bo wielkość Księdza Jerzego płynie z tego, że to był człowiek prostej, żywej wiary, że to był człowiek, który żył nauką kard. Stefana Wyszyńskiego i Jana Pawła II - nauką Kościoła. To człowiek, który wyszedł ze zdrowego kapłańskiego środowiska warszawskiego i pozostał wierny ideałom młodości.
Ewangeliczny zaczyn
Jego koledzy z wojska opowiadają, że jako kleryk wcielony do wojska nie chciał się godzić na ateistyczny rytm reżimowego szkolenia. Chciał mieć prawo do modlitwy, zachowania różańca, chodzenia do kościoła, co wtedy było zakazane. Kleryków brano najpierw do jednostek ogólnych, licząc, że się „rozpłyną” i utracą powołanie. Kiedy zauważono, że w tych miejscach, gdzie są klerycy, zaczyna się samodzielne myślenie, pragnienie modlitwy i Boga, stworzono dla nich jedną, potem drugą specjalną jednostkę, żeby nie siali „zgorszenia” i żeby ich samych poddać mocniejszej indoktrynacji i prześladowaniu.
Trzeba spojrzeć z wielką wdzięcznością na to, że Kościół ratuje tak piękne świadectwa, że stawia te świadectwa jako wzorce, daje ludziom dowód na to, że w najgorszych nawet sytuacjach piękno człowieczeństwa może zakwitnąć przez wierność zasadom, wierność sobie, wierność Panu Bogu.
Teraz już nie da się wykreślić ks. Popiełuszki z historii powojennej, ale czekam jeszcze na gest sprawiedliwości, że obok prawdy o ks. Jerzym Popiełuszce zaistnieje prawda o księżach: Sylwestrze Zychu (1950-89), Stefanie Niedzielaku (1914-89), Stanisławie Suchowolcu (1958-89) i o wszystkich wymordowanych przez komunistyczny reżim duchownych. Może wyproszą oni nawrócenie ludziom przewrotnego sumienia, bo żeby nawrócić takiego człowieka, trzeba modlitwy i ofiary ludzi świętych. To jest wielkie zadanie dla nas wszystkich, żebyśmy przejęli się tą sprawą, żebyśmy oczyszczali nasz naród z nienawiści, ze złości, z fałszu i kłamstwa, a tym szarżował i szarżuje do dziś Rzecznik Prasowy byłego komunistycznego rządu PRL. Walka klas stała u podstaw tego ateistycznego reżimu - nie miłość, nie przebaczenie, ale walka. To męczeństwo to nie jest pojedynczy przypadek, i ta beatyfikacja nie jest jak inne beatyfikacje, ona ma dodatkowe znaczenie, bo wynosi męczennika miłości, w którego ofierze są tysiące ludzkich ofiar.
Triumf pokory
Nie da się z powojennej historii Polski wyrzucić „Solidarności”, ruchu, który rodził się z poczucia więzi z drugim człowiekiem - a to jest przecież bardzo ewangeliczna cecha. Kazania Księdza Jerzego, których biedny, prosty lud słuchał i dzięki którym nabierał siły do przeżycia, przezwyciężenia trudności, są świadectwem tej więzi z drugim człowiekiem. Nie da się wykreślić z powojennej historii Kościoła w Polsce roli prostego księdza, wiernego polskiemu ludowi, oraz roli samego ludu, do którego należy decydowanie o ukierunkowaniu państwa, co we wszystkich dorastających do demokracji państwach trzeba szanować. To, co się dzieje w Kościele, to nie jest teoria, to rzeczywistość, która formuje świat. Moja wiara nie jest moją wewnętrzną, osobistą sprawą - to jest dynamizm życia, potęga tkwiąca w człowieku, która jest w stanie przemieniać świat. Przeżycie tej beatyfikacji mówi, że dopóki są tacy ludzie jak ks. Popiełuszko, to Polska jest jeszcze Polską, a Kościół Kościołem. To jest dar Opatrzności, która wyszła naprzeciw ludzkim oczekiwaniom. Myślę, że nie byłoby ks. Popiełuszki, gdyby nie pragnienie pracowników Huty Warszawa, którzy chcieli mieć kapelana, czyli duchowego przewodnika, i gdyby nie ta gotowość Księdza Jerzego, podejmującego się wyznaczonego zadania. W trudnych momentach ludzie garną się do Kościoła, do przedstawicieli Boga samego, do księży.
Także teraz, 10 kwietnia, lud prosty - wrażliwy, dobry, lekceważony przez bardzo wielu swoich intelektualnych i politycznych przywódców - odkrywa wartość przeżycia wspólnoty, bo ma uformowaną przez kulturę, historię i wiarę zdrową intuicję i wie, gdzie szukać oparcia, rozumie, że jeśli prawda jest deptana i siły słabną, to potrzebne jest zjednoczenie, wspólne wołanie o pomoc. Napór zła prowadzącego do upodlenia sprawia, że ludzie przychodzą do Boga i Kościoła, który jako jedyny potrafi wydobyć z człowieka nowe siły, ocalić w nim wartości, które zawsze w nim drzemią. I jeszcze jedno - chory, słaby Ksiądz Jerzy, wcale nie najzdolniejszy na seminaryjnym roku, okazuje się gigantem ducha. Prosty lud i prosty ksiądz spotkali się i był pośród nich obecny Pan Bóg. To jest wielki triumf pokory Tego, który został ukrzyżowany i zmartwychwstał.
To chyba zasadniczy wydźwięk tego daru - stawać się pokornym, to znaczy uznać prawdę o sobie, to znaczy odrzucić własne, czasem koniunkturalne, interesy i z mocą wiary ujawniać prawdę. Gdyby Ksiądz Jerzy uląkł się trudności i odszedł od prawdy, gdyby poszedł „bezpieczną”, ludzką drogą i wybrał Rzym zamiast Bydgoszczy, tego dnia by nie było. Pomyślmy nad tym. Nie uciekajmy od trudności, zaufajmy Panu Bogu i uczciwym ludziom.