Każda z tajemnic Różańca (Radosna, Światła, Bolesna i Chwalebna) podzielona jest w tej książce na dwie główne części: pierwsza to temat biblijny, opis wydarzenia, odnoszące się do niego przemyślenia oraz modlitwa; drugą stanowią rozważania świętych dotyczące danej tajemnicy.
FRAGMENT KSIĄŻKI "Uzdrawiająca moc modlitwy różańcowej" DO KUPIENIA W INTERNETOWEJ KSIĘGARNI!
Pomóż w rozwoju naszego portalu
TAJEMNICE BOLESNE
Modlitwa Pana Jezusa w Ogrójcu
Reklama
Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię. Gdy wstał od modlitwy i przyszedł do uczniów, zastał ich śpiących ze smutku (Łk 22, 44–45).
Jest wieczór i wszędzie osiada rosa. Tego wieczoru Jezus umył nogi apostołom i ustanowił sakrament Eucharystii. Wie, że kapłani ze świątyni chcą Jego śmierci, i wie też, że Judasz Go zdradzi. Jezus powoli, zatopiony w myślach, wchodzi na Górę Oliwną; odprawia Piotra i jego towarzyszy, aby modlić się w odosobnieniu. W dole widzi światła Jerozolimy, ale odwraca się do niej plecami. Jego wzrok pada na duży kamień. Klęka przy nim i zatapia się w głębokiej, żarliwej modlitwie do Swojego Ojca. Prosi, aby człowiek został uwolniony z sideł szatana, świata, ciała i własnej słabości. Jezus widzi rzeczy, które bardzo Go zasmucają, zaczyna płakać; wstrząśnięty rozkłada ręce, a łzy spływają Mu po twarzy. Modli się, jest zupełnie wyczerpany. W końcu, po zakończeniu modlitwy, która wydawała się trwać w nieskończoność, bierze swoje okrycie, ociera łzy i wraca do Piotra. Ale Piotr i jego towarzysze, ogrzawszy się przy ogniu, który rozpalili, zmęczeni, najedzeni i smutni pogrążyli się we śnie. Niebawem sytuacja się powtarza – znowu wszyscy zasypiają i Jezus budzi ich, prosząc o modlitwę. Ale tym razem, kiedy Jezus wraca do dużego kamienia i zaczyna się modlić, tuż nad Jego głową pojawia się światło, które staje się coraz jaśniejsze. To anioł, który przyszedł, aby pocieszyć Jezusa. Wysłannik niebios wymienia, jedno po drugim, imiona wszystkich ludzi, których Jezus zbawi poprzez Swoją mękę i śmierć. To niezwykły widok; Król Miłości, skąpany w anielskim świetle, otrzymuje pocieszenie z samego nieba. Kiedy anioł kończy swoje zadanie, jego światło powoli gaśnie.
Reklama
Jezus wraca do Piotra i dwóch innych uczniów i budzi ich, mówiąc, że „szatan nigdy nie śpi”. Oznajmia: „Mój czas nadszedł”. Uczniowie wstają i biegną zebrać pozostałych apostołów. Już mają wychodzić, kiedy zauważają migoczące światła zbliżające się w ich stronę. Nagle pojawia się grupa kapłanów, a z nimi wkraczają strażnicy świątynni z pochodniami, linami i kijami. Prowadzi ich Judasz Iskariota; uśmiechając się, całuje Jezusa w policzek. Jezus pyta go: „Dlaczego przyszedłeś z nimi? Wydajesz Mnie pocałunkiem? Odłóżcie miecze i kije. Nie jestem zagrożeniem; zawsze byłem z wami”. Piotr odczytuje te słowa jako opór stawiany przez Jezusa i wyciąga miecz. Odważnie nim wymachując, prawie odcina ucho żołnierzowi trzymającemu linę. Ale Jezus karci Piotra za brak zrozumienia i akceptacji woli Jego Ojca. Tłumaczy Piotrowi, że gdyby Jego Ojciec tego chciał, zastęp pięciu tysięcy aniołów stanąłby w Jego obronie. W tym momencie towarzysze Jezusa odstępują od Niego. Tamtej nocy Judasz Iskariota zdradził Pana za nędzne trzydzieści srebrników. W taki sposób potraktował Jezusa Jego przyjaciel – człowiek, który spędził z Nim trzy ostatnie lata. Jezus zostaje związany i wyprowadzony. Jezus był sądzony na dziedzińcu tej samej świątyni, w której co roku modlił się z Maryją w święto Paschy. Radzie świątynnej przewodził nikczemny najwyższy kapłan Annasz i arcykapłan Kajfasz. Poinformowani przez Judasza o miejscu przebywania Jezusa, zapłacili strażnikom świątynnym za Jego schwytanie. Należy zastanowić się, czy w dzisiejszym świecie Jezus byłby bezpieczny, czy raczej wszyscy opuściliby Go i spotkałby Go ten sam los. Co ważniejsze, musimy także zadać sobie pytanie, czy jesteśmy silni duchem. Czy bylibyśmy w stanie wszędzie i o każdej porze stawić czoła siłom tego świata, które atakują i niszczą dobro, czy może przyglądalibyśmy się temu z boku.
Reklama
Będąc Bogiem, Jezus wiedział, że było Mu pisane zginąć haniebną śmiercią na krzyżu, a także, że zostanie zdradzony przez swojego „przyjaciela” i towarzysza, Judasza. Lecz ani Jezus, ani Maryja nie żywili urazy do Judasza, który w duszy zawsze wydawał się człowiekiem stojącym na krawędzi śmierci. Przeciwnie, modlili się za niego, próbując odmienić jego los do samego końca. Jezus pokazał, że kocha nieustającą miłością, nawet kogoś, kto Go zdradził. Czy my jesteśmy stali w naszej miłości do rodziców, małżonków, dzieci, przyjaciół i bliźnich w potrzebie? Czy modlimy się i ofiarujemy nasze cierpienie, tak jak powinniśmy? Nawet za naszych wrogów? Wyobraź sobie Jezusa w Ogrodzie Oliwnym dręczonego myślą o czekającym Go bólu. Boska część Jego Osoby była na to gotowa, ale Jego ludzka natura chciała uciec od zbliżającego się cierpienia. Bał się męki i ukrzyżowania, które widział oczami duszy. Ale był na nie gotów, przez wzgląd na Odkupienie. Jezus przeżywał dylemat wewnętrzny, wiedząc, że Jego Matka będzie musiała patrzeć na to, jak Jej syn zostaje zamęczony na śmierć. Kiedy cierpi kochana przez nas osoba, my także przeżywamy tortury, nie będąc w stanie jej pomóc. Często stajemy się kompletnie bezradni, jak Jezus i Maryja. Jezusowi pękało serce, ale postanowił wypełnić wolę Ojca. Czy kiedyś odczuwałeś podobny niepokój? Nierzadko pragniemy iść za głosem Boga, ale nasza ludzka natura buntuje się. Czy przydarzyło ci się coś takiego? Czy potrzebujesz uzdrowienia? Proś o to Jezusa! On chce leczyć rany w naszych sercach poprzez tę Pierwszą Tajemnicę Bolesną. Pokaż Jezusowi wydarzenie, które pozostawiło w tobie ranę, i poproś, aby cię od niego uwolnił. Czyż nie przyszedł, aby nas wyzwolić?
Jezu, cierpię, rozważając Twoją mękę, bo wiedziałeś, że nie wszyscy ludzie zostaną zbawieni. Zdaję sobie sprawę, że smuciłeś się tak bardzo z powodu cierpienia, jakie czekało Twoją Matkę i Twoich przyjaciół. Jezu, miłujący Odkupicielu, ulituj się nad nami, kiedy pogrążamy się w bólu. Pociesz nas i ześlij nam Ducha Świętego Pocieszyciela, aby wsparł nas w ciężkich chwilach. Amen.
Biczowanie Pana Jezusa
Reklama
Reklama
Wówczas Piłat wziął Jezusa i kazał Go ubiczować (J 19, 1).
Arcykapłani przekazali Jezusa Poncjuszowi Piłatowi, który z kolei odesłał Go do króla Heroda, aby ten Go osądził. Jednak po pewnym czasie rzymski setnik wraca z pałacu Heroda z wiadomością, że król odsyła Jezusa z powrotem. Zastanawiając się nad kolejnym ruchem, Poncjusz przypomina sobie stary zwyczaj. Zwraca się do Żydów, mówiąc: „Ja nie znajduję w Nim żadnej winy, podobnie jak Herod, który odesłał Go do nas. Ale żeby was zadowolić, uwolnię wam Barabasza i nakażę, aby wasz Chrystus otrzymał czterdzieści batów”. Ale tłum ogarnia wściekłość i ludzie zaczynają krzyczeć jeszcze głośniej: „Nie, ukrzyżuj Go! Śmierć Nazarejczykowi!”. Piłat pyta niepewnie: „Otrzyma czterdzieści batów, czy to nie wystarczy?”. Poncjusz, tak jak i Żydzi, wie doskonale, że biczowanie jest o wiele bardziej bolesne niż chłosta. Dlatego Piłat uważa, że to i tak okrutna kara, która powinna zadowolić tych zaślepionych żądzą krwi ludzi. Ale rozszalały tłum krzyczy coraz głośniej: „Ukrzyżuj! Ukrzyżuj!”. Piłat boi się teraz tłumu bardziej niż gniewu jakiegokolwiek Boga. Oznajmia Żydom: „Sprawa zakończona. Podjąłem decyzję”, po czym wraca do środka, wściekły na tłum. Żołnierze prowadzą Jezusa na zewnątrz, aby Go tam ubiczować. Wielu ludzi umarło już w czasie odbywania takiej kary i Jezus prawdopodobnie w ciągu swojego życia był świadkiem takich scen. Wie, jak straszne męki będzie przechodził, ale nie stawia oporu. Z ludzkiego punktu widzenia nie może już nic zrobić. Czekają na żołnierzy, którzy mają wykonać karę. Kiedy ci przybywają na miejsce, Jezus zgodnie z ich rozkazem zdejmuje Swoją szatę. Jeden z żołnierzy staje na stołku i przywiązuje ręce Jezusa do dużej żelaznej obręczy pod sufitem. Wkracza dwóch odrażających osiłków, którzy śmiejąc się, wymierzają razy. Jeden staje przed Panem Jezusem, drugi za Nim. Zaczynają chłostać Jezusa, jakby uderzali w bęben – rytmicznie, na zmianę. Mają wprawę w używaniu bicza ze skórzanych pasów zakończonych kulkami ze stali. Na widok świeżej krwi ogarnia ich szał i zaczynają uderzać jeszcze mocniej, szybciej, wścieklej, sprawiając, że skórzane pasy i żelazne kulki rozdzierają skórę. Jezus jest półprzytomny; ciężar ciała ciągnie Go w dół, podczas gdy ręce wciąż są przywiązane do żelaznej obręczy. Całe ciało ma poharatane. Skóra na brzuchu jest napuchnięta od liny, którą był związany, kiedy prowadzono Go do domu Annasza, teraz puchnie jeszcze bardziej, a rany palą jak rozgrzane węgle. Jezus jest poraniony, posiniaczony i krwawi od stóp do głów. Pierwszy kawałek skóry odrywa się od ramienia Jezusa po jednym z uderzeń biczem. Kaci wpadają w jeszcze większy szał, biczując coraz szybciej. Krew tryska przy każdym uderzeniu. Wydaje się, że mijają godziny, choć biczowanie trwa zaledwie niecałą godzinę. Kiedy Jezus wygląda tak, jakby nie żył, wyczerpani kaci otrzymują rozkaz zakończenia biczowania. Jezus zostaje rozwiązany; upada na twardą, marmurową podłogę. Żyje, ale wygląda, jakby składał się z ran, siniaków, poharatanych kawałków ciała i jasnej świeżej krwi, tryskającej wszędzie dokoła. Żołnierz kopie Go, żeby sprawdzić, czy żyje; Jezus porusza się prawie niezauważalnie. Powoli odzyskuje przytomność; próbuje stanąć na nogi. Po dłuższej chwili udaje Mu się wstać. Ubiera się, co sprawia Mu ogromny ból. Jego szaty stają się czerwone od krwi i biało-żółte od wydzielin z Jego poranionego ciała. Żołnierze ponownie krepują Mu ręce. Nie ma dla Niego chwili wytchnienia; na wpół żywego wyciągają Go na zewnętrzny dziedziniec. Jezus jest uosobieniem biblijnego sługi, „Sługi Pańskiego” przepowiedzianego przez Izajasza. Czy my ofiarujemy nasze cierpienia i modlitwy za dusze wraz z naszym Panem i Maryją? Jezus został skazany przez zepsutego rzymskiego przywódcę, Poncjusza Piłata, który wiedział od swoich szpiegów, że Jezus jest niewinny. Piłat uległ presji tłumu, mimo że biczowanie niewinnego człowieka było niemoralne i on doskonale o tym wiedział. Miał władzę Go uwolnić, ale strach przed utratą pozycji wziął górę nad sumieniem. Wszyscy zostaliśmy powołani do życia, w którym panuje ład, sprawiedliwość i miłość. Jezus poddał się biczowaniu, aby zbawić tych, którzy w innym przypadku straciliby swoje życie. Jezus i Maryja nadal cierpią i modlą się w tej samej intencji, ponieważ obecność grzechu jest wciąż wyczuwalna. Módlmy się o nawrócenie świata i o nadejście sądu nie wcześniej, niż był pierwotnie wyznaczony! Czy zjednoczymy się z Jezusem i Maryją w ich bólu i będziemy cierpliwie znosić niedogodności i cierpienie w naszym życiu? Co jest teraz twoją największą bolączką? Ofiaruj ją, włączając się w cierpienie Jezusa, gdyż poświęcenie się jest doskonałą formą miłości. Ma moc odkupienia, jeśli łączymy się w cierpieniu z Jezusem. Proś Go o łaskę ofiarowania tych niedogodności, z którymi musisz żyć. Złóż cały swój ból w ofierze Jezusowi i wiedz, że wielu ludzi otrzyma dar nawrócenia lub wzrastania w świętości poprzez twoje współcierpienie z Jezusem. Módl się zwłaszcza za swoją żonę lub męża i za swoje dzieci. Bóg leczy wszystkie nasze rany, pozostawiając jedynie blizny jako pamiątkę naszego zwycięskiego cierpienia. Pewnego dnia zabłysną w świetle Nowego Jeruzalem!
Jezu, pomóż nam częściej i z większym zaangażowaniem rozważać Twoje cierpienie. Dziś modlimy się o to, byś zjednoczył nasze cierpienie z Twoim dla nawrócenia grzeszników i niewierzących oraz dla wybawienia najbardziej potrzebujących dusz w czyśćcu. Obiecujemy, że nasze rozważania na temat najbardziej bolesnych tajemnic Różańca Świętego będą głębsze. Amen.
Ukoronowanie cierniem Pana Jezusa
Reklama
Reklama
Rozebrali Go z szat i narzucili na Niego płaszcz szkarłatny. Uplótłszy wieniec z ciernia włożyli Mu na głowę, a do prawej ręki dali Mu trzcinę (Mt 27, 28–29).
Po biczowaniu jeden z żołnierzy, którzy pilnowali Jezusa, pyta: „Co mamy teraz zrobić z tym człowiekiem? Nudzi mi się”. „Wiem”, odpowiada drugi; „Żydzi chcieli króla, więc dajmy im króla!”. Żołnierz wybiega na zewnętrzny dziedziniec, gdzie ucina kilka gałązek cierniowych. Inni przyłączają się do niego i pomagają mu, usuwając liście, tak aby pozostały same kolce. Z niewielkim trudem łączą gałązki, tworząc „koronę” – okrąg składający się z licznych ciernistych gałązek poprzeplatanych z przodu i zakończonych czymś w rodzaju węzła z tyłu. Żołnierze zakładają ostrą, ciernistą koronę na głowę Jezusa, ale wieniec opada, bo jest za duży. Z wściekłością, niezręcznie ściągają koronę, raniąc w ten sposób twarz Jezusa, mało brakuje, a wykłuliby Mu oczy. Zadrapania i rany pojawiają się także na ich rękach, ale to tylko sprawia, że przeklinając, kontynuują to, co zaczęli, z jeszcze większą furią. Zmniejszają koronę i próbują założyć ją Jezusowi, ale wciąż nie chce się trzymać na miejscu. Teraz jest za mała! Kolejny raz zdejmują koronę, za każdym razem wyrywając włosy Jezusowi. Nikczemnik powiększa nieco „koronę” – teraz jest w sam raz. Wciskają ją na głowę Jezusa i cofają się, podziwiając z zadowoleniem dzieło swoich rąk. Jezus opuszcza głowę, wydaje się spokojnie znosić ich szyderstwo, ale w głębi duszy cierpi niezmiernie. Teraz żołnierz, który wymyślił koronę cierniową, zaczyna drwić z Jezusa, mówiąc, jak ładnie wygląda w tej koronie wysadzanej drogocennymi klejnotami. Ale planując już coś nowego, stwierdza, że korona nie wystarczy, aby uczynić z Niego króla. Rozkazuje żołnierzowi niższej rangi: „Przynieś Jezusowi berło i szkarłatne królewskie szaty!”. Żołnierzowi udaje się znaleźć tylko trzcinę, którą dają Jezusowi do prawej ręki, a na plecy narzucają Mu czerwone łachmany. Idealnie; tego tak naprawdę potrzebowali, żeby poniżyć Jezusa jeszcze bardziej. Jeden z żołnierzy, śmiejąc się, wyrywa Jezusowi gałązkę z ręki i z wściekłością bije nią Jezusa po głowie. Pozostali wybuchają śmiechem i zaczynają klaskać! Ciernie rozcinają skórę na głowie Jezusa i wbijają się głębiej, ponieważ korona rusza się za każdym razem, kiedy żołnierz w nią uderza. Jezus milczy, podnosi tylko głowę i patrzy na nich wszystkich z taką miłością i spokojem, że złamałoby to serce każdemu, kto je ma. Ale oni nie przerywają, dopóki dowódca nie rozkazuje im zaprowadzić Więźnia z powrotem do Piłata. Jezus, z koroną na głowie i czerwonymi łachmanami na plecach, zostaje zaprowadzony do Poncjusza. Piłat patrzy ze współczuciem na ciężko poranionego Człowieka. Wyprowadza Go przed tłum i mówi: „Oto On, człowiek, któremu wymierzyłem karę, teraz uwolnijcie Go!”. Ale ludzie krzyczą, że chcą Go zobaczyć z bliska. Jezus zostaje podprowadzony bliżej i pokazany ludziom. Tłum zagęścił się i składa się teraz z ponad tysiąca osób. Jezus wpatruje się w tych ludzi, szukając przyjaznej twarzy. Ile ich jest? Zaledwie kilka. W oczach Jezusa pojawiają się łzy i zaczynają spływać po Jego twarzy. Piłat mówi: „Oto On, oto Człowiek, którego chcieliście ukarać. Czy nie dość już tortur zadaliście waszemu Królowi?”. Ukoronowanie koroną cierniową nie było ani zalecaną, ani wyznaczaną przez Rzymian czy Żydów karą, ale owocem ludzkiej wyobraźni. Szatan nie odegrał w tym żadnej roli. Wyobraź sobie Jezusa, stojącego przed Tobą w koronie cierniowej. Z miejsc, w których kolce wbiły się w ciało, wypływa krew. Jezus cierpi straszliwie, ciernie nie pozwalają Mu odetchnąć ani oprzeć głowy choćby na chwilę. Jak to się stało, że my, Jego umiłowane istoty, upadliśmy tak nisko, że potraktowaliśmy naszego kochającego, niewinnego dobroczyńcę tak okrutnie? To przez grzech, odwieczne zło. Grzech osłabia naszą duszę, sprawia, że perwersja staje się przyjemna. Módlmy się i przeciwdziałajmy okrucieństwu i niesprawiedliwości, kiedy tylko możemy. Gdy jesteśmy niewłaściwie traktowani, stańmy się barankami ofiarnymi, jak Jezus, i zmniejszmy ciężar grzechu, jaki Syn Boży dźwiga na swoich ramionach. Módlmy się o przebaczenie za grzechy popełnione w jakiejkolwiek części naszej głowy. W szczególności poświęćmy Panu nasze usta. Nigdy nie plotkujmy, gdyż musimy utrzymywać nasze wargi w stanie świętości ze względu na to, co przez nie powiedział Jezus. Nie dajmy się oszukać i nie rozgłaszajmy nieprawdy, ponieważ czyniąc to, fałszujemy Jego Słowo; a nie kpi się z Boga. Poświęćmy także nasze uszy i umysł, i serce, łącząc je z Duchem Świętym Jezusa. W tej tajemnicy ukoronowania cierniem Pana Jezusa prosimy przez Jego ogromne cierpienie o uwolnienie od bólu głowy lub o łaskę znoszenia go w taki sposób, aby miał moc odkupienia. Większość z nas przechodziła kiedyś migrenę, która sprawia, że nie jesteśmy w stanie normalnie funkcjonować i cieszyć się życiem. A więc wielu potrzebuje uzdrowienia, bez względu na to, czy chodzi o naszą głowę, oczy, uszy, zatoki, czy też tętniaki, wylewy, guzy i nowotwory mózgu. Proś Jezusa o uzdrowienie ciała i ducha. Ale jeśli musisz znosić brzemię cierpienia, ofiaruj je za nawrócenie lub uzdrowienie członka rodziny bądź przyjaciela, a nawet wroga. Teraz pomódlmy się o nawrócenie tych członków naszych rodzin, którzy najbardziej tego potrzebują.
Panie Jezu, dotknij tych osób z mojej rodziny, które cierpią na bóle głowy i potrzebują uzdrowienia. Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, duszę i bóstwo najmilszego Syna Twojego, Jezusa Chrystusa, na przebłaganie za wszystkie grzechy moich oczu, uszu i języka. Ojcze, błagam Cię o przebaczenie dla mnie i całej mojej rodziny.
Pan Jezus dźwiga krzyż na Kalwarię
Reklama
Reklama
A On sam dźwigając krzyż, wyszedł na miejsce zwane Miejscem Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota (J 19, 17).
Na szyi Jezusa zawieszono pętlę i tabliczkę z napisem: „Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski”. Jezus rozpoczyna Swoją drogę na Kalwarię. Kiedy schodzą w dół, na ulicę, krzyż głośno obija się o schody. Jezus oddycha ciężko; zaczyna brakować Mu powietrza, gdy tylko zakłada krzyż na ramiona. Kiedy wychodzi na ulicę, oczekujący Go tłum dostrzega, że kołysząca się tabliczka zawieszona na linie wokół szyi Jezusa sprawia, że korona cierniowa przesuwa się po Jego głowie. Klaszczą z zadowoleniem, śmieją się i ożywiają na widok jeszcze większej ilości krwi. Wchodzą na wybrukowaną drogę. Jezus opada z sił, traci oddech i upada na oba kolana, przygnieciony krzyżem. Głośne uderzenie o bruk słychać pomimo krzyków tłumu; ciernie wbijają się jeszcze głębiej w Jego głowę. Jezus próbuje wstać, ale ciężar krzyża właściwie Mu to uniemożliwia; w końcu żołnierze pomagają wstać Jezusowi i popychają Go, żeby szedł dalej. Kobieta idąca w tłumie oferuje Jezusowi wilgotną płócienną chustę i z jej pomocą Jezus ociera pot z twarzy. Dziękuje wszystkim niewiastom i oznajmia, że ta niesprawiedliwość zostanie surowo ukarana. Mówi im: „Nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i synami waszymi”. Żołnierze rozkazują ruszać dalej, więc Jezus, przy niewielkiej pomocy, zakłada z powrotem krzyż na zakrwawione ramiona i idzie dalej. Na środku drogi stoi grupa kobiet wraz z kilkoma pasterzami i to oni pierwsi dostrzegają nadchodzącego Jezusa. Zawiadamiają Maryję i Jana. Procesja zbliża się i Maryja po raz pierwszy widzi swojego pobitego, poniżonego Syna. Na ten widok z trudem łapie oddech. Blednie, ledwie mogąc ustać na nogach. Jezus, wyczerpany, z zapadniętymi policzkami, krwawiącymi wargami, bladą, zniekształconą i spuchniętą od licznych ciosów twarzą, patrzy na Swoją Matkę z miłością. Rzymski legionista Longinus spostrzega mężczyznę prowadzącego wózek. Przywołuje go do siebie i pyta, jak się nazywa; „Szymon Cyrenejczyk” – odpowiada mężczyzna. Longinus stanowczo nakazuje Szymonowi: „Weź od Niego krzyż!”. Szymon podchodzi do Jezusa, który jest tak wyczerpany i obolały, że wydaje się, że zaraz umrze. Ma na wpół zamknięte oczy i ciężko oddycha. Nawet w zahartowanych sercach rzymskich żołnierzy ta scena wzbudza współczucie. Zaczynają rozmyślać o swoich matkach i przez chwilę pogrążają się we wspomnieniach. Jak mali chłopcy na ten krótki moment poddają się ogarniającym ich emocjom. Jakże inaczej wyglądało życie, gdy byli dziećmi; ile było w nim miłości. Jacy byli wtedy niewinni. Ale jako dorośli i – jako młodzi mężczyźni niewiele wiedzący o świecie – zostali wyszkoleni na okrutnych żołnierzy i wysłani do walki w odległe miejsca. Każdy z nich z rozrzewnieniem wspominał moment pożegnania ze swoją matką. Teraz wyobraź sobie Jezusa w tej najbardziej bolesnej tajemnicy. Jest konającym człowiekiem, który dźwiga na plecach ogromny ciężar krzyża raniącego Jego ciało i wbijającego ciernie jeszcze głębiej w Jego głowę. To, że żołnierze zmusili Szymona Cyrenejczyka, aby pomógł Jezusowi, świadczy o tym, że nasz Pan był w naprawdę złym stanie. Nam także zdarza się doświadczać w naszym życiu straszliwego cierpienia. Mogą to być kłopoty rodzinne, związne z mężem, żoną lub jednym z naszych dzieci. Cierpienie może być spowodowane alkoholizmem, uzależnieniem od narkotyków, hazardu lub problemami finansowymi. Być może nasze problemy wynikają z pychy lub głupoty; ból może być spowodowany osłabiającą nasze ciało chorobą bądź śmiercią członka rodziny czy bliskiego przyjaciela. Ogarnia nas wówczas uczucie osamotnienia i bezradności. Byłeś kiedyś w potrzebie i nikt nie przyszedł ci z pomocą, nawet krewny czy przyjaciel, na którym, jak ci się wydawało, mogłeś polegać? Przebacz tej osobie, która tak bardzo cię rozczarowała. Może to był ktoś, komu całkowicie ufałeś. Proś Jezusa o łaskę wybaczania i o pogodzenie się z tym bolesnym wspomnieniem. Możemy wspierać bliźnich w potrzebie. Możemy się za nich modlić, odwiedzać ich, dzielić się z nimi tym, co posiadamy lub pomóc im znaleźć profesjonalną pomoc. Zjednoczeni z Jezusem możemy być ich ziemskimi wybawicielami! Kim są ludzie, którym ty odmówiłeś pomocy? Być może rozczarowałeś tych, którzy cierpiąc, przyszli do ciebie szukać wsparcia. Możliwe, że znalazłeś wymówkę, żeby im nie pomóc. Czy tylko „udawałeś”, że jesteś ich przyjacielem? Jezus jest najbardziej litościwy wobec niezamierzonych grzechów, ale jest nieugięty wobec tych, którzy – wykazując się zamierzoną hipokryzją – nie okazują skruchy. Przebacz sobie i – jeśli potrafisz – poproś o wybaczenie tych, którym powinieneś był pomóc. Jezus chce, abyś w tej Tajemnicy Różańca uwolnił się od tego bólu.
Umiłowany Jezu, nieś wraz ze mną mój krzyż, abym mógł pomagać w odkupieniu grzeszników. Byłeś wyczerpany, dźwigając Swój krzyż. Daj mi siłę, zwłaszcza wtedy, kiedy jestem najbardziej zmęczony, abym był w stanie pomagać innym w potrzebie, abym mógł działać ku Twojej większej chwale i sławie. Amen.
Ukrzyżowanie Pana Jezusa
Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Po tych słowach wyzionął ducha” (Łk 23, 46).
Jezus ogromnie cierpi, niosąc krzyż na Golgotę. Nie jest w stanie ukryć niezliczonych otarć, strupów, miejsc na ciele pokrytych krwią – ciemną i zakrzepłą krwią czy też świeżą i jasną. Jego kark wciąż krwawi, a Jego plecy, ramiona i klatka piersiowa są poorane otwartymi ranami. Pierwsze krople krwi opadają na białą, mokrą od łez matki Jezusa szatę, tworząc na niej jasnoczerwone plamy. Jezus jest tak wewnętrznie obolały, że nie może się wyprostować, idzie więc cały czas pochylony, niczym starzec. Głowa boli Go, jakby siedziały w niej gwoździe; czuje kłucie i pieczenie, a ostry ból głowy przeszywa Go za każdym razem, gdy „korona” przesuwa się lub podskakuje. Najbardziej bolesne rany znajdują się na czole i karku. Ma przetrąconą szczękę. Jego klatkę piersiową, ramiona i nogi pokrywają czerwone pręgi i siniaki. Kolana są zakrwawione, a jedna z rzepek jest poważnie uszkodzona. Bolą Go palce u stóp, krwawiąc od ciągłego potykania się i stąpania po kamieniach na drodze. Jezus jest następny do ukrzyżowania. Posłusznie kładzie się na krzyżu, kiedy Mu to nakazują. Składa głowę dokładnie tam, gdzie Mu każą. Rozkłada ramiona i prostuje nogi zgodnie z poleceniem. Dwóch katów siada Mu na klatce piersiowej, plecami do siebie. Jezus nie może się ruszyć, ledwie oddycha. Leży tam nieruchomo, czekając na pierwsze uderzenie młotka w duży gwóźdź przyciśnięty do Jego prawego nadgarstka. Trzeci kat chwyta ramię Jezusa, ciągnie je i przytrzymuje obiema rękami. Czwarty z katów, upewniwszy się, że nadgarstek Jezusa znajduje się dokładnie nad otworem w drewnie, unosi młotek i uderza w duży kwadratowy gwóźdź. Ból przeszywa Jezusa, kiedy gwóźdź miażdży Mu nadgarstek, łącznie z nerwami. Jezus wydaje z siebie przejmujący krzyk. Prawy nadgarstek jest teraz mocno przybity do ciemnego drzewa krzyża. Kat przechodzi na drugą stronę. Mężczyzna trzymający gwóźdź umieszcza go w samym środku ręki Jezusa i uderza w niego. Ból jest dużo silniejszy, ale Jezus wydaje z siebie tylko jęki, kiedy gwóźdź wbija się coraz głębiej. Łzy mieszają się z krwią i spływając Mu po twarzy a następnie po krzyżu, opadają na ziemię. Jego twarz wygląda dziwnie, czarna od brudu, poprzecinana czerwonymi i białymi strużkami krwi i potu. Kat podchodzi do stóp Jezusa. Gwóźdź robi duży otwór w obu stopach, kiedy kat przybija je do bryły drewna. Maryja obserwuje tę scenę i bardzo ją przeżywa. Czuje ogromny ból swojego Syna i pochyla się niżej przy każdym uderzeniu młotka. Ciało Maryi powoli łamie się – cierpienie jest nie do zniesienia. Jezus traci teraz siły naprawdę szybko. Ponieważ ciernie nie pozwalają Mu oprzeć głowy na krzyżu, pochyla ją do przodu od czasu do czasu, dzięki czemu może trochę odpocząć. Nagle Jezus zbiera resztki sił i mówi: „Niewiasto, oto syn Twój. Synu, oto Matka twoja”. Oddycha z coraz większym trudem; Jego serce bije nieregularnie, spazmatycznie; po ochrypłym głosie można poznać, że Jego ciało powoli umiera. Jezus podnosi głowę do Swojego Ojca i woła donośnym głosem: „Eloi, Eloi, lema sabachthani”. Na twarzy Jezusa pojawia się znamię śmierci. Jego ciało opada coraz niżej, kolana uginają się jeszcze bardziej, słabnie z każdą chwilą. Ale Jezus zbiera jeszcze siły i woła głośno ten ostatni raz, jak tylko zrozpaczony człowiek potrafi: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego!”. Jego ciało przeszywa ostatni dreszcz i opada bezwładnie, pozbawiony tchu. Nagle wydaje z siebie jeszcze jeden dźwięk: „Ma...” – pierwszą sylabę wyrazu „matka”, ostatni okrzyk w Ewangelii. Głowa Jezusa opada ciężko na pierś, nie porusza się. Jezus nie żyje! Wszyscy znamy historię powolnej, męczeńskiej śmierci Jezusa na krzyżu. Znamy także smutny los tych, którzy Go opuścili, zostawiając Maryję i Jana pod krzyżem w towarzystwie zaledwie kilku osób. Według psychologów śmierć jest najbardziej traumatycznym przeżyciem. Większość ludzi odczuwa głęboki lęk przed śmiercią, nie wiedząc, czego się spodziewać w momencie przejścia do drugiego świata. Wszystko, co możemy zrobić, to być otwartymi i zaakceptować śmierć. Niestety, niewielu współczesnych ludzi widzi w śmierci przejaw wielkiego Bożego miłosierdzia; ale tylko ci niesprawiedliwi, którzy umierają, nie żałując za grzechy śmiertelne, pragną wrócić na ziemię. Czy to, jak żyjemy, podoba się naszemu Ojcu? Czy Jezus uśmiechnie się, obejmie nas i okryje swoją szatą światła i życia, zanim zaprowadzi nas do Swojego Ojca? Będzie nam o wiele łatwiej na łożu śmierci, jeśli w trakcie naszego życia zrobimy co w naszej mocy, aby iść za Jezusem! Raz jeszcze wyobraźmy sobie scenę krzyżowania Jezusa. Wie, jak bardzo cierpi Jego Matka, kiedy gwoździe przebijają Mu ręce i nogi. Bóg wysłuchał Maryi, która chciała współodczuwać z Jezusem zarówno Jego ból fizyczny, jak i udręki psychiczne. Wiedziała, tak jak Jej Syn, że bez względu na to, jak wielkie męki będzie przeżywał Jezus, nie wszystkie dusze zostaną zbawione. Jezus i Maryja zdawali sobie sprawę, że wielu ludzi nie wejdzie na właściwą ścieżkę; i to potęgowało Ich cierpienie. Maryja musiała jednak pozwolić swojemu Synowi wypełnić wolę Ojca Niebieskiego; śmierć Jezusa miała przecież na celu odkupienie świata! I nam nie jest łatwo pozwolić odejść tym, których kochamy. Przelej całe swoje cierpienie na Pana, który troszczy się o ciebie. Proś Jezusa, aby uśmierzył ból towarzyszący tej śmierci, która była dla ciebie najbardziej bolesna. On chce uwolnić cię od zranień w twojej podświadomości, które powstały po odejściu ukochanej osoby. Proś także o łaskę szczęśliwej śmierci dla ciebie i twojej rodziny. Szukaj ucieczki od obezwładniającego strachu przed umieraniem, który nie pozwala nam żyć spokojnie. Jeśli Bóg odsunie od nas ten lęk, poczujemy nawet większą ulgę i radość. Śmierć Jezusa wydaje wspaniałe owoce w naszym życiu, gdyż Jego wielka miłość przynosi nam uzdrowienie. Na koniec zastanówmy się nad nieskończoną miłością Jezusa. Został ukrzyżowany wyłącznie dla naszego dobra, nie dla aniołów czy innych odwiecznych stworzeń. Cóż za niezwykłe wydarzenie wypływające z miłości; nasz Boski Stwórca przywraca ludzką rodzinę do Świętej Rodziny, umierając za nas! Jesteśmy dla Niego tak ważni, że zrobiłby wszystko, aby odnowić z nami przyjaźń! Jesteśmy tak ważni dla naszego Ojca, że byłby gotów zapłacić najwyższą cenę za nasze zbawienie; poświęciłby Swojego Syna. Jak bardzo skłonni do poświęceń jesteśmy w porównaniu z Bogiem, Nieskończoną Miłością? Jeszcze bardziej starajmy się kochać Jezusa, tak jak On kocha nas!
Ojcze Niebieski, Duchu Święty, wiemy, że przechodziliście razem z Jezusem Jego mękę, bo jesteście jednym Bogiem; jesteście Trójcą nierozłącznej, świętej i czystej miłości. Przebaczcie nam nasze grzechy, pokornie Was prosimy. Najmilszy Jezu, Ty jesteś odwiecznym odkupicielem. Gdybym tylko mógł, to ja ofiarowałbym swoje życie zamiast Ciebie. Tak jak Maryja, pragnę przynieść Ci ulgę w cierpieniu. Jezu, pomóż mi dziękować Ci za Twoją miłość i łaskę uzdrowienia; za uchronienie mnie przed wieczną ciemnością; i za przywrócenie mi dziedzictwa mojego Ojca, dzięki czemu będę mógł żyć z Tobą wiecznie w niebie. Amen.