„Václav Havel odszedł cicho - jak gdyby gasła świeca” - mówi w wywiadzie dla praskiej gazety „Katolický týdeník” jedna z zakonnic czuwających przy byłym czeskim prezydencie, s. Veritas Holíková, boromeuszka, pielęgniarka i psycholog. Podkreśla wielką pokorę tego wybitnego myśliciela, pisarza i polityka, oraz otwartość na wymiar nadprzyrodzony.
Zapytana o powody, dla których opiekę nad Václavem Havlem przejęły zakonnice, s. Veritas wyjaśnia, że było to osobiste życzenie chorego, który zwrócił się w tej sprawie do arcybiskupa praskiego, Dominika Duki, z którym na początku lat 80. poznał się w więzieniu w Pilźnie-Borach.
Na pytanie dotyczące osobowości zmarłego, s. Veritas odpowiada, że nie był to marzyciel czy idealista, lecz człowiek myślący głęboko i praktycznie. „Bardzo interesowało go, jak żyją zwyczajni ludzie, ile np. trzeba dopłacać za lekarstwa” - wspomina. Cieszył się ze spotkań z ludźmi i ich przejawów sympatii. Chętnie wysłuchiwał ich opinii. Kiedy życzyli mu powrotu do zdrowia, odpowiadał: „Dziękuję, bardzo sobie cenię ten przejaw życzliwości”. Nie bał się mówić o śmierci i umieraniu, zarówno z nami, jak i opiekującym się nim lekarzem. Do końca nie opuszczał go humor. Lubił kwiaty i świeczki, które zawsze się paliły podczas posiłków.
Václav Havel codziennie spędzał czas na rozmyślaniu w samotności. Wówczas nie mówił, ale widoczne było, że jest zanurzony w lekturze albo patrzy na przyrodę. „Często pytał mnie, czy mam czas na modlitwę, lekturę Pisma Świętego, czy nie mam za wiele pracy. Nie mówił o Bogu, ale traktował Go poważnie i z pewnością każdego dnia do Niego się zwracał. Świadczy o tym już choćby to, jak się zachowywał, jak podchodził do innych” - mówi s. Veritas.
(pr)
Pomóż w rozwoju naszego portalu