Reklama

Wiadomości

Te skrzydła pomagają mi dążyć do celu

Szczerze mówiąc, jesteśmy trochę tym sukcesem oszołomieni – mówią rodzice Ani

Archiwum CSW Rzeszów/Mateusz Inglot

Szczerze mówiąc, jesteśmy trochę tym sukcesem oszołomieni – mówią rodzice Ani

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

MARIAN SALWIK: – Aniu, do czego były Ci potrzebne – a może nadal są – „małe skrzydła”?

ANIA DĄBROWSKA: – „Małe skrzydła” to tytuł piosenki, którą dla mnie napisała Cleo (piosenkarka i trenerka w programie „The Voice Kids” – przyp. M. S.). Dzięki tej piosence zwyciężyłam w programie „The Voice Kids”. Opowiada ona o tym, że mimo trudności w życiu każdy ma prawo spełniać swoje marzenia. Czuję, że te „skrzydła” mnie unoszą i pomagają dążyć do celu.

– Czyli – te słowa mają podwójne znaczenie?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Dokładnie tak! Udział w programie sprawił też, że rozwinęłam się pod względem wokalnym. W programie należałam do „drużyny” Cleo. Bardzo dobrze się poznałyśmy. „Małe skrzydła” zostały napisane specjalnie dla mnie. Cleo powiedziała, że zainspirowałam ją do napisania tej piosenki. Bardzo lubię ją śpiewać.

– Jak Państwo, jako rodzice, odbierają sukces Ani?

MAGDALENA DĄBROWSKA: – Szczerze mówiąc, jesteśmy trochę tym sukcesem oszołomieni. Z drugiej strony w naszym życiu rodzinnym nic się nie zmieniło. Myślę, że dopiero czas pokaże, czy ten sukces był Ani potrzebny, czy pomógł jej „rozwinąć skrzydła”. Mam nadzieję, że nie przeszkodzi jej w rehabilitacji, w terapii, ale że ją zmobilizuje, pomoże jej się otwierać na innych ludzi, nauczy empatii i zrozumienia dla tych, którzy nie dostali takiej szansy jak ona.

Reklama

– Mieli Państwo poczucie, że Ania ma talent, który trzeba „zagospodarować” czy „oszlifować”?

JAROSŁAW DĄBROWSKI: – Tak, mieliśmy takie poczucie od czasu, gdy Ania poszła do pierwszej klasy szkoły podstawowej. Jej wychowawczyni – p. Monika Sobkowicz, nauczycielka śpiewu, wysyłała Anię na różne konkursy, na których ona zajmowała pierwsze miejsca. Widać było, że coś w niej jest. Dla nas był to także sygnał, że ona w tym śpiewaniu dobrze się czuje, że to lubi. Zaczęliśmy szukać możliwości rozwoju, a konkretnie – szkoły wokalnej. Najbliższa była w Rzeszowie – Centrum Sztuki Wokalnej. To był strzał w dziesiątkę. Tam Ania pod kierunkiem p. Anny Czenczek świetnie się rozwinęła i dojrzała wokalnie, scenicznie, aktorsko. Później trafiliśmy na p. Annę Dymną i jej Festiwal Zaczarowanej Piosenki, na którym Ania się przekonała, że choroba czy niepełnosprawność nie są żadną przeszkodą w dążeniu do spełnienia marzeń.

– W śpiewanej przez Anię piosence powtarzają się słowa: „wciąż pod wiatr”. Czy można je odnieść także do Państwa zmagań z przeciwnościami losu, a konkretnie do zmagań z ciężką chorobą córek, Ani i Alicji?

J. D.: – Pod tymi słowami mógłby się podpisać każdy człowiek. Przecież nasze życie cały czas jest „pod wiatr”, bo ciągle z czymś się zmagamy. Może śpiewana przez Anię piosenka dlatego jest tak popularna, że każdy odnajduje w niej cząstkę siebie...

– O czym muszą Państwo w tych zmaganiach pamiętać, o czym muszą pamiętać dziewczynki?

J. D.: – O samodyscyplinie, o rehabilitacji, o braniu leków, o ciągłym uważaniu na siebie...

M. D.: – Już czternaście lat stoimy w drzwiach i mówimy: weź czapkę, załóż szalik, zrób inhalację. O lekach też my pamiętamy, bo dziewczynki jeszcze nie są na tyle samodzielne.

– Czy Państwo postrzegają te zmagania jako nieustanny balans między zdrowiem a karierą Ani?

J.D.: – Choroba Ani jest „oswojona”, jest jej częścią. Kariera może tylko pomóc, wcale nie będzie jakimś balastem. Jeśli robi się to, co się naprawdę kocha, jeśli podąża się za marzeniami, a do tego jeśli robi się coś, co jest także pewnego rodzaju rehabilitacją – Ania często podkreśla, że śpiewa przeponą, a tym samym odciąża płuca, czyli że każdy koncert uruchamia automatyczny drenaż płuc – to może tylko pomóc.

– Nie zadawali sobie Państwo pytania: „Panie Boże, dlaczego nas spotyka takie doświadczenie”?

M. D.: – Na pewno choroba dzieci nie spowodowała w nas jakiegoś kryzysu wiary. A nawet można powiedzieć, że czuliśmy się jakoś do tego przygotowani. Raz – przez wcześniejsze doświadczenia życiowe, bo zawsze towarzyszyły nam osoby cierpiące, chore, którymi się opiekowaliśmy (dziadkowie ze strony męża i mój dziadek, który przez osiem lat leżał sparaliżowany), a dwa – przez wykształcenie i pracę zawodową (mąż jest psychologiem, ja – pedagogiem specjalnym w ośrodku szkolno-wychowawczym, gdzie zajmowałam się dziećmi z głęboką niepełnosprawnością). Przeczuwaliśmy, że Pan Bóg nas do czegoś przygotowuje, ale nie wiedzieliśmy, do czego. Chcieliśmy założyć rodzinny dom dziecka. Marzyliśmy o tym, gdy byliśmy narzeczeństwem, potem już małżeństwem. Nie rodziły nam się dzieci, więc myśleliśmy, że... że to właśnie o to chodzi. Po urodzeniu Ani zaczęły się jej problemy zdrowotne. Nie wiedzieliśmy, że to jest mukowiscydoza, tym bardziej że pierwsze diagnozy lekarskie były błędne. Potem, oczywiście, szok, gdy dowiedzieliśmy się, że dwoje z trójki dzieci jest chorych. Gorąca modlitwa, szukanie pomocy we wspólnotach (należeliśmy wówczas do wspólnoty Domowego Kościoła), modliła się rodzina, zwłaszcza babcie, wspierali nas sąsiedzi, parafia. Ks. Franciszek Urban, ówczesny proboszcz, jako pierwszy ofiarował pieniądze, bo wiedział, w jak trudnej byliśmy sytuacji finansowej.

– Wsparł Państwa także papież Franciszek...

M. D.: – Tuż po wyborze papieża Franciszka mąż wysłał do Watykanu list, w którym opisał naszą sytuację. Po jakimś czasie otrzymaliśmy informację z Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej, że Ojciec Święty przeczytał list, był poruszony i obiecał modlitwę. Wkrótce okazało się, że nasze dzieci muszą mieć operacje. Nikt nie chciał się ich podjąć. W końcu znaleźliśmy klinikę w Warszawie. Dzień przed naszym wyjazdem zadzwonił telefon. Kapłan z Watykanu poinformował, że tego i tego dnia, o tej i o tej godzinie Ojciec Święty odprawi Mszę św. w intencji naszych dziewczynek. To był właśnie dzień, na który wyznaczono operacje. Był to dla nas znak... Wyjechaliśmy oszołomieni, a jednocześnie z nadzieją, że wszystko będzie dobrze. I tego się trzymamy, bo wierzymy, że Ktoś nad tym wszystkim czuwa!

Podziel się:

Oceń:

2019-04-16 18:54

[ TEMATY ]

Wybrane dla Ciebie

Biały pasterzu – prowadź nas…

Warsztaty przygotowują Diakonię Muzyczną do animowania SMAP-u 2021 w Krośnie

Ks. Marcin Wilk

Warsztaty przygotowują Diakonię Muzyczną do animowania SMAP-u 2021 w Krośnie

W Bursie Szkolnej Sług Jezusa w Przemyślu odbyły się warsztaty młodzieżowej Diakonii Muzycznej Archidiecezji Przemyskiej.

Więcej ...

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

Adobe Stock

Litania Loretańska to jeden z symboli miesiąca Maja. Jest ona także nazywana „modlitwą szturmową”. Klamrą kończąca litanię są wezwania rozpoczynające się od słowa ,,Królowo”. Czy to nie powinno nam przypominać kim dla nas jest Matka Boża, jaką ważną rolę odgrywa w naszym życiu?

Więcej ...

Poznań/Dziewięć osób rannych w wybuchu w Szkole Aspirantów PSP

2024-05-13 13:55

stock.adobe

Dziewięć osób zostało poparzonych w poniedziałek, podczas zajęć w Szkole Aspirantów PSP w Poznaniu. Poszkodowani mają oparzenia I i II stopnia, według wstępnych ustaleń doszło do wybuchu.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

10 mało znanych faktów o objawieniach w Fatimie

Wiara

10 mało znanych faktów o objawieniach w Fatimie

Anioł z Auschwitz

Wiara

Anioł z Auschwitz

Fatima - główne treści orędzia Matki Bożej

Europa

Fatima - główne treści orędzia Matki Bożej

Świadectwo Raymonda Nadera: naznaczony przez św. Szarbela

Wiara

Świadectwo Raymonda Nadera: naznaczony przez św. Szarbela

Zmarł Jacek Zieliński, współtwórca zespołu Skaldowie

Wiadomości

Zmarł Jacek Zieliński, współtwórca zespołu Skaldowie

Nowenna do św. Andrzeja Boboli

Wiara

Nowenna do św. Andrzeja Boboli

8 maja - wielkie pompejańskie święto

Kościół

8 maja - wielkie pompejańskie święto

Litania nie tylko na maj

Wiara

Litania nie tylko na maj

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

Wiara

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania