Reklama

Na ratunek duszy i ciału

Niedziela zielonogórsko-gorzowska 30/2009

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Anna Bensz-Idziak: - Lubi Ksiądz pływać?

Ks. Marek Kidoń: - Lubię, nawet bardzo… Jest to dla mnie forma odreagowania po pracy. Mieszkam 100 metrów od basenu i jestem członkiem WOPR-u, mogę więc korzystać z toru, po którym pływają woprowcy, i staram się pływać, zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym, przynajmniej dwa razy w tygodniu. Gdy wracam z basenu, jestem wypompowany i zrelaksowany, wtedy - łyk wody, modlitwa i spać.

- Od kiedy należy Ksiądz do WOPR-u?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Jestem członkiem WOPR-u od 2001 r. W 2003 r., od chwili, gdy zamieszkałem w Zielonej Górze, zacząłem mieć bliższy kontakt z WOPR-em. Poza obowiązkami kapłańskimi i pracą chciałbym też robić coś dla siebie. Zacząłem wiec robić różne kursy, m.in. kurs sternika motorowodnego, żeglarza jachtowego, nurkowania i tak staram się, by każdego roku podczas wakacji zdobyć nowe umiejętności czy podszkolić te już posiadane. Te umiejętności pomagają mi również w pracy, np. kurs ratownika wodnego zrobiłem, kiedy jeździliśmy nad morze na obozy ze stypendystami, by móc pilnować swojej grupy bez ponoszenia dodatkowych kosztów. Nie jestem jedynym księdzem w diecezji z uprawnieniami ratownika wodnego, jest nas kilku. Staram się również wysyłać na kurs ratownika wolontariuszy, którzy współpracują z Caritas podczas akcji wakacyjnej, i tak każdego roku kilka osób zostaje przeszkolonych i pomagają nam podczas wakacji.

- Czy zmieniło się podejście do wody, gdy został Ksiądz ratownikiem?

- Odczuwam większą mobilizację, kiedy jestem nad wodą, ponieważ mam świadomość, że gdyby coś się zaczęło dziać, to jestem zobligowany do tego, by udzielić pomocy. Znam zasady, ale nie robię tego na co dzień, mam świadomość, że w razie niebezpieczeństwa trzeba działać szybko i sprawnie - miałem już takie doświadczenia. Byłem niedawno na Mistrzostwach Polski w Ratownictwie Wodnym, które odbywały w Drzonkowie, tam jeszcze bardziej uświadomiłem sobie, że trzeba być na bieżąco.

Reklama

- Kiedy został Ksiądz mianowany duszpasterzem Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego Województwa Lubuskiego?

- Oficjalnie funkcję tę otrzymałem na prośbę prezesa WOPR z rąk bp. Adama Dyczkowskiego w 2008 r. na czas jednego roku. W tym roku poproszono o to, by dekret przedłużyć, więc bp Stefan Regmunt przedłużył go na kolejne 3 lata. Jestem kapelanem WOPR w województwie lubuskim. Do tej pory środowisko woprowskie nie miało kapelanów, ale pojawiła się taka potrzeba i ją wypełniam.

- Jakie jest to środowisko, któremu Ksiądz duszpasterzuje?

- Kiedyś wyobrażałem sobie, że jest to środowisko zamknięte. Kiedy się do nich zbliżyłem, okazało się, że są to bardzo fajni ludzie, działacze społeczni, ludzie o bardzo wielkich sercach, zaangażowaniu, zapale, ludzie w sędziwym wieku, którzy mają charyzmę, by gromadzić wokół siebie ludzi młodych. W Polsce jest ich ok. 64 tys., w województwie lubuskim - 4 tys. Udaje im się rocznie - w skali ogólnopolskiej - przeszkolić rocznie ok. 4 tys. młodych ludzi w Lubuskiem. Ci młodzi ludzie pożytecznie spędzają czas, nie wybijają szyb, nie zajmują się rozbojem, nie piją alkoholu, tylko angażują się, chodzą na zajęcia, uczą się pływania. Jest to bardzo dobra robota, którą ci ludzie wykonują społecznie. To bardzo fajne środowisko. Cieszę się, ze mam możliwość łączenia obowiązków duszpasterskich z pasją, z tym, co lubię i co sprawia mi przyjemność.

- Jak przyjmują Księdza w swoich szeregach?

- Oni się oswajają z instytucją księdza w swoich strukturach. Bardzo często ludzie „usztywniają się” w obecności księdza, bo normalnie spotykają się z nim w miejscach związanych z kultem w kościołach, kancelarii parafialnej, na uroczystościach typu ślub czy pogrzeb. Na co dzień jestem ubrany tak jak oni - w strój ratownika, na oficjalnych uroczystościach występuję w stroju duchownym. Przyjmują mnie bardzo życzliwie i traktują normalnie.

- Często się spotykacie?

- Przynajmniej trzy razy w roku. Jest taki zwyczaj, że co roku spotykamy się na opłatku, jestem również zapraszany na posiedzenia zarządu, a ponadto staram się bywać tam u nich w Przełazach - gdzie WOPR ma swoją bazę. Wspieramy się nawzajem, bo oni szkolą wolontariuszy dla Caritas, a my możemy wspomóc ich sprzętem czy żywnością. Spotkania oficjalne są ważne, ale dla mnie ważniejsze są jednak spotkania osobiste. Staram się je pielęgnować nawet do tego stopnia, że np. pamiętam o imieninach. Lubię się z nimi spotykać, bo to trochę inny świat niż ten, w którym żyję na co dzień. Uważam, że trzeba przynajmniej raz w miesiącu spotkać się z kimś, kto ma radykalnie odmienne poglądy niż ja, bo to mnie ubogaca. Takie spotkania również motywują i mobilizują mnie do różnych działań.

- Uprawia Ksiądz sporty wodne?

- Zawsze chętnie chodzę gdzieś popływać. Ponadto od kilkunastu lat pływam na desce surfingowej - każdego roku spędzam na wodzie jakiś czas. To jest tani sport, mam swój sprzęt, który ma już jakieś 10 lat - wystarczy pojechać nad wodę. Dostałem od przyjaciela, który ma przystań, taką starą trzymetrową żaglóweczkę, którą sobie wyremontowałem i pływam w wolnych chwilach. Kiedyś nurkowałem, ale ze względu na problemy z kręgosłupem i kolanem musiałem zrezygnować z tej pasji, gdyż jest to za bardzo obciążające.

- Żeby realizować swoją pasję ważniejsze są chęci czy pieniądze?

- Żeby realizować pasje, pieniądze są czymś wtórnym. Najpierw trzeba chcieć. Kiedyś przeczytałem takie opowiadanie o chłopcu, który mając kilkanaście lat, usiadł i napisał „listę swojego życia” i było tam ponad sto rzeczy, które chciałby w swoim życiu zrealizować. Po kilkudziesięciu latach spojrzał na tę listę, stwierdził, że większość udało mu się zrealizować. To mnie zmotywowało bardzo mocno i powiedziałem sobie, że też taką „listę mojego życia” chciałbym stworzyć. Zrobiłem to. Kiedy skończyłem 40 lat, zrobiłem bilans swojego życia na różnych poziomach - i tym duchowym (ten jest najważniejszy) i na poziomie pasji i zainteresowań. Powiem szczerze, że w tamtym momencie mogłem powiedzieć, że 80% tego, co chciałem, już udało mi się zrealizować.

- Co było na tej liście?

- Były tam różne rzeczy, na przykład napisać wiersz, namalować obraz, przejechać się motocyklem 300 km/h (pojechałem tylko 270 km/h, bo zaczął padać deszcz…), nurkować na głębokości 50 metrów, latać balonem, szybowcem, samolotem czy paralotnią. To takie sprawy trochę podnoszące adrenalinę. Myślę, że to był typowy kryzys połowy życia, kiedy człowiek chce zrobić te rzeczy, których nie będzie mógł zrobić za kilka lat. Dzisiaj takich potrzeb już nie mam. Uważam, że do 40. roku życia większość tych potrzeb udało mi się zrealizować. Teraz zaczynam żyć tak jak większość mężczyzn po czterdziestce, nie porywam się na takie rzeczy, bo organizm już nie jest taki wydolny - teraz bardziej spokojnie realizuję swoje zamierzenia, bez takich ekstremalnych przeżyć.

- Co dzisiaj znajduje się na „liście życia”?

- Coraz bardziej jednak odczuwam potrzebę stabilizacji i spokojniejszych pasji. Na przykład chciałbym mieć swój kąt, do którego mógłbym pojechać i czuć się u siebie, móc popracować fizycznie, pomajsterkować i odpocząć, chciałbym mieć ogródek, którym mógłbym się zajmować…

- Ale nad wodą?

- Tak, nad wodą. Staram się powoli realizować te marzenia. Człowiek musi mieć takie pasje, podczas których mógłby się odstresować. Nie ukrywam, że praca dyrektora Caritas nie należy do łatwych, człowiek musi mieć swój wentyl bezpieczeństwa. Modlitwa może wiele, ale nie zawsze wystarcza. Czasami, gdy nazbiera się dużo trudnych spraw i problemów, biorę „ciupagę Kida” i idę rąbać drzewo na działce - to pomaga mi rozładować to napięcie i od razu inaczej zaczynam myśleć i podchodzić do tej sytuacji, z którą wcześniej nie umiałem sobie poradzić.

- Każdy człowiek powinien mieć jakąś pasję?

- Myślę, że tak. Jeżeli człowiek realizuje swoje pasje, to jest „pełnym” człowiekiem. Z czasem te pasje mogą się zmieniać. Ktoś zbiera znaczki, ktoś hoduje rybki w akwarium, inny zajmuje się gołębiami albo kolekcjonuje monety, ja preferuję formy, które są bardziej aktywne. Chociaż z perspektywy kilku lat widzę, że nie da się już tak intensywnie żyć jak kiedyś. Jeżdżę dalej na rowerze, ale nie zrobię już 70 km, teraz jeżdżę maksymalnie 40 km i też mi to wystarcza. Ale pasje trzeba mieć.

- Jest jeszcze jedna pasja - fotografia…

- Tak. Fotografię odkryłem w 1995 r., kiedy z moimi kolegami księżmi pojechałem na dłuższe niż zwykle wakacje i tam zacząłem fotografować. Powoli - na miarę możliwości - zacząłem kompletować sprzęt. Powiedziałem moim przyjaciołom, którzy z racji imienin kupowali mi różne mniej lub bardziej przydatne rzeczy, że zbieram na aparat i rok temu kolega, który jest księdzem i zapalonym fotografem, odstąpił mi swój dobry używany sprzęt. Tegoroczny prezent to lepszy obiektyw. Byłem ostatnio na tygodniowym urlopie i udało mi się zrobić ponad 300 zdjęć, z czego jakieś 150 uważam, że są w miarę dobre, a takich na wystawę znalazłoby się z 10. Fotografuję motyle, ptaki, zwierzęta, krajobrazy, bardzo lubię robić zdjęcia ludziom. Kiedyś wysłano moje fotografie na jakiś konkurs i zostały dobrze ocenione, podobno mam oko do zdjęć…

KS. MAREK KIDOŃ
Dyrektor Caritas Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej, duszpasterz Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego Województwa Lubuskiego

Podziel się:

Oceń:

2009-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

Świadectwo: św. Andrzej Bobola przemienia serca

polona.pl

Wielu pielgrzymów informuje o łaskach, które otrzymali za wstawiennictwem św. Andrzeja Boboli, a ks. Józef Niżnik skrzętnie archiwizuje tę swoistą księgę cudów udzielonych za jego przyczyną.W Strachocinie, na Bobolówce – wzgórzu nieopodal kościoła, gdzie prawdopodobnie urodził się Andrzej Bobola, jest dziś kaplica. Rokrocznie podczas uroczystości odpustowych w tym miejscu gromadzą się rzesze ludzi, czcicieli św. Andrzeja.

Więcej ...

Litania nie tylko na maj

Karol Porwich/Niedziela

Jak powstały i skąd pochodzą wezwania Litanii Loretańskiej? Niektóre z nich wydają się bardzo tajemnicze: „Wieżo z kości słoniowej”, „Arko przymierza”, „Gwiazdo zaranna”…

Więcej ...

Reforma podstaw programowych. Czy rośnie nam szparagowe pokolenie?

2024-05-17 07:23
Andrzej Sosnowski

Red.

Andrzej Sosnowski

Czy w konsekwencji wyrośnie nam "szparagowe pokolenie" nie znające nawet Szekspira? 13 maja br. zakończył się termin konsultacji publicznych.<

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

#PodcastUmajony (odcinek 17.):  Ale nudy!

Wiara

#PodcastUmajony (odcinek 17.): Ale nudy!

Świadectwo: św. Andrzej Bobola przemienia serca

Kościół

Świadectwo: św. Andrzej Bobola przemienia serca

Były rugi pruskie, są …rugi warszawskie. Stołeczny...

Niedziela w Warszawie

Były rugi pruskie, są …rugi warszawskie. Stołeczny...

Czy miłujesz Mnie?

Wiara

Czy miłujesz Mnie?

Anioł z Auschwitz

Wiara

Anioł z Auschwitz

Świadectwo Raymonda Nadera: naznaczony przez św. Szarbela

Wiara

Świadectwo Raymonda Nadera: naznaczony przez św. Szarbela

10 mało znanych faktów o objawieniach w Fatimie

Wiara

10 mało znanych faktów o objawieniach w Fatimie

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

Wiara

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

Rozpoczął się proces beatyfikacyjny Sługi Bożej Heleny...

Kościół

Rozpoczął się proces beatyfikacyjny Sługi Bożej Heleny...