Sławomir Sobczyk od blisko dwudziestu lat jest kierowcą Biskupa Kieleckiego Kazimierza Ryczana. Każdego dnia z oddaniem, dyskretnie pomaga i asystuje mu w pełnieniu pasterskiej posługi. Swoją pracę traktuje jako szczególne powołanie. „To służba Pasterzowi kieleckiemu, ale także Kościołowi, która uczy mnie pokory i zawierzenia” - mówi. W 2012 r. papież Benedykt XVI odznaczył go Medalem „Pro Ecclesia et Pontifice”
Od urodzenia związany jest z podkielecką Miedzianą Górą, która słynie z tradycji górniczych. Tutaj przed laty przebywali, mieszkali i pracowali gwarkowie i inżynierowie górnictwa z Włoch i Niemiec.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W domu pachniało chlebem
Dzieciństwo kojarzy mu się z zapachem chleba, który rozchodził się po całym domu. Jego ojciec Jan - mistrz piekarnictwa, prowadził od 1949 r. piekarnię w Miedzianej Górze. Zaopatrywała szesnaście sklepów, a wyjątkowy smak chleba od Sobczyków przyciągał nawet kielczan, którzy chętnie kupowali tutaj pieczywo. W komunistycznych czasach, kiedy władza ludowa tępiła wszelkie przejawy inicjatywy prywatnej, wcale nie było łatwo prowadzić swój biznes. - Kiedy wspominam ojca, myślę o człowieku szlachetnym, mądrym i bardzo pracowitym. Jako mały chłopak, obserwując ojca, uczyłem się od niego szacunku do pracy, obowiązkowości i sumienności, bo tato był wymagający - mówi pan Sławomir.
Reklama
Był też sklep, w którym od piątej rano sprzedawała jego mama - Cecylia. - Mama w swojej delikatności i skromności była kobietą pełną charyzmy, życzliwości i ofiarności. To ona nauczyła mnie szacunku do modlitwy. Była bardzo wierzącą osobą. Przy ogromie pracy zawsze znalazła czas dla drugiego człowieka. Wraz z rodzeństwem, moją siostrą Małgorzatą i bratem Stanisławem, spędzaliśmy z mamą dużo czasu. Każde wspomnienie mamy po wielu latach od jej śmierci wywołuje we mnie głębokie poruszenie. Widzę ją krzątającą się w kuchni, z uśmiechem na twarzy i pełnym oddaniem. Czuję zapach i smak jej drożdżówki, była znakomita - wspomina.
Obok rodziców na wychowanie religijne młodego chłopaka mieli wpływ także kapłani: ks. prał. Janusz Przyłęcki - założyciel parafii, ks. Kan. Kazimierz Nachtman - budowniczy kościoła oraz wikariusze: ks. prał. Jan Kaczmarek, który cztery lata uczył go religii oraz ks. prał. Jan Gaj, będący dla niego wielkim autorytetem, a także przyjacielem rodziny. Parafia istniała tutaj od 1939 r. W jej obrębie znajdują się także dwie kaplice: pw. św. Barbary - patronki górników oraz pw. Przemienienia Pańskiego. Już po Pierwszej Komunii Świętej chłopak służył przy ołtarzu w swoim parafialnym kościele w Kostomłotach. Służba była wymagająca, mimo to -jak podkreśla - ministrantura była dobrą szkołą.
Taksówkarz
Przekonany, że mężczyzna musi mieć konkretny zawód, ukończył technikum samochodowe, a następnie zaczął pracę w charakterze taksówkarza. W tych czasach było to intratne zajęcie. Przepracował w ten sposób jedenaście lat. Podczas jednego z wyjazdów poznał swoją przyszłą żonę - Annę. - Miałem kurs do szkoły w Stradowie. Jechałem z wizytatorem z kuratorium na rozpoczęcie roku szkolnego. Tam ją poznałem.
Zostali parą. Pobrali się w 1985 r. Na świat przyszły córki - Sylwia i Justyna.
Uczyłem się od mistrza
Reklama
Po jedenastu latach bycia taksówkarzem zwolnił się, stwierdzając, że „więcej za kierownicą nie siądzie”. Po jakimiś czasie jednak jeden z księży poszukiwał kierowcy dla bp. Stanisława Szymeckiego. Zgodził się podjąć tę pracę „na próbę”. Całą wiedzę o tym zawodzie przekazał mu śp. pan Leon Dziedzic - postać wyjątkowa w historii Kościoła kieleckiego, wieloletni kierowca i kamerdyner bp. Czesława Kaczmarka oraz bp. Jana Jaroszewicza. Kiedy pan Sławomir przyszedł do pracy, on już był na zasłużonej emeryturze. - Mogę powiedzieć, że uczyłem się od mistrza. Krok po kroku wprowadzał mnie w tajniki etykiety i dyplomacji. Przy tym traktował mnie jak syna, stał się moim serdecznym przyjacielem, choć dzieliła nas duża różnica wieku - 50 lat. Wszyscy tutaj go szanowali. Dobrze pamiętam dzień 3 czerwca 1991 r. Papież był już w Kielcach. Zastanawiałem się: przy kim by tutaj stanąć, aby móc uścisnąć dłoń Ojca Świętego? Pomyślałem, że podejdę do pana Leona. Papież wszedł w bramę prowadzącą na plac Kurii. Minął wszystkich prałatów i zawołał: „O, jest pan Leon!”. Podszedł i przywitał się. Tym sposobem i ja dostąpiłem tego zaszczytu i uścisnąłem dłoń Jana Pawła II - wspomina.
Pan Bóg prowadzi
Reklama
W 1993 r. papież mianował na biskupa kieleckiego ks. prof. dr. hab. Kazimierza Ryczana, wykładowcę KUL pochodzącego z Żurawicy. Ile kilometrów przejechał z Księdzem Biskupem przez dwadzieścia lat pracy, nie potrafiłby zliczyć. - Rocznie będzie około 50 tys. km w drodze. Wizytacje, odpusty, poświęcenia, bierzmowania - zwyczajna codzienna pasterska posługa, ale oprócz tego są wyjazdy na obrady KEP, rekolekcje, dni skupienia, pielgrzymki, wizyty. To tytaniczna praca, a Ksiądz Biskup nie daje sobie taryfy ulgowej - podkreśla. - Długie lata jeździliśmy do Lublina. Kiedy zawoziłem mojego szefa na wykłady na KUL, w korytarzu czekały na niego grupy studentów. Zanim zdążył dojść do katedry, ze wszystkimi porozmawiał, przywitał się, zapytał o postępy w nauce i egzaminy. Ksiądz Biskup bardzo dba o więź między kapłanami i wspólnotami. Niemal zawsze osobiście uczestniczy w pogrzebach księży diecezjalnych oraz ich rodziców, księży profesorów, przyjaciół - obecny z posługą Słowa, Eucharystii, modlitwy. Z podróżami wiążą się szczególne wspomnienia, nierzadko zabawne, np. pewnego razu w październiku jechaliśmy do parafii za Miechowem. Na początku było słonecznie i ciepło. Po południu jednak zaczął intensywnie padać śnieg. Kto miał zimowe opony, pojechał, ale inni? Cóż… trzeba było pchać samochód. - „Jak wojna, to wojna” - powiedział Ksiądz Biskup i siadł za kierownicę, a my z Księdzem Kapelanem wypychaliśmy auto… Takich sytuacji było kilka, ale co najważniejsze, nigdy nie spóźniliśmy się, zawsze jesteśmy na czas. Pan Bóg prowadzi nas szczęśliwie.
Sławomir Sobczyk codziennie widzi Księdza Biskupa przy posłudze, przy modlitwie i pracy, w kontaktach z ludźmi. Do Biskupa przychodzą różni ludzie z wieloma problemami, sprawami, ubodzy, potrzebujący. - Nie mają stąd prawa odejść bez kanapki - powtarza Ksiądz Biskup siostrom. Z życzeniami świątecznymi przychodzą do niego tak „prawica”, jak i „lewica”. On nie dzieli ludzi, w każdym widzi przede wszystkim człowieka - opowiada.
Ściga mnie swoją modlitwą
Reklama
- Ludzie różnie mogą postrzegać posługę biskupią. Wielu kojarzy ją z pracą za biurkiem. Ja przez te lata widzę heroiczną pracę Księdza Biskupa. Przede wszystkim pragnę powiedzieć, że jest to człowiek modlitwy, on ściga mnie i innych swoją modlitwą. Zawsze w drodze się modlimy. Ksiądz Biskup zaczyna od brewiarza. Potem obowiązkowo jest Różaniec, najczęściej w intencji diecezjan. Praca bywa niekiedy stresująca, można powiedzieć, że jest coraz trudniejsza. Wiadomo, długa droga, korki, czasem trudne warunki pogodowe, a przecież trzeba dotrzeć na czas. Jednak Ksiądz Biskup nigdy nie ingeruje, w jaki sposób jadę, nie sugeruje: „skręć tutaj, jedź tędy”... Jego spokój i opanowanie zawsze mi pomagają w takich momentach. Ponadto jest od początku przy mojej rodzinie w chwilach trudnych i radosnych. Jestem mu za to wdzięczny - podkreśla. Biskup Kazimierz udzielił sakramentu małżeństwa obu córkom pana Sławka. Zrezygnował nawet z wyjazdu do Rzymu na beatyfikację Jana Pawła II, by udzielić ślubu jego młodszej córce - Justynie.
Szafarz Komunii Świętej
Dwa lata temu Ksiądz Biskup zasugerował panu Sławkowi, by podjął przygotowanie do posługi Szafarza Komunii Świętej. Kurs przygotowawczy prowadził ks. dr Grzegorz Kaliszewski - wówczas osobisty sekretarz Księdza Biskupa. Przyznaje, że początkowo był onieśmielony i zaskoczony. „Nie jestem godny. Ja mam zadbać przede wszystkim o pełny bak, dokumenty, przeglądy, wymianę oleju czy opon. Wprowadzenie w tak wielką tajemnicę wiary, jaką jest sakrament Eucharystii, który traktuję z najwyższą pokorą, zawsze zostawiałem osobom duchownym” - tłumaczył. Przyjął jednak tę propozycję jako wielką łaskę i szczególne zobowiązanie, które dopinguje go do pracy nad sobą, do stawiania sobie wyżej poprzeczki.
Spełniony człowiek
Ta szczególna posługa i praca determinuje również podejmowanie odpowiedniej formacji duchowej, która odbywa się podczas specjalnych corocznych rekolekcji dla kierowców biskupów (w tym roku odbywały się one w Zakopanem). Kierowcy przechodzą także regularne profesjonale szkolenia, które uczą ich bezpiecznego wychodzenia z poślizgu, zderzeń i pierwszej pomocy.
Wszyscy w Kurii cenią ogromny takt, kulturę osobistą oraz pracowitość pana Sławka. Sam Ksiądz Biskup zawsze z wielką wdzięcznością i serdecznością wypowiada się o swoim pracowniku i przyjacielu, którego traktuje po ojcowsku. W 2012 r. na prośbę Biskupa Kieleckiego papież Benedykt XVI przyznał mu Medal „Pro Ecclesia et Pontifice”. - Do końca nic o tym nie wiedziałem - to była dla mnie wielka niespodzianka i ogromne wyróżnienie - wspomina.
Podkreśla, że w tej pracy trzeba być człowiekiem wielkiej pokory i dyskrecji, ważna jest także dyspozycyjność, dlatego wdzięczny jest swojej rodzinie, a zwłaszcza żonie, która z wyrozumiałością traktuje jego częstą absencję w domu. - Zawsze mam w niej wsparcie - podkreśla. Jest dumny z córek, które zdobyły solidne wykształcenie i założyły szczęśliwe rodziny. Prywatnie i zawodowo czuje się spełnionym człowiekiem, mężem, ojcem i dziadkiem dwojga wnucząt.
W następnym numerze sylwetka Marcina Gawła z Pałecznicy - polskiego Wójta Roku 2011, współtwórcy Małopolskiej Drogi św. Jakuba