Dr Tomasz Łabuszewski uczestniczył w konferencji prasowej w miejscu uświęconym męczeństwem Polaków: w Areszcie Śledczym na Rakowieckiej. Spotkanie z dziennikarzami służyło prezentacji pomnikowego albumu „Śladami zbrodni. Przewodnik po miejscach represji komunistycznych lat 1944-56”. Jak przyznają sami naukowcy, album mimo swej obszerności tylko w niewielkim stopniu ukazuje skalę zbrodni, jakiej dokonali Sowieci i polscy komuniści na ludziach walczących o niepodległość Polski. Publikacja jest zresztą tylko częścią ogólnopolskiego projektu badawczo-dokumentacyjnego „Śladami zbrodni”, którego koordynatorem jest dr Tomasz Łabuszewski. Stroną edukacyjną zajmuje się Monika Koszyńska.
Willa na Świerszcza
Reklama
Inspiracją do podjęcia prac nad projektem - jak wyjaśniał dr Łabuszewski - był upór pani Jolanty Piekarskiej, która po latach odzyskała rodzinną willę na ul. Świerszcza w Warszawie. - Rodzinę pani Piekarskiej wyrzucono stamtąd w roku 1945. Zajętą willę przeznaczono zaś na pierwszą w Warszawie siedzibę Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego. Pani Piekarska, odzyskawszy ją w latach 90. XX wieku, znalazła w piwnicy świadectwa zbrodni, których tam dokonywano. I zaczęła walczyć o to, by ten budynek zmienić na muzeum - mówi dr Łabuszewski. - I tak naprawdę zainspirowała nas do tego, żeby odnaleźć świadków, ludzi, którzy siedzieli w tych piwnicach, i w konsekwencji zająć się tematem. Popchnęły nas też do tego liczne inskrypcje, jakie znaleźliśmy w piwnicach - celach - tego domu. W szczególności napis w tamtejszym karcerze: „Jezu, wyratuj”. Wyryty był na wysokości kilkunastu centymetrów nad ziemią przez leżącego więźnia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wolą imperatorów
W programie „Śladami…” zostało zbadanych i odnotowanych ponad 500 obiektów, gdzie dokonano zbrodni komunistycznych na obecnych terenach Polski. Odnaleziono niemal wszystkie siedziby Powiatowych Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego. Miejsca, w których komuniści dokonywali największych mordów, znajdowano niekiedy w budynkach w żaden sposób niekojarzących się z ich przerażającą tajemnicą. W pełnych wdzięku secesyjnych kamienicach czy romantycznych willach położonych w ogrodach. Stopniowo „zinwentaryzowano” wiele punktów, które były czasowymi miejscami kaźni więźniów. Czy to w zajętych przez Sowietów wiejskich bądź miejskich domach, czy w kamienicach służących za czasowe areszty. Spis jednak tylko w niewielkim stopniu obejmuje te punkty, gdzie ludobójstwa dokonywali Sowieci. W kraju bowiem nie zachowała się żadna dokumentacja dotycząca wprowadzania „demokracji socjalistycznej” na terenie Polski. Tylko więc w nielicznych wypadkach znane są miejsca sowieckich obozów bądź miejsc kaźni, jak choćby w Turzy na Podkarpaciu czy Skrobowie na Lubelszczyźnie, dokąd już w listopadzie 1944 r. zostało skierowanych kilkuset akowców. To byli ci, którzy uwierzyli, że mogą służyć w Ludowym Wojsku Polskim.
Reklama
Innym miejscem martyrologii Polaków jest budynek dzisiejszego Liceum Ogólnokształcącego im. Króla Władysława IV na Pradze w Warszawie. Tutaj w latach 1944 i 1945 mieścił się sowiecki Trybunał Wojenny. Na dziedzińcu zaś szkoły znajdowały się doły przykryte drutem kolczastym. W dołach tych, bez jakiejkolwiek ochrony przed śniegiem czy deszczem, siedzieli aresztowani Polacy. Żołnierze antyniemieckiego podziemia skazani przez Sowietów na rozstrzelanie bądź długoletnie więzienie w sowieckich łagrach. Według sowieckich imperatorów, polscy patrioci byli dla nich największym potencjalnym zagrożeniem. Trybunał mieścił się nieopodal skrzyżowania, gdzie do niedawna stał tzw. pomnik „czterech śpiących” - w tym roku, decyzją obecnej prezydent Warszawy, ma być tam przywrócony.
Tych dołów-obozów na terenie Polski było kilkaset, a może kilka tysięcy. Jak podkreślają historycy, ile ich było tak naprawdę, do dzisiaj nie wiadomo. Były to tzw. punkty filtracyjne NKWD, jak choćby ten w warszawskiej dzielnicy Rembertów. - Z przykrością muszę powiedzieć, że miejsca te być może są nie do zbadania - mówi dr Łabuszewski. - Była to gęsta sieć punktów filtracyjnych, zakładanych przez Sowietów w roku 1944 na terenach tzw. Polski Lubelskiej, opanowanych przez Armię Czerwoną. Okazało się bowiem, że w wielu gminach organizowano takie punkty obozowe, np. w gospodarstwach, gdzie istniały podpiwniczone budynki, a w nich tzw. lodownie. Zamieniano je wówczas na areszty, w których trzymano ludzi z sąsiednich wiosek. Zwykle funkcjonowały one przez kilka tygodni, po czym więźniów kierowano do punktów zbornych i wysyłano do Sowietów. Ile było tego typu więzień, nie wiadomo. Nie zachowały się po nich prawie żadne materialne ślady. Przykładem takiego punktu filtracyjnego, zlokalizowanego na pustym polu, są doły przykryte od góry drutem kolczastym w miejscowościach Anastazew czy Ostrówek k. Wyszkowa.
Sowieci i ich polscy konfidenci szybko też zapełniali Polakami poniemieckie obozy koncentracyjne, rozsiane na terenie całego kraju. Wiele z nich jest nieznanych, ale są też tak głośne miejsca niemieckiej zbrodni, jak obozy w Oświęcimiu czy na Majdanku. - Ustaliliśmy też ciągłość stosowania represji przez aparat represji niemieckiej, sowieckiej i polskiej. Mordowano w tych samych miejscach - mówi dr Łabuszewski. - Niekiedy, mówiąc obrazowo, krew jeszcze nie obeschła po ofiarach zbrodni niemieckich, kiedy wchodzili Sowieci i w tych samych obiektach zaczynali mordować polskich patriotów. Przykładem niech będzie III Pole na Majdanku, już w roku 1944 wykorzystane jako obóz filtracyjny NKWD. Tu osadzano żołnierzy 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. I tu ginęli. Stąd też wywożono ich do Sowietów. I drugie miejsce, niezwykle wstrząsające: Zamek Lubelski. Niemcy w czasie swojej kilkuletniej tu działalności represjonowali na Zamku Lubelskim 40 tys. ludzi. Komuniści - 35 tys. Niemcy, wycofując się, wymordowali 300 więźniów latem 1944 r. Zaraz po ich odejściu, również latem 1944 r., Sowieci osadzali Polaków, żołnierzy polskich organizacji niepodległościowych. Tu zapadły na nich wyroki śmierci. Tu ich mordowano.
Zacieranie śladów
Mimo że komuniści byli przekonani, iż będą rządzić w Polsce do końca świata, to wcale nierzadko zacierali ślady swoich zbrodni. Do dzisiaj nie znamy wielu miejsc pochówku polskich patriotów. Jak się przypuszcza, najwięcej zostało ich zamordowanych w Powiatowych Urzędach Bezpieczeństwa Publicznego. Zacieranie śladów nie wynikało jednak z obawy komunistów przed ewentualnym wyciągnięciem wobec nich konsekwencji. Jak zauważa dr Łabuszewski: - Zakopywano pomordowanych, aby rodziny nigdy nie odnalazły ciał swoich bliskich. Aby nie stały się one przedmiotem kultu dla tych wszystkich, dla których patriotyzm i niepodległość miały i mają jakąkolwiek wartość.