Wędrując po górskich szlakach z zachwytem, oglądam piękne widoki. Lubię patrzeć i podziwiać, jak pięknie Bóg wszystko stworzył. Chętnie wracam w różne miejsca, by w ciszy podziwiać urok gór. Ale nie tylko one mnie zachwycają. Kiedy odprawiam Mszę św. i widzę w kościele siedzącą w ławce rodzinę: mamę, tata, dzieci, to również z radością na nich patrzę. Nieraz zajęci uciszaniem dzieci, zmęczeni tygodniem - co widać na twarzach - ale szczęśliwi. Szczęśliwi, bo są razem. Wspólnie podchodzą do Komunii św., a po Mszy św. spacer, lody, karuzela… Można pobyć razem, pocieszyć się sobą.
Znam wiele szczęśliwych rodzin, które uwielbiają być razem. Po skończonych obowiązkach siadają do wspólnej kolacji, zastanawiają się nad dobrymi rozwiązaniami zadań matematycznych. Lubią wspólnie pograć w jakąś grę edukacyjną, w grudniu powyklejać łańcuchy na choinkę. Gdy przychodzi Adwent, wędrują na Roraty, a w czasie ferii z wielką pasją oddają się urokowi jazdy na nartach. To wszystko robią razem. Piękny widok, nawet piękniejszy niż niejednego pasma gór.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Dziś, niestety, coraz częściej mówi się o samotności dzieci. Spacerują po ulicy same albo tylko z jednym z rodziców, albo z babcią… Niejedna rodzina przeżywa trudne chwile. Przestrzegał przed tym bł. Jan Paweł II już w 1991 r. podczas wizyty w Polsce. Będąc w Kielcach, zwracał uwagę: „Kryzys nie ominął rodziny, nie ominął on, niestety polskiej rodziny! Powoduje tyle obrazy Boga, jest przyczyną wielu nieszczęść i zła. Dlatego jest ona przedmiotem szczególnej wrażliwości i szczególnej troski Kościoła.” Wyliczał wówczas Ojciec Święty, co najbardziej dotyka i może jeszcze bardziej dotknąć rodzinę: wysoka liczba rozwodów; trwałe skłócenia i konflikty; długotrwałe rozstania na skutek wyjazdu jednego z małżonków za granicę; zamykanie się rodziny wokół własnych spraw; zanikanie prawdziwej więzi wewnątrz samej rodziny; alkohol. Prosił nas, swoich rodaków, by zahamować proces rozpadu rodziny. Czy się udało? Niezbyt dobrze zdajemy egzamin z miłości do ukochanego Rodaka.
W czasie tej samej homilii pokazał jasną drogę, co zrobić, by wracało dobro. By nie tylko ze zdjęciami w ręku i łzami w oczach wspominać piękno życia rodzinnego, ale je osobiście przeżywać. Pierwsza wskazówka wiązała się z sakramentem małżeństwa: „Wołam do was, bracia i siostry, byście rozpalali na nowo Boży charyzmat małżonków i rodziców, jaki jest w was przez sakrament małżeństwa. Tylko w oparciu o łaskę tego sakramentu możliwe jest pełne przebaczenie, pojednanie i podjęcie na nowo wspólnej drogi.”
Następnie Ojciec Święty jasno stwierdził, że trzeba zmienić stosunek do życia poczętego. Każde dziecko - nawet poczęte nieoczekiwanie - ma prawo, by żyć. Jest człowiekiem, darem Boga. Rodzina, by była szczęśliwa, musi być otwarta na życie, na wielkoduszne przyjęcie potomstwa. Trzecia wskazówka wiązała się z wychowaniem potomstwa. „W wychowaniu dziecka chodzi nie tylko o to, żeby się dla niego poświęcać. Chodzi o to, żeby się poświęcać w sposób mądry - tak, aby wychować je do prawdziwej miłości. Do prawdziwej miłości wychowuje się także wymagając, ale tylko miłując można wymagać. Można wymagać, wymagając od siebie. Dlatego też ze względu na dobro przyszłego pokolenia ważne jest, aby małżonkowie utrwalali, uszlachetniali i pogłębiali swoją wzajemną miłość.”
Wrócę na koniec do rodzinnych zdjęć. Patrzymy na babcie, dziadków, na uśmiechnięte twarze fotografowanych w rodzinnym gronie osób. Zastanawiamy się, jak oni to robili? Świat był tak mało nowoczesny, nie miał tylu wynalazków, nie odkryto tylu dóbr co dziś, nauka była słabo rozwinięta. Ale wielką siłą troszczyli się o skarb, o którym mówił bł. Jan Paweł II: sakrament małżeństwa był dla nich świętością; życie ludzkie było święte od poczęcia do naturalnej śmierci i przez przykład własnego życia mądrze wychowywali potomstwo. Nie trzeba być nowoczesnym, by być mądrym.