Zatrzymajmy się w świecie Biblii, którego rozumienie wielokrotnie przysparza nam trudności. Pomyślmy jednak: skoro z uwagi na nasze bolesne przeżycia potrafimy się przejrzeć w losach biblijnych bohaterów, np. Hioba (patrz: „Niedziela” nr 10, str. 50), znaczy to, że poczuliśmy w sobie do tego prawo. Im silniej zagłębiamy się w treść przypowieści czy Psalmów, tym więcej odnajdujemy tam swojego życia. Cierpienia, niedostatki, a w końcu zawsze pojawia się nadzieja, że Bóg widzi. Wie. Że jest. I w jakimś momencie odwróci nasz los, czymś wynagrodzi, sprawi, że będzie mniej bolało. A co, jeśli boleć nie przestaje, a przykład nie działa?
Dobrze znam słowa Psalmu 23. Wiem, jak pięknie i łatwo się je wypowiada i nawet wyśpiewuje, kiedy dusza unosi się radością. A już nie tak łatwo, choć jeszcze piękniej, mówi się je do siebie, gdy o własnych siłach nie da się podnieść z upadku. Kiedy nie przestaje boleć, choć wyczerpaliśmy wszystkie możliwość. Kiedy straciliśmy tę, która „umiera ostatnia” - nadzieję - i nie ma już nic. „Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego” - bo też i niczego nie pragnę. Jedno tylko mogę: tak bezgranicznie Jemu się powierzyć. „Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć” - bo właśnie odpoczynek jest tym, czego mi potrzeba. Spokój i wyciszenie od zgiełku i chaosu, który często rządzi moim życiem. Dopiero wtedy dociera do mnie, ile naprawdę jest we mnie siły. Pojmuję, że „chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną”…
Pomóż w rozwoju naszego portalu