Fizyczne ataki na wyznawców Chrystusa od lat nie są w Egipcie nowością. Nowym zjawiskiem jest natomiast jawne nawoływanie do takiej przemocy z meczetów. Dwa lata temu, w 2011 r. Egipt opuściło blisko 200 tys. chrześcijan, głównie Koptów. Masowa fala emigracyjna rozpoczęła się po serii zmasowanych zamachów bombowych. Prezes założonego w 1967 r. przez pastora Richarda Wurmbranda stowarzyszenia Głos Prześladowanych Chrześcijan (Voice of the Martyrs) drżącym głosem opowiada o dziesiątkach chrześcijańskich kobiet, które są porywane, miesiącami gwałcone i odurzane narkotykami, by pod przymusem wyznały przed kamerami swą decyzję przejścia na islam. Dziś nie ma mowy, by ktokolwiek przyznający się do Chrystusa zajął wysokie stanowisko akademickie czy państwowe.
Historia kołem się toczy. Minęły czasy, kiedy chrześcijanie czuli się dobrze w Egipcie. Minęły czasy, kiedy kościoły rosły tam jak grzyby po deszczu, gdy budowano pustelnie, gdy impuls do życia mistycznego dla całego chrześcijaństwa wychodził właśnie z Egiptu i gdy kwitła tam tworząca bogatą tradycję głęboka myśl egzegetyczna. Minęły czasy, kiedy sam Chrystus znalazł schronienie w ziemi faraonów. Jednak nie minęły czasy, o których Bóg mógłby powiedzieć: „Z Egiptu wezwałem Syna mego” (Mt 2,15). Bo splamiona krwią chrześcijan ziemia kraju nad Nilem to wciąż miejsce wielu świętych córek i synów Kościoła. Uświęconych przez męczeństwo.
Pomóż w rozwoju naszego portalu