Przykład Ani
Droga Aleksandro – nasza Pociecho Dobrej Rady! Kochana Redakcjo!
Jestem babcią sześciorga wnucząt (jedno „przyszywane”), choć stwierdzić muszę, że kontakt z nimi był i ciągle jest czymś obwarowany – a to wymaganiami rodziców, a to poważnymi perypetiami życiowymi. Główną przyczyną nie są nawet czas i odległość, bo to w sumie najłatwiej da się pokonać.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dlatego babcia – którą jestem – z przyjemnością wraca do arcydzieł literatury młodzieżowej, a jednym z nich jest – bezapelacyjnie – seria o Ani z Zielonego Wzgórza (na Wyspie Księcia Edwarda).
Wzbudziła ona we mnie ostatnio niekłamany podziw, a nadto – świeżość odkrycia, bo z dawna znany mi był tylko pierwszy tom. Czyż nie jest to wzorcowy, uporządkowany, pedagogiczny model dojrzewania do dorosłości – od dzieciństwa do ról w pełni odpowiedzialnych?
Czytając, może się wiele nauczyć i młody, i stary, bo relacje międzypokoleniowe są w książkach o Ani ukazane po mistrzowsku, bez poniżania nikogo.
Byłam więc bardzo zbudowana, gdy w jednym z odcinków „Westerplatte Młodych” w Telewizji Trwam, który traktował o lekturach i czytaniu, jedna z młodych osób wymieniła właśnie „Anię” jako lekturę bardzo ważną, wręcz obowiązkową. A więc – ponad 100-letnia lektura ciągle młoda! A ja, babcia, staram się tylko, aby nie być taką ciotką Mary, matroną, która wszystko wie najlepiej...