Wspomnienie Roku Jubileuszowego 300-lecia obrony Jasnej Góry w 1954 r. świadczy, że Ksiądz Prymas miał przygotowany już wcześniej plan pracy duszpasterskiej o charakterze ogólnopolskim, chociaż w listach Episkopatu czy samego Prymasa nie ma o tym wzmianki. Ten zamierzony program będzie dojrzewał i ubogacał się zarówno w uwięzionym Prymasie, jak i w działaniach Jasnej Góry, która gromadziła ludzi oddanych Kardynałowi, zwłaszcza jego Instytutu oraz ludzi, którym zależało na Polsce.
Reklama
Od końca 1954 r. w refleksji maryjnej Prymasa pojawiają się coraz częściej akcenty narodowe, związane zwłaszcza z odnowieniem Ślubów. O tym, że Prymas żył tym jubileuszem, świadczy jego zapis w dniu 1 stycznia 1955 r.: „«Soli Deo» – przez Maryję Jasnogórską. W porze nocnego czuwania na modlitwie rozpoczęliśmy Nowy Rok z imieniem Maryi Jasnogórskiej na ustach. Wszak w Ojczyźnie naszej to szczególny Rok Jubileuszowy, rok trzechsetny od chwili, gdy Jasna Góra stała się siłą odrodzenia Narodu. (...) «Obrona Jasnej Góry» dziś to obrona duszy chrześcijańskiej Narodu. To stokroć donioślejszy cud, który wymaga większego jeszcze bohaterstwa do walki z wrogiem, który jest w nas. Jak łatwo godzić we wroga zewnętrznego. Jak trudno ugodzić w samego siebie. Tym większej trzeba pomocy Matki Zwycięskiej, Pośredniczki Łask Wszelkich. Dziś «obrona Jasnej Góry» – to zwycięstwo nad sobą, nad tym wrogiem, którym sam jestem. Rok Jubileuszowy «obrony Jasnej Góry» (1655-1955) będzie więc rokiem modlitwy do Królowej Polski, której Obraz dany jest przez Opatrzność «ad defensionem populi Polonici» (kolekta), aby pomogła wszystkim dzieciom Narodu zwyciężyć siebie, a w sobie – wroga Boga, wroga bliźniego i wroga wewnętrznego duszy”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
„Dlaczego nie nazywasz mnie Królową Polski?”
Zanim w katedrze lwowskiej padły uroczyste słowa Jana Kazimierza, oddającego koronę polską Maryi, Najświętsza Panna sama ogłosiła się Królową Polski.
Za czasów króla Zygmunta III Wazy żył w Neapolu sławny ze swej świętości jezuita o. Juliusz Mancinelli, który odznaczał się szczególnym nabożeństwem do Niepokalanej i świętych polskich. 14 sierpnia 1608 r. – w wigilię Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny – ukazała mu się Maryja z Dzieciątkiem Jezus. U Jej stóp klęczał św. Stanisław Kostka. O. Juliusz pragnął pozdrowić Ją takim tytułem, jakim jeszcze nikt Jej nie uczcił. Wtedy Maryja powiedziała: „Dlaczego nie nazywasz mnie Królową Polski? Ja to królestwo bardzo umiłowałam i wielkie rzeczy dla niego zamierzam, ponieważ osobliwą miłością do Mnie płoną jego synowie”. W krótkim czasie o. Mancinelli przekazał tę radosną wiadomość ks. Piotrowi Skardze i ojcom jezuitom w Polsce. Oni z kolei powiadomili o tym króla.
Reklama
O. Juliusz miał już 72 lata, lecz pomimo swego podeszłego wieku postanowił odwiedzić nasz kraj, który Maryja szczególnie umiłowała. Wybrał się więc piechotą z Neapolu do Polski. 8 maja 1610 r. doszedł do Krakowa, gdzie był entuzjastycznie witany przez króla i wszystkie stany. Pierwsze kroki skierował do katedry wawelskiej. Tutaj ponownie ukazała mu się Maryja w wielkim majestacie i powiedziała: „Ja jestem Królową Polski. Jestem Matką tego Narodu, który jest mi bardzo drogi, więc wstawiaj się do Mnie za nim i o pomyślność tej ziemi błagaj Mnie nieustannie, a Ja będę ci zawsze tak jak teraz miłosierną”. Na pamiątkę tego wydarzenia mieszkańcy Krakowa umieścili na wieży kościoła Mariackiego koronę na cześć Królowej Polski.
Ponowne objawienie o. Mancinelli miał znów w Neapolu 15 sierpnia 1617 r., w uroczystość ku czci Wniebowzięcia Maryi. W ekstazie o. Juliusza Matka Boża znalazła się przy nim i pochylając się ku klęczącemu, mówiła: „Juliuszu! Za cześć, jaką masz do mnie, Wniebowziętej, ujrzysz mnie za rok w chwale niebios. Tymczasem nazywaj mnie tu, na ziemi, KRÓLOWĄ POLSKI. Umiłowałam to królestwo i do wielkich rzeczy je przeznaczyłam, ponieważ szczególnie wielbią mnie jego synowie”. Miesiąc potem kurier z Neapolu przywiózł jezuicie o. Mikołajowi Łęczyckiemu przebywającemu w Wilnie list od o. Mancinellego. „Ja rychło odejdę – kończył piszący – ale ufam, że przez ręce Wielebności sprawię, iż po moim zgonie w sercach i na ustach polskich mych współbraci żyć będzie w chwale Królowa Polski Wniebowzięta”.
Kiedy w 1655 r. w granice Rzeczypospolitej wdarli się Szwedzi, a opuszczony król musiał uciekać poza granice kraju, zrozpaczeni biskupi pisali do papieża: „Zginęliśmy, jeśli Bóg nie zlituje się nad nami”. Wtedy Ojciec Święty Aleksander VII, powołując się na objawienie o. Juliusza Mancinellego, odpowiedział: „Nie, Maryja was uratuje, to Polski Pani. Jej się poświęćcie. Jej oficjalnie ofiarujcie. Ją Królową ogłoście, przecież sama tego chciała”. Król Jan Kazimierz, stosując się do rady papieża, 1 kwietnia 1656 r. złożył uroczysty ślub i ogłosił Maryję Królową Polski.
Oddech względnej wolności Prymasa w Komańczy
Reklama
Czy Ksiądz Prymas znał te objawienia? Nigdy o nich nie mówił, chociaż często przywoływał polską duchowość maryjną, odwoływał się do maryjnej duszy Polaków. Na pewno zmienił zdanie, że nasza maryjność bazuje na maryjności św. Ludwika Grignion de Montfort, gdy w 1964 r. poznał publikację „Niewolnictwo mariańskie” autorstwa ks. Eugeniusza Reczka, zamieszczoną w 10. tomie „Sacrum Poloniae Millennium”, gdzie tenże zamieścił teksty książek o. Jana Chomętowskiego oraz o. Franciszka S. Fenickiego z 1632 r., którego Montfort cytuje, aby nie być oskarżonym o nowinkarstwo czy herezję.
29 października 1955 r. Prymas został przewieziony do Komańczy, gdzie miał już jakieś możliwości kontaktu ze światem. W listopadzie 1955 r. nawiązał kontakt z generałem Paulinów na Jasnej Górze – o. Alojzym Wrzalikiem. Wymienili między sobą listy, w których kard. Wyszyński rysował w sposób jasny wizję przyszłej pracy Kościoła w Polsce oraz ukazywał centralną rolę Jasnej Góry w odnowie moralnej narodu polskiego. Do wiadomości więzionego Prymasa doszła informacja, co zapisał 17 marca 1956 r., że rząd komunistyczny „wyraził życzenie”, aby program „Roku Ślubów Narodowych” z okazji 300-lecia Ślubów Jana Kazimierza we Lwowie został wycofany, z pewnością z obawy przed wpływami Kościoła.
Reklama
10 listopada 1955 r. Ksiądz Prymas pisał: „Bodaj nigdy jak teraz nie widziałem tego tak jasno, że wolą Ojca Narodów jest, by naród polski był zjednoczony przez Jasną Górę i by tutaj się odnawiał i krzepił. Tej woli Bożej nikt nie zdoła złamać, o czym świadczą wieki naszego trwania na Jasnej Górze, bardziej jeszcze niezłomnego niż mury i wały obronne (...). Nie wystarczy wyspowiadać pielgrzymów, należy wyspowiadać Naród, by dokonać w nim nowej «obrony Jasnej Góry». Trzeba mu odważnie powiedzieć, co nie da się pogodzić z Królestwem Maryi w duszy Narodu. Poznanie już nie tylko detalicznych grzechów, ale ujrzenie wielkich ran i nałogów, które wrosły w obyczaj Narodu i zniekształciły jego psychikę, duchowość i charakter – oto pilne zadanie Roku Ślubów Narodowych”.
Te słowa Prymasa świadczą o wielkiej wewnętrznej przemianie, która dokonała się w jego myśleniu oraz w dojrzewaniu do roli Prymasa Tysiąclecia, którą nada mu historia po doświadczeniu uratowania wiary narodu i wyzwolenia z niewoli komunistycznej. Niejednokrotnie mówił on, że historia go przerasta. Jednak postawa otwartości na Boga oraz bezgraniczne zaufanie do Matki Bożej sprawiły, że kard. Wyszyński dokonywał cudów, których nikt się nie spodziewał. Prymas Tysiąclecia rósł dzięki Jasnej Górze, pojętej jako wydarzenie, ale i ona razem z nim rosła i stawała się sercem zmagań Kościoła na polskiej ziemi oraz wyczuwalnym pulsem polskiej tożsamości.
Reklama
Bardzo wyraźne świadectwo o doniosłości Ślubów oraz o przebudzeniu osobistym i całego Kościoła w Polsce daje sam Ksiądz Prymas, gdy w rozważaniu, wygłoszonym jeszcze w Komańczy, we wrześniu 1956 r., mówił o złożonych Ślubach: „Co stało się na Jasnej Górze? Dotąd nie jesteśmy w stanie dobrze na to odpowiedzieć. Stało się coś więcej, niż zamierzaliśmy. Zdaje się nam, że w dniu 26 sierpnia 1956 roku uwierzyliśmy na nowo w potęgę Jasnej Góry w życiu Narodu polskiego. Wszyscy wiedzieliśmy, czym jest w dziejach Kościoła i Narodu polskiego Jasna Góra (...). Do zbliżającej się rocznicy [chodzi o 300-lecie Ślubów Królewskich – przyp. J. P.] nie przywiązywano w społeczeństwie większego znaczenia: jeszcze jedna rocznica – myślano tu i ówdzie. Brak było jednak wyraźnego kierownictwa, zdecydowanej linii i jasnego programu w pracy przygotowawczej. Była to niemal inicjatywa prywatna. Oczy nasze otworzyły się na pełną prawdę dopiero w sam dzień uroczystości, gdy Jasna Góra została oblężona wałem serc polskich, nieprzeliczoną rzeszą ludzi (...). Takiego oblężenia dotąd nie widziano (...). Dla wszystkich nas: duchowieństwa i wiernych, ba, nawet dla stojących z daleka od Kościoła, a może mu przeciwnych, była to wielka niespodzianka, że potęga Królowej Jasnogórskiej jest w Narodzie aż tak wspaniała! Odkrycie dokonane w tym dniu zmieniło od razu wewnętrzną postawę niepewności: z rezerwy przeszliśmy do entuzjazmu, do poczucia mocy, do wielkiej radości”.
Cud otwierania polskich oczu i budzenia sumień
Ta wypowiedź Prymasa pokazuje dobitnie, że była duża rezerwa oraz nieufność wobec jego inicjatyw maryjnych, w jakiś sposób potwierdzona wymuszoną zgodą na jego aresztowanie. To był jeden z etapów dziejącego się w tamtych latach jasnogórskiego cudu. Bo cudem trzeba nazwać samo wydarzenie złożenia Ślubów Narodu w dniu 26 sierpnia 1956 r., jak i to wszystko, co Śluby zapoczątkowały w mentalności Polaków. Naród, który ślubował u stóp Jasnej Góry, pomimo ogromnych trudności, a nawet szykan ze strony komunistycznego reżimu, pokazał, że jest wiara w ludzie, że jest siła i nadzieja przetrwania tej ateistycznej okupacji. Prymas wysłał jasny sygnał, pisząc Śluby, o czym poinformowano rzesze pielgrzymów. Przesłał też Hostię z Komańczy, która była użyta do konsekracji podczas Mszy św. Polacy zaczęli na nowo czuć się wolni, poczuli się jednością. Wiedzieli, że ich duchowy przywódca, choć jeszcze w więzieniu, jest z narodem, jest z Kościołem, jest ze zwykłymi ludźmi, którzy w imieniu Polaków wołali: Królowo Polski, przyrzekamy! Ta świadomość była wodą potrzebną do cudu, jak w Kanie Galilejskiej. Strażniczką tej wody przemiany była Maryja.
Reklama
Wcześniej wodą potrzebną do cudu była maryjna przemiana Prymasa, który o Ślubach myślał już w Prudniku, oraz jego decyzja napisania Ślubów. Krążą różne opinie o „przymuszaniu” Prymasa, ale trzeba stanowczo powiedzieć, w świetle późniejszych wydarzeń, że był to owoc jego modlitwy oraz wewnętrznych przynagleń odpowiedzialnego pasterza.
Cudem było zwołanie na Jasną Górę milionowej rzeszy Polaków w ówczesnych czasach. Czym, jeżeli nie cudem, było napisanie ok. 8 tys. listów oraz rozesłanie ich do wszystkich parafii i placówek duszpasterskich? Młodzież wysyłała te listy z miast oraz z najbardziej zapomnianych miejscowości, aby uniknąć ich przejęcia przez agentów Urzędu Bezpieczeństwa.
Zdali egzamin jasnogórscy Paulini, zdał egzamin Instytut Prymasowski oraz wiele zakonów i osób świeckich. Oni rzeczywiście pracowali dla chwały Matki Bożej, również dla więzionego Prymasa, nie dla własnych ambicji. Nie szczędzili sił, nie bali się konsekwencji. Tamto pokolenie – a żyje jeszcze o. Jerzy Tomziński, ówczesny przeor – robiło wiele dla sprawy Matki Bożej. Gdzieś za ich plecami stał prymas Wyszyński, ale to było przyczynianie się do cudu Maryi, Królowej Polski. Czy takie pokolenia dla sprawy Matki Bożej jeszcze powstaną?