Czy któreś z dzieci zna człowieka, który nie ma co włożyć na siebie? Zamiast odpowiedzi zazwyczaj jest tylko cisza i milczenie. Kiedy się ogląda zbiórki odzieży dokonywane przez instytucje charytatywne,
pełne worki wynoszone z domów, to można odnieść wrażenie, iż jest to problem dotykający osoby w dalekich nam krajach, na pewno nie w naszej miejscowości. Czy jednak faktycznie tak jest?
Podczas rekolekcji wielkopostnych zaplanowana była Droga Krzyżowa polnymi drogami. Jednak w noc poprzedzającą ten dzień napadało trochę wiosennego śniegu. W gronie katechetów zastanawialiśmy się,
czy w związku z tym nie lepiej przenieść jej do kościoła, zwłaszcza gdy zobaczyliśmy, że wielu uczniów przyszło w tzw. adidasach przemakających w śniegu, gdyż nie posiadali kozaków.
Nauczyciele wielokrotnie opowiadają o uczniach przychodzących zimą do szkoły w letnich kurtkach, butach, bez czapek, rękawic. Nie zawsze jest to wynik mody. Najczęściej powoduje to sytuacja materialna
rodziny. O ile w lecie wystarczy włożyć na siebie bluzkę, koszulę, o tyle w zimie wygląda to dużo gorzej. Kurtki, buty, rękawice to już wydatki rzędu przynajmniej kilkudziesięciu złotych. A gdy w domu
wciąż rosnących dzieci jest kilkoro, to wydatek ten staje się dla wielu zbyt duży. Liczy się wtedy na krótką i lekką zimę. A ta, niestety, nigdy nie jest tak ciepła i krótka, aby chodzić w jesiennych
ubraniach.
Przed laty miałem przeprowadzić wywiad z pewną starszą, zasłużoną dla diecezji katechetką. Gdy wszedłem do jej domu, zaskoczyły mnie dwie rzeczy. Z jednej strony wyjątkowa czystość pomieszczeń, z
drugiej skromność wyposażenia. We mnie, szukającym wciąż nowych rozwiązań upiększających mieszkanie, wzbudziło to uczucie zażenowania. Ona, która kilkadziesiąt lat poświęciła trudnej pracy z dziećmi chorymi,
zaniedbanymi, po ludzku patrząc niewiele się dorobiła. Na pewno dużo mniej niż ja, wówczas początkujący katecheta.
W naszych parafiach istnieją grupy charytatywne, które wielokroć dokonują zbiórek odzieży dla potrzebujących. Podobne działania podejmują ośrodki pomocy społecznej, Polski Czerwony Krzyż i inne instytucje
pozarządowe. Jednak w większości osobami tam działającymi są dorośli, rzadko można spotkać młodzież. Pomaga ona jedynie przy zbieraniu do puszek. Tymczasem nic tak nie wychowuje jak własne zaangażowanie.
Idea pomocy zmierza do dzielenia się tym, co cenne. Sam gest stanowi przejaw miłości miłosiernej, a nie egoistycznego dowartościowania się poprzez "rzucenie ochłapów" czy sprzątanie własnych szaf.
Bardzo pouczające są akcje zbierania rzeczy dla np. powodzian, którzy nagle z dnia na dzień tracą dobytek całego swojego życia. Gdy dzieci zawiozą swoim rówieśnikom ubrania, przybory szkolne, gdy
spotkają się z nimi, to na długo pozostaje w nich pamięć o tej sytuacji i wyrabia się poczucie solidarności. Jednocześnie też budzi się w nich świadomość własnego bezpieczeństwa. "Przecież to może spotkać
także i mnie - mówi młody człowiek - ale przynajmniej teraz wiem, że na pewno znajdzie się ktoś, kto mi pomoże".
Pomóż w rozwoju naszego portalu