WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Co pewien czas media alarmują, że leśnicy rąbią lasy ponad miarę; już w latach 70. ubiegłego wieku pojawił się na łamach jednego z dzienników wizerunek leśnika z siekierą wraz z wezwaniem do obrony lasu przed leśnikami. Później, już w wolnej Polsce, podobne akcje powtarzały się kilkakrotnie. Naprawdę bezpodstawnie, jak niezmiennie twierdzą leśnicy?
DR PIOTR LUTYK: – Najzupełniej bezpodstawnie. Mam wrażenie, że po 1989 r. te nagonki na Lasy Państwowe były politycznie prowokowane przez środowiska liberalne, które w ten sposób próbowały coś zyskać politycznie lub materialnie. Już od dłuższego czasu lasy są ostatnim dużym fragmentem majątku skarbu państwa, którego do tej pory nie udało się zawłaszczyć. A próbowały to robić niemal wszystkie opcje polityczne, z wyjątkiem PiS i – muszę to sprawiedliwie przyznać – SLD...
– Z powodów czysto ideologicznych?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Nie sądzę. Raczej dlatego, że środowisko postkomuny miało już dość innego majątku, nie musiało się uwłaszczać na lasach i wystarczyło mu samo zarządzanie Lasami Państwowymi.
– Które z rządów po 1989 r. były dla Lasów Państwowych – i lasów w Polsce – najgroźniejsze?
Reklama
– Wydaje się, że najbardziej gorącym okresem były rządy AWS, kiedy to zaczęto mówić o prywatyzacji lasów, a potem o reprywatyzacji. Dokładnie te same siły polityczne, które w ramach AWS tak ostro atakowały formułę własności państwowej lasów, stworzyły później Platformę Obywatelską, która na szczęście w końcu zorientowała się, że w polskim społeczeństwie hasło prywatyzacji lub reprywatyzacji lasów jest skazane na porażkę... Jednak rządy PO starały się załatwić sprawę po swojemu, obchodząc wszelkie przeszkody kuchennymi drzwiami – podejmowano więc liczne próby dyskredytowania i osłabiania Lasów Państwowych.
– Leśnicy zawsze ostrzegali, że prywatyzacja będzie katastrofą dla lasów. Dlaczego?
– Nie tylko dla samych lasów, lecz – perspektywicznie patrząc – także dla ich nowych właścicieli. Sukces ekonomiczny Lasów Państwowych zawdzięczamy efektowi skali; powstające w różnych częściach kraju niedobory, wynikające z przyczyn naturalnych, można wyrównywać zyskami w innych rejonach. Gdyby lasy rozdrobniono, podzielono na wiele spółek, mielibyśmy część lasów, z których w drodze gospodarki rabunkowej można by osiągać duże zyski (ale najwyżej przez 10 lat), a obok nich lasy deficytowe. A w efekcie – po 10 latach gospodarki rabunkowej – katastrofę ekonomiczno-ekologiczną! Do takiej sytuacji doprowadzono w Czechach, gdzie właściciele prywatni byli nastawieni na wyręby, a potem starali się przekazać zdewastowane grunty z powrotem państwu. Czescy leśnicy ostrzegali nas, abyśmy nie poszli tą samą drogą.
– Jak to się stało, że polscy leśnicy jednak nie poszli tą drogą?
– Uniknęliśmy katastrofy tylko dzięki temu, że udało nam się przekonać opinię publiczną, iż to niewłaściwa droga. Powstały ruchy społeczne broniące lasów. W rezultacie politycy wycofali się z tych pomysłów.
– Niebezpieczeństwo zostało oddalone już na zawsze?
Reklama
– Nie do końca! Gdy politycy zorientowali się, że w sprawie prywatyzacji istnieje zbyt duży opór społeczny, podjęli szatańskie próby doprowadzenia Lasów Państwowych do upadłości. Do realizacji tego procesu przystąpiono w 2010 r. przez propozycję wciągnięcia Lasów Państwowych do sektora finansów publicznych, co oznaczało, że każda złotówka tu wypracowana musiałaby trafić do budżetu, a stamtąd ewentualnie tylko część tych pieniędzy byłaby łaskawie przeznaczana na potrzeby gospodarki leśnej. To spowodowałoby upadłość dobrze dziś prosperującej wielkiej firmy najdalej w ciągu pół roku. Podmiot gry rynkowej, a takim są LP, nie może funkcjonować w reżymie finansów publicznych.
– Na szczęście także tym razem Lasy Państwowe uniknęły „politycznej siekiery”...
– Znów dzięki akcji zbierania podpisów w obronie lasów, ale tym razem także dzięki umiejętnie przeprowadzonej akcji przekonywania posłów koalicji rządzącej; udało się mianowicie przekonać posłów PSL, że nie leży to w ich interesie... Zaliczenie Lasów Państwowych do sektora finansów publicznych zostało więc wykreślone z proponowanej ustawy. Wkrótce potem jednak nastąpił udany zamach na finanse lasów; nałożono ponad 1,5 mld zł rocznego haraczu oraz podatek obrotowy w wysokości 2 proc.
– Ubiegłoroczny raport NIK zarzucał przedsiębiorstwu Lasy Państwowe niegospodarność; wytknięto m.in., że za mało wydaje się na ochronę lasu. Czy polskie lasy są dobrze chronione?
– Na ochronę lasu nigdy nie brakowało i nie brakuje pieniędzy. Lasy są bardzo dobrze chronione, oczywiście pod warunkiem, że absurdalne działania polityków nie przeszkadzają, tak jak w Białowieży. Puszcza Białowieska to jedyny las w Polsce, który nie jest chroniony!
– Dzisiejszy spór o Puszczę Białowieską, Pana zdaniem, to wynik absurdalnych działań polityków?
Reklama
– Oczywiście! Wszystko zaczęło się od tego, że rząd PO-PSL przyjął europejską politykę ustępowania ekologom w każdej sprawie. Ówczesny minister środowiska uznał, że „ekologiczne” ustępstwa w sprawie Puszczy Białowieskiej – polegające na drastycznym ograniczeniu cięć w gospodarczej części puszczy – usatysfakcjonują europejskich ekologów.
– A usatysfakcjonowały przede wszystkim kornika drukarza, dając mu doskonałą pożywkę?
– Nie tylko! Wygląda na to, że sprawy puszczy znów są przede wszystkim pożywką dla tych samych polityków. Dzisiejsza opozycja cieszy się, mogąc otworzyć jeszcze jeden front walki z rządem, bardzo medialny, łatwy do nagłośnienia.
– Racje ekologów zderzają się z racjami leśników, krytykowane są decyzje nowego rządu, który wspiera leśników; opinia publiczna jest w sprawie puszczy coraz bardziej zdezorientowana...
– Dlatego trzeba zacząć od odkłamania tego tematu. Pierwsze „kłamstwo białowieskie” to twierdzenie, że puszcza jest ostatnim lasem pierwotnym na Niżu Europejskim. Otóż nie jest lasem pierwotnym! Od co najmniej 600 lat jest poddawana działaniom gospodarczym, jest efektem współżycia społeczności lokalnej z lasem. Są na to dowody. Drugie kłamstwo to przekonywanie, że dla dobra puszczy trzeba ją zostawić „samej sobie”. Z obserwacji naukowych prowadzonych od osiemdziesięciu lat, kontynuowanych obecnie przez prof. Bogdana Brzezieckiego, jasno wynika, że pozostawienie puszczy samej sobie doprowadzi do zubożenia bioróżnorodności. Prof. Brzeziecki twierdzi, że prawdziwy konflikt w Puszczy Białowieskiej jest w istocie konfliktem pomiędzy koncepcją ochrony procesów przyrodniczych a koncepcją ochrony bioróżnorodności.
Reklama
– Co jest ważniejsze?
– Zdaniem leśników, ochrona bioróżnorodności. Jeśli zdecydujemy się na ochronę procesów naturalnych, to możemy mieć tylko nadzieję, że po procesie trwającym ok. 400 lat zostanie przywrócony kształt takiej puszczy, jaką znamy dziś. Jednak nie ma żadnej gwarancji, że tak właśnie się stanie... W jakim kierunku pójdą procesy naturalne, tego dzisiaj nikt nie jest w stanie przewidzieć. Pozostaje jeszcze pytanie do społeczeństwa, czy chce czekać 400 lat na powrót cennej puszczy...
– Nie ma więc gwarancji, że gdy nas nie będzie, będzie las?
– Las będzie, ale tylko pod warunkiem, że już dziś priorytetowo potraktujemy potrzebę ochrony bioróżnorodności. Na szczęście wśród części uczonych ekologów – a nie motywowanych politycznie działaczy ekologicznych – zdecydowanie przeważa właśnie koncepcja ochrony bioróżnorodności. A ta wymaga ochrony czynnej, czyli metodami zrównoważonej gospodarki leśnej.
– Ekolodzy aktywiści chcą pozostawić naturę samej sobie, leśnicy – jak sami mówią – chcą jej pomagać, kształtować ją dla dobra człowieka. Żadne porozumienie nie jest tu możliwe?
Reklama
– Tu nie chodzi o porozumienie, tzw. ekolodzy nie po to protestują. Można ich raczej podejrzewać o cynizm, brak skrupułów i różne dziwne powiązania polityczne oraz biznesowe. Chciałbym podkreślić, że w istocie to leśnicy są zawodowymi ekologami, ekologicznymi inżynierami, którzy w praktyce realizują ważne ekologiczne cele. Współczesne leśnictwo to bez wątpienia ekologia stosowana. A tzw. ekolodzy są często tylko wykonawcami zamówień politycznych lub biznesowych.
– A nie są to ludzie nawiedzeni umiłowaniem nieskażonej przyrody?
– Na pewno nie można tego powiedzieć o czołówce działaczy rozmaitych ruchów ekologicznych. Ci ludzie na ogół nie mają pojęcia o funkcjonowaniu systemów przyrodniczych, brak im podstawowej wiedzy przyrodniczej. Są za to niezwykle sprawni w organizowaniu wszelkich akcji, gdy zajdzie taka potrzeba, gdy są na to pieniądze. A mogą czerpać do woli z unijnych funduszy na projekty ekologiczne, bo tzw. ekologia jest przecież oczkiem w głowie Komisji Europejskiej. W atmosferze niemal bałwochwalczego pojmowania ekologii narastają więc rozmaite ekoterroryzmy, także w Polsce.
– Ma Pan na myśli niedawne zawłaszczenie dachu Ministerstwa Środowiska?
– To raczej żałośnie śmieszna polityczna demonstracja. Akurat w dniu uchwalenia w Strasburgu rezolucji potępiającej „niedemokratyczną” Polskę na dach ministerstwa wdarło się kilku tzw. ekologów, m.in. z Niemiec i Austrii, zapewne z nadzieją, że przemocą zostaną stamtąd sprowadzeni i całemu światu będzie można pokazać zdjęcia, jaki to w Polsce panuje faszyzm... Tymczasem minister Szyszko posłał im zieloną herbatę i pączki.
– Tymczasem w sprawie Puszczy Białowieskiej zwyciężają racje leśników, również dzięki politycznemu wsparciu...
Reklama
– Miejmy nadzieję, że ostatecznie w tej sprawie zwycięży rozsądek.
– Leśnikom zarzuca się dziś jednak wyjątkowy pęd do wyciskania pieniędzy z lasu; wciąż przywołuje się obraz leśnika z siekierą, który na las patrzy jak na skład drewna. A teraz liczy się, ile to leśnicy zarobią na zwiększonej wycince w Puszczy Białowieskiej...
– Niewiele zarobią, ponieważ suche i przeżarte przez kornika drewno nadaje się wyłącznie na opał, a jego pozyskanie jest znacznie bardziej kosztochłonne niż w normalnych warunkach. A jeśli nawet cokolwiek zarobią, to potem znacznie większe pieniądze będą musieli wydać na odnowienie i wieloletnie pielęgnowanie tych powierzchni. Na tym właśnie polega zrównoważone i racjonalne gospodarstwo leśne, że musi zarabiać samo na siebie, aby lasy nie wyginęły.
– Czy obecnej katastrofie ekologicznej wywołanej przez kornika drukarza można było jakoś zapobiec?
Reklama
– Jedynym sposobem zapobiegania jest usuwanie pierwszych ognisk szkodnika. Gradacje – masowe pojawianie się kornika drukarza – w całej puszczy zdarzały się często, ale zawsze skutecznie im przeciwdziałano, oczywiście tylko poza Parkiem Narodowym, gdzie wszelka ingerencja jest niedozwolona. Puszczę gospodarczą skutecznie chroniono przed tym kornikiem, który nalatywał tu z parku. Aż do momentu, kiedy minister poprzedniego rządu zakazał wycinki w drzewostanach stuletnich, a potem jeszcze drastycznie obniżył etat cięć w nadleśnictwach puszczańskich. Te dwa posunięcia doprowadziły do katastrofy. Wielka gradacja ruszyła ok. 2012 r., gdyby wtedy zwalczano ją normalnymi metodami, to pewnie skończyłoby się na kilkuset hektarach, paru tysiącach metrów posuszu i sprawa byłaby opanowana. A dzisiaj stoi prawie 5 tys. ha martwego lasu.
– Ku uciesze ekologów możemy się pochwalić naturalnością tego lasu przed całą Europą!
– Dla niektórych ekologów dobry las to martwy las. Dla leśników dobry las to zdrowy las. Naszym obowiązkiem jest chronienie lasu. Dlatego minister Jan Szyszko, który jest leśnikiem, skierował do prokuratury wniosek w sprawie niegospodarności w Puszczy Białowieskiej i doprowadzenia do obecnej katastrofy z naruszeniem prawa, czyli obowiązującej ustawy o lasach. Ponadto tymi właśnie pseudoekologicznymi działaniami poprzedniego rządu została zagrożona ochrona obszarów „Natura 2000”, z czym Komisja Europejska prawdopodobnie będzie miała spory kłopot... Już dwa lata temu w Solidarności przygotowaliśmy manifest w obronie Puszczy Białowieskiej, w którym wskazaliśmy, że zagrożone są siedliska naturowe. Nowy rząd tę sprawę, mam nadzieję, doprowadzi do pomyślnego końca.
* * *
Piotr Lutyk
Leśnik, specjalista w zakresie ochrony ekosystemów, wiceszef NSZZ „Solidarność” Ochrony Środowiska i Ruchu Obrony Lasów Polskich