Reklama

Niedziela w Warszawie

Antymatki

Grzegorz Łecicki

Marcin Żegliński

Grzegorz Łecicki

Z Grzegorzem Łęcickim, teologiem, kulturoznawcą i medioznawcą, profesorem Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, rozmawia Andrzej Tarwid

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

ANDRZEJ TARWID: – Pana najnowsza książka nosi tytuł „Antymatki”, a przecież w naszym kraju macierzyństwo opisuje się zwrotem „Matka-Polka”. Kim więc są antymatki?

GRZEGORZ ŁĘCICKI: – Poprzez wprowadzenie tego neologizmu chciałem zaakcentować negatywne formy realizacji macierzyństwa.

– W literaturze fachowej, ale i w życiu codziennym można usłyszeć takie pojęcia jak: „toksyczny człowiek” czy „toksyczni rodzice”. A jakie postawy okazały się główną „toksyną” w Pana pracy badawczej?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– W przypadku mojej analizy jest to z jednej strony nadopiekuńczość, a z drugiej zaborczość. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się, że to postawy skrajnie różne, to jednak obie pozbawiają dzieci wolności i samodzielności. W konsekwencji nie przygotowują młodego pokolenia do odpowiedzialnego życia w społeczeństwie.

– Nowatorstwo Pana podejścia polega jeszcze na tym, że osoby badane to gorliwe w swoim mniemaniu katoliczki. Dlaczego zajął się Pan właśnie nimi?

– Zastanawiało mnie, jak to jest, że kobieta uczestnicząca nawet gorliwie w praktykach religijnych, za progiem kościoła jest katem dla swojego dziecka, synowej lub zięcia.

– Co można powiedzieć o tej pseudoreligijności antymatek?

– To nie jest chrześcijańska gorliwość, lecz coś niezwykle fałszywego. Jedna z owych antymatek powiedziała mi na przykład, że jej zdaniem papież często się myli.

– Niech zgadnę, ta kobieta oczywiście wie wszystko lepiej...

– ...nie tylko wie lepiej od papieża, ale też umiałby wszystko sprawniej poprowadzić i zorganizować w Kościele. Jeśli zaś chodzi o wnioski bardziej generalne, to myślę, że fałszywa religijność antymatek w swojej istocie polega na tym, iż one wszystkie jak ognia boją się sakramentu pojednania.

– Dlaczego?

– Ponieważ w konfesjonale trzeba wyznać grzechy, a więc oskarżyć siebie samą. A one są przecież wspaniałe, doskonałe i wiedzą wszystko najlepiej.
Typowa antymatka najpierw mówi, że dla niej bogiem jest dziecko. Ale tak naprawdę ona dąży do tego, aby być bogiem dla dziecka. W takiej konstrukcji religijność staje się narzędziem propagandy i manipulacji, które taka matka stosuje wobec dziecka poprzez szantaż emocjonalny.

– Dzięki książce kapłani i teolodzy mają nad czym rozmyślać, aby uzdrowić wiarę takich osób. Ale przecież toksyn nadopiekuńczości i zaborczości doświadczają także osoby niewierzące. Może nawet częściej.

– Opisując zaborczość i nadopiekuńczość rodziców, a szczególnie matek, odniosłem wrażenie, że tego rodzaju zachowania charakterystyczne są dla mentalności i obyczajowości neopogańskiej.

– A czy nie jest to wynikiem tego, że w dzisiejszych czasach rodzice próbują jedynie uchronić dziecko przed trudnościami czy niebezpieczeństwami, których nie było w ich młodości?

– Pewnie też tak jest. Tylko że problemem nie jest to, że chce się chronić dziecko, bo to jest naturalne i rodzice są do tego powołani.

– W czym więc tkwi istota popełnianego błędu?

– W tym, że dorośli przyjmują fałszywą perspektywę chronienia dziecka przez całe jego życie. Roztropni rodzice mają nauczyć je tego, aby w przyszłości ono umiało ochronić siebie.

– W książce dowodzi Pan, że pobłażanie córce czy synowi może ostatecznie powodować „usidlenie dziecka i jego wewnętrzne zniewolenie”. Gdzie jest więc granica między dobrą a złą relacją?

– To bardzo trudne, bo każdy z nas jest niepowtarzalny. Nie ma więc jakiegoś jednego zdecydowanego schematu czy granicy. Jej określenie jest indywidualnym wyzwaniem dla każdej rodziny i każdej relacji ojcowskiej oraz macierzyńskiej.

– Jakie prawdopodobnie relacje z innymi będzie miał człowiek, który w dzieciństwie był wychowywany przez antymatkę?

– Dzieci wychowywane w duchu nadopiekuńczości i zaborczości przyjmują w dorosłości dwie główne postawy. Pierwsza to nienawiść wobec kobiet. Bo jak się ma do czynienia z toksyczną matką, to uważa się, że wszystkie kobiety są takie same, czyli koszmarne. Skutkiem tego może być odcięcie się od wszystkich innych kobiet, sympatii czy narzeczonych.

– I co dalej robi taka osoba?

– Zazwyczaj szuka jakieś wspólnoty. Czasami nawet zakonnej czy seminaryjnej, gdzie idzie nawet bez powołania.

– Jednak większość takich osób zawiera związki małżeńskie, co wtedy?

– Rozpieszczane dzieci nie są nauczone zmagania się z życiem. Kiedy po ślubie zderzą się z rzeczywistością dnia codziennego, to często sobie nie radzą. W efekcie rozwodzą się, nie patrząc na to, że decyzją tą czynią krzywdę współmałżonkowi i dziecku. Robią tak, bo najważniejsze dla nich jest własne „ciepełko”.

– To pierwsza postawa wynikła z nadopiekuńczości, ale powiedział Pan, że jest i druga. Na czym ona polega?

– Druga postawa polega na tym, że osoba wychowywana w sposób nadmiernie emocjonalny i troskliwy sama potem żąda, aby wszyscy tacy byli. A przecież w dorosłym życiu trzeba samemu pójść po węgiel, bo już mamusia nie pójdzie. Samemu sprzątnąć, wyprać, ugotować itd.

– Na ten „węgiel” trzeba najpierw zarobić. Czy taka osoba potrafi odnaleźć się w pracy zawodowej?

Reklama

– Z reguły trauma jest zbyt silna. Dziecko wie, że jest zawsze gorsze niż matka. Jeśli ktoś miał to wmawiane przez 20-30 lat, to nawet jak pójdzie do pracy i zrobi superwynalazek, to będzie bał się wejść w konkurencję z innymi, bo będzie się czuł gorszy od nich.

– W dzisiejszych czasach można się wyprowadzić.

– Zaprzyjaźniony zakonnik zwrócił mi uwagę na konieczność podkreślenia nowego zjawiska, jakim jest wirtualna pępowina. Fizyczna obecność matki nie jest już potrzebna w dobie komunikacji cyfrowej oraz poczty elektronicznej.

– Czyli trauma, choć to bardzo mocne słowo...

– ...niestety, z moich wywiadów z takimi osobami wynika, że element obniżenia wartości jest u nich makabryczny.

– Jedną z najtrudniejszych relacji między matką a dzieckiem opisanych w książce jest syndrom matki jedynaka. Udowadnia Pan, że syndrom ten może mieć miejsce także w rodzinie wielodzietnej. Co więc jest głównym mechanizmem prowadzącym do tej patologii?

– Kiedy rozmawiałem z rodzeństwami, to podczas jednego z takich wywiadów kobieta nagle powiedziała: „Brat się wyprowadził, bo wiedział, że matka jest zaborcza”. W domu została więc dziewczyna i to ona stała się ofiarą. Oznacza to, że syndrom jedynaka nie jest zależny od liczby dzieci. Jego przyczyną jest natomiast nadopiekuńcza i zaborcza matka.

– Co jest z mężczyznami w takich rodzinach? Dlaczego antymatki nie napotykają jakiegoś oporu ze strony ojców?

– Już sam dobór mężczyzn i kobiet w takich związkach jest bardzo skomplikowany. Kiedyś opisywałem przypadek, gdy kobieta potrafiła powiedzieć swojemu narzeczonemu, że po ślubie najważniejszy w jej życiu będzie nadal jej ojciec. Inna natomiast mówiła, że obowiązki wobec matki będą dla niej zawsze na pierwszym miejscu. To pokazuje, że mężczyźni nie zwracają uwagi na relacje, jakie panują w rodzinach ich narzeczonych. W efekcie do końca nie rozpoznają także charakteru i osobowości swojej przyszłej żony.

– A jak już są małżeństwem i mają dzieci, to facet się wycofuje z roli ojca?

– Tak, bo antymatki mają piekielną inteligencję w dostrzeganiu swoich ofiar, którymi są także mężowie. Ona najpierw mówi mu: ty przynoś pieniądze i zarabiaj, a ja się zajmę domem i wychowaniem. Kiedy on da się na to nabrać – a nierzadko robi tak z lenistwa – to po 15 latach wspólnego życia dostrzega, że oddaje wypłatę i w domu nie ma nic do powiedzenia.

– W Polsce rośnie liczba rozwodów. Ich skutkiem jest to, że coraz więcej dzieci wychowuje się bez ojca. Skąd one czerpią wzorce, skoro nie z domu?

– W dużej mierze z grupy rówieśniczej. A także od dalszej rodziny oraz z mediów.

– Zatrzymajmy się na tym ostatnim aspekcie. W książce ilustruje Pan pewne patologie rodzinne odniesieniami do filmów. Jakie wzory relacji małżeńskich i rodzinnych są we współczesnych polskich filmach i serialach?

– To złożony problem, bowiem filmowcy dostrzegają pewne zjawiska bardzo szybko i niemal natychmiast reagują na sytuacje, które są nieprawidłowe. Taki przekaz medialny nie pokazuje jednak przyczyny. On jedynie coś ważnego rejestruje.

– Na przykład?

– Można na przykład powiedzieć, że w „Rodzinie zastępczej” czy „Rodzince.pl” niektóre wzorce są bardzo fajne, jeśli chodzi o pokazywanie miłości, małżeństwa, wychowania, itd. Ale trzeba pamiętać, że to jest tylko pewna ilustracja. W żadnym natomiast przypadku nie jest to przewodnik, bo fikcja nie może być takim przewodnikiem.

– Gdzie jest więc ten przewodnik?

– Marzy mi się, byśmy jako wspólnota wierzących lepiej poznali myśl wybitnych chrześcijańskich pedagogów. A to dlatego, że Kościół mówi o życiu prawdziwym opartym na wzorcach Świętych.

– Przejdźmy więc do teologicznej warstwy książki „Antymatki”. Zaczyna się ona od motta C.S. Lewisa „Nie można kochać w pełni innego stworzenia, dopóki nie pokocha się Boga”. Czyli kluczem do zdrowych relacji rodzinnych jest prawdziwa wiara?

– Zdecydowanie tak. To właśnie praktyczne odejście od wizji religijności chrześcijańskiej, czyli zrozumienia osobowej relacji między mną a Panem Bogiem powoduje, że również relacje z ludźmi zostają zachwiane. Dlatego przypomnę, że zarówno pierwsze przykazanie Dekalogu, jak i nauczanie Chrystusa pokazują nam, że zmiana hierarchii miłości powoduje fałszywą sytuację i niezdolność do autentycznego miłowania bliźnich. Dopiero bowiem postawienie Boga na pierwszym miejscu w swoim sercu i umyśle umożliwia nam realizację przykazania miłości i prawidłowe relacje wobec bliźnich.

– Kluczem do naprawy relacji w rodzinie jest więc nawrócenie się, a potem życie prawdziwą wiarą, a nie własnymi urojeniami na jej temat. Ale co jeszcze można zrobić, aby np. zdiagnozować problem, bo chyba większość rodzin ma problem z oceną własnej sytuacji?

– Jeśli ktoś nie wie, dlaczego jego relacje z dziećmi zgrzytają, czasem nawet z prozaicznych powodów, to polecam mu wizytę w chrześcijańskiej poradni rodzinnej. Pracujący w niej psycholog pomoże w diagnozie. Pokaże, że nie trzeba przebudowywać całego domu, ale wystarczy otworzyć mały lufcik, przez który wleci świeże powietrze uzdrawiające całą rodzinę.

Podziel się:

Oceń:

+1 -1
2017-02-01 13:32

[ TEMATY ]

Wybrane dla Ciebie

Święte i bardzo potrzebne miejsce

Ks dr Józef Tomiak

Archiwum Sanktuarium

Ks dr Józef Tomiak

Z ks. dr. Józefem Tomiakiem, kustoszem sanktuarium Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej w Rokitnie, rozmawia Edyta Hartman.

Więcej ...

Bratanek Józefa Ulmy o wujku: miał głęboką wiarę, silny moralny kręgosłup i niezależność myśli

2024-03-24 08:43
Wiktoria i Józef Ulmowie

Zbiory krewnych rodziny Ulmów

Wiktoria i Józef Ulmowie

Bratanek błogosławionego Józefa Ulmy, Jerzy Ulma, opisał swojego wujka jako mężczyznę głębokiej wiary, którego cechował mocny kręgosłup moralny i niezależność myśli. O ciotce, Wiktorii Ulmie powiedział, że była kobietą niezwykle energiczną i pełną pasji.

Więcej ...

Nowi kanonicy

2024-03-28 12:00

Karol Porwich/Niedziela

Podczas Mszy Krzyżma bp Tadeusz wręczył nominacje i odznaczenia kapłanom diecezji.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Dziś Wielki Czwartek – początek Triduum Paschalnego

Kościół

Dziś Wielki Czwartek – początek Triduum Paschalnego

Triduum Paschalne - trzy najważniejsze dni w roku

Triduum Paschalne - trzy najważniejsze dni w roku

Postawiono zarzuty ks. Michałowi O.

Kościół

Postawiono zarzuty ks. Michałowi O.

Roxie Węgiel: Wiara w Boga wyznacza mi kierunek życia

Wiara

Roxie Węgiel: Wiara w Boga wyznacza mi kierunek życia

Bratanek Józefa Ulmy o wujku: miał głęboką wiarę,...

Kościół

Bratanek Józefa Ulmy o wujku: miał głęboką wiarę,...

Jak przeżywać Wielki Tydzień?

Wiara

Jak przeżywać Wielki Tydzień?

Przewodniczący KEP: rozpoczynamy dziewięcioletnią...

Kościół

Przewodniczący KEP: rozpoczynamy dziewięcioletnią...

W internecie pojawiło się nieznane dotąd nagranie...

Kościół

W internecie pojawiło się nieznane dotąd nagranie...

Abp Galbas: Mówienie, że diecezja sosnowiecka jest...

Kościół

Abp Galbas: Mówienie, że diecezja sosnowiecka jest...