Rzadko udaje się wrócić do przeszłości, a próby robienia tego na siłę kończą się najczęściej wielką porażką. „Trainspotting 2” Danny’ego Boyle’a, nawiązujący do kontrowersyjnego filmowego przeboju sprzed lat, może aż taką porażką nie jest, ale do sukcesu mu daleko. Konstrukcyjnie i realizacyjnie nie jest zły – jak chyba wszystkie filmy Boyle’a, z wielokrotnie nagrodzonym „Slumdog. Milioner z ulicy” włącznie – ale jest filmem wtórnym. Pierwsza część, z połowy lat 90. ubiegłego wieku, opowiadająca o zachłyśnięciu się młodością, trafnie portretowała świat widziany oczami dwudziestolatków. Druga część nawet nie próbuje mierzyć się z oryginałem – jest nostalgiczną podróżą do czasów młodości. Nie mówi niczego, czego nie moglibyśmy się spodziewać: wiemy, że zwykle dorosłość rozczarowuje, a marzenia rzadko się spełniają. Bohaterowie pierwszej odsłony filmu w drugiej się zestarzeli. Starają się odgrywać dorosłe role, ale do nich nie dojrzeli. Trzeciej części nie będzie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu