Jestem w rodzinie tym, który myśli racjonalnie, podczas gdy moja żona jest osobą uduchowioną, troszczącą się o rozwój religijny naszych dzieci. Przyznam się szczerze: nie zawsze byłem praktykujący. Podczas choroby Matteo ona długie dni spędzała przed grobem Ojca Pio i chodziła od drzwi do drzwi, by prosić wszystkich o modlitwę. Ja, chociaż jestem lekarzem, w momencie choroby syna stałem się zwykłym ojcem. Kiedy dotarliśmy do szpitala, podczas pierwszego badania Matteo zaczął mówić rzeczy bez sensu. Tak wydawało mi się wtedy. Potem okazało się, że one jednak mają sens. Mówił, że kiedy dorośnie, chce być bogaty, by pomagać biednym. Dzisiaj faktycznie to swoje bogactwo duchowe rozdaje niepełnosprawnym...
Przebywał w śpiączce farmakologicznej, serce przestało bić, nerki nie pracowały, monitor wskazywał, że 9 organów nie pracuje, a to w medycynie oznacza śmierć. Koledzy lekarze unikali mojego wzroku, ale nie odłączali Matteo od aparatury, jakby chcieli odłożyć tę powinność na później. Zaniechali właściwie reanimacji, bo organizm nie wykazywał żadnych reakcji. Mimo tego Matteo się obudził i – co najważniejsze – bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Podczas mojej pracy w szpitalu pacjenci wiele razy używali stwierdzenia, że ich uzdrowienie było cudem. Potem jednak okazywało się, że była to normalna poprawa zdrowia. Uzdrowienie Matteo początkowo zatrzymywaliśmy dla siebie, radując się, że syn żyje. Kiedy wiadomość rozniosła się i do szpitala przybył wicepostulator procesu kanonizacyjnego Ojca Pio, rozpoczęła się analiza uzdrowienia i komisja lekarska dowiodła, że jest ono niewytłumaczalne medycznie. Dzisiaj jako lekarz mam świadomość, że jest coś ponad medycyną... Wiele razy, kiedy natrafiam na trudności w leczeniu, zwracam się do Ojca Pio i proszę go o pomoc dla pacjenta.
Pomóż w rozwoju naszego portalu