Filip Wojciechowski to absolutna perła na naszej scenie klasycznej pianistyki. Uczestnik XIII Konkursu Chopinowskiego, laureat licznych konkursów klasycznych i jazzowych od lat należy do tych pianistów, którzy w domu są jedynie gośćmi. Występuje na estradach całego świata, genialnie łącząc wykonania zarówno klasyczne, jak i te wpisane w rys muzyki rozrywkowej.
Najnowsza płyta jego dorobku – „Komeda, Chopin, Wieniawski. Impresje na orkiestrę symfoniczną i kwartet jazzowy” dowodzi, że czasami takie stylistyczne rozdwojenie jaźni ma sens. Wystarczy wymienić nazwiska muzyków towarzyszących Wojciechowskiemu, aby zdać sobie sprawę, że za produkcją stoją nasze swingujące elity. Na saksofonach zagrał sam Henryk Miśkiewicz a sekcję rytmiczną współtworzyli: Paweł Pańta (kontrabas) i Czarek Konrad (perkusja). Ostatnia dwójka to laureaci nagrody Grammy, współuczestnicy sukcesu Włodka Pawlika. Ale projekt nie byłby tym, czym jest, gdyby nie gra znakomitej Orkiestry Słupskiej Filharmonii Sinfonia Baltica oraz wyborna orkiestracja i aranżacja jej dyrygenta – Bohdana Jarmołowicza. To on sprawił, że świat orkiestry symfonicznej i jazzowego zespołu łączą się tak pięknie, że nie czujemy (słyszymy) przysłowiowego szwu. Czy to w Komedowskich frazach (obok słynnej kołysanki z „Dziecka Rosemary” mamy nie mniej popularną balladę z filmu „Prawo i pięść”, „Svantetic”, a zjawiskowo wręcz wypada temat z „Po katastrofie” – równie piękna ballada), czy w rodzynku ze spuścizny Henryka Wieniawskiego (bardzo powściągliwa, daleka od rytmicznego szaleństwa interpretacja jego „Kujawiaka”), czy jak w „ujazzowionych” wersjach chopinowskich klasyków – Wojciechowski i jego kompani wypadają znakomicie. Nic dziwnego, z jednej strony mamy do czynienia z wybitnymi instrumentalistami, sama aranżacja zasługuje na stwierdzenie: palce lizać, z drugiej zaś Wojciechowski – że odwołam się do terminologii bokserskiej – „ma papiery” na granie tych fraz. Mnie przypada do gustu zwłaszcza Preludium e-moll, które tyle razy zostało „zamordowane” w parajazzowych interpretacjach, że sam fakt zachowania oryginalnej formy harmonicznej (normą jest upraszczanie w rytm słynnego Jakimowskiego „How Insensitive” wzorowanego na chopinowskiej kompozycji) zasługuje na brawa. Cały album zamyka Nokturn F-dur op. 15 nr 1, który pod palcami lidera projektu nabiera nowego kształtu.
Album to pochwała muzycznego piękna, gdzie wirtuozeria i wiedza tajemna muzyków jest na usługach tego, co określamy mianem muzycznego szlachectwa: artyzmu i powściągliwości. Pikanterii dodaje fakt, że nagranie to rejestracja koncertowa. Wielu może tylko marzyć o takim poziomie nawet w kontekście cyzelowanych rejestracji w nagraniowym studiu. Brawo!
Pomóż w rozwoju naszego portalu