Pora Paschy się zbliżała.
Z tej przyczyny ludność cała
Przychodziła do Świątyni.
Jezus też z uczniami swymi
Zawędrował w święte progi.
Patrzy, a tam... bycze rogi!
Skąd tu woły?! Skąd barany?!
Bardzo jestem rozgniewany!
Co tu robią ci bankierzy?!
Z domu Ojca nie należy
Robić ludzie targowiska,
A z przybytku pośmiewiska!
Troszkę wtedy się pogłowił
I ze sznurka biczyk zrobił!
Powyganiał do stodoły
Wszystkie owce oraz woły.
Z handlarzami tak bój staczał,
Aż im stoły powywracał,
Zaś bankierom, za ich żądze,
Na podłogę zmiótł pieniądze!
Ci krzyknęli: - Jezu! Rety!
Jak znajdziemy te monety?
Śmiechu było co niemiara,
Bo się każdy bardzo starał
Grosza znaleźć jak najwięcej.
Lecz w pośpiechu i na prędce
Tak pieniążków swych szukali,
Że... głowami się stukali!
Gospodarze tej Świątyni
Do Jezusa się zwrócili:
Musisz mieć szerokie plecy,
Skoro czynisz takie rzeczy!
Bo to dom jest Ojca Mego!
Nie pozwolę drwić tak z Niego! Zburzcie tylko tę Świątynię,
A Ja w trzy dni tak uczynię,
Że z powrotem będzie stała!
- Mowa Twoja przemądrzała!
Wszak wie o tym cały świat,
Iż czterdzieści i sześć lat
Budowano ten dom Boży!
Ty w trzy dni chcesz go odtworzyć?
Byłby to nie lada cud,
A to może - tylko Bóg!
Jednak On w opowiadaniu
Mówił o swym Zmartwychwstaniu.
Z tego i uczniowie sami
Sprawy sobie nie zdawali!
Mija lat już dwa tysiące,
Dalej ludziom świeci słońce.
Jest też i Jerozolima,
A czy stoi w niej Świątynia?
Pomóż w rozwoju naszego portalu