Już czas
Reklama
Rokitniańska kalwaria, którą wraz z grupą pielgrzymów postanowiła przejść, rozpoczynała się przy jez. Lubikowskim. Latem zapewne rozciąga się stąd piękny widok na lśniącą taflę wody. Wież rokitniańskiego
sanktuarium nie widać. Skrywają je pagórki, wśród których biegnie czterokilometrowa trasa wytyczona przez 32 krzyże. Maria Magdalena zatrzymuje wzrok na pierwszym z nich. Nieopodal buduje się pierwsza
kaplica: z ziemi dopiero wyrastają mury Wieczernika. Tu zaczęła się droga Chrystusa ku Golgocie. Tu po raz ostatni zgromadził On wokół siebie wszystkich uczniów.
Czas wyruszyć w drogę. Czas, by z perspektywy dwóch tysięcy lat spojrzeć na wydarzenia, których wówczas nie rozumiała, które napełniały ją beznadziejną rozpaczą. Wtedy bowiem nie wiedziała - bo skąd
niby miała wiedzieć - że przelana krew Jezusa stanie się ożywczym tchnieniem i źródłem, które rodzi nowe życie.
Ogrójec, pojmanie, rozmowa z Piłatem, krzyki mieszkańców Jerozolimy: "Na krzyż z nim". Obrazy te wróciły do niej, a wraz z obrazami wzrastające przerażenie. Wiedziała jednak, że musi tę drogę przejść
raz jeszcze. Maria Magdalena jednak zamiast drzew oliwnych zobaczyła przed sobą sosnowy las, zamiast murów Pretoriom Piłata - jedynie polne kamienie, zamiast rozkrzyczanego tłumu - skupione twarze pielgrzymów.
To dodało jej odwagi. Osąd Jezusa stał się jakby jej własnym osądem. Zobaczyła w twarzy Jezusa swoją twarz, swoje słabości, swoje grzechy, swoje przewinienia. To za nie skazali Tego, który sam przecież
był bez winy, co więcej, kiedyś jej wybaczył jej własne i powiedział: "Idź i nie grzesz więcej".
Zdarte kolana
Z zadumy nad swoim życiem wyrwał ją piekący ból. Nie spostrzegła nawet, gdy potknęła się o bruzdę ziemi i upadła na kolana. Wstała i spojrzała na kolejny mijany krzyż w polu: "Powstający z upadku". Ile
tak naprawdę tych upadków było? Próbuje sobie przypomnieć. Pierwszy był zaraz za Pretoriom Piłata, gdy żołnierze popchnęli Jezusa, by szedł szybciej, a On stracił równowagę i upadł. Wstał jednak i spokojnie
szedł dalej. Drugi raz upadł, gdy biegające wokół eskorty dzieci przewróciły stragany z owocami i pod nogi Skazańca potoczyły się dojrzałe brzoskwinie. Droga była długa i Jezus jeszcze wiele razy zdzierał
kolana na kamieniach. Maria Magdalena pamięta kobietę, która ocierała twarz Jezusa z potu (ona sama nie zdobyła się na odwagę, by do Niego podejść), pamięta młodego, silnego człowieka, który Mu pomagał,
gdy po którymś już z kolej upadku Jezus nie mógł wstać z ciężarem krzyża na plecach. A ona wciąż nie miała odwagi podejść bliżej, nie miała odwagi pokazać, że tu jest, że Jemu towarzyszy.
W oddali zobaczyła wieże sanktuarium Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej. Tak, Maryja się nie bała. Teraz, tak jak wtedy, milcząco towarzyszy swojemu Synowi. We wzroku Maryi nie dostrzegła rozpaczy
a miłość. Skąd Ona bierze siły, by się nie poddawać? Podążyła za wzrokiem Maryi i spostrzegła wzrok Jezusa. W oczach Matki odbija się miłość płynąca z twarzy Syna.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Rewolucja
W czasie drogi od czasu do czasu słońce pokazywało się zza chmur. Wcale nie robiło się wtedy cieplej, ale marznący deszcz przestawał padać. Teraz jednak powoli słońce chowało się już za horyzont. Nadchodził
wieczór. Oczy Marii Magdaleny wypełniły się łzami. Pamięta jak przed wielu, wielu laty mrok ogarnął ziemię, gdy Jezus zawisł na krzyżu. Wówczas nie mogła na to patrzeć. Odwróciła głowę i chciała uciekać.
Ale przy krzyżu zobaczyła Maryję. To dodało jej sił. Została. Teraz stoi wraz grupą ludzi w pustym polu. Przed nią wbity w ziemię drewniany krzyż. Jej rozważania przerywają głośno wypowiadane słowa: -
Mądrość wypływająca z krzyża jest mądrością, która dokonuje przewrotu w naszym życiu. Krzyż Chrystusa piętnuje wszystkich, którzy pogardzają człowiekiem ubogim i prostym.
Jakiej rewolucji krzyż dokonał w jej życiu? Czy przyniósł coś oprócz bólu, rozgoryczenia, smutku, rozpaczy? Czy patrząc na śmierć Jezusa tliła się w niej nadzieja? Nadzieja wbrew wszelkiej nadziei?
Ku własnemu zaskoczeniu spostrzegła, że tak. Jej serce przepełniał nie tylko ból, ale i szczery żal, nie tylko smutek nad losem Jezusa, ale i prawda jej całego życia. Powoli rodziło się w niej pragnienie
przemiany... Zwłaszcza dziś. Z perspektywy dwóch tysięcy lat widziała więcej, nade wszystko widziała, że nic na Golgocie się nie skończyło (może poza jej ludzkimi oczekiwaniami), a tak naprawdę wszystko
się dopiero miało zacząć. Widomym znakiem, że tak jest, były mury rokitniańskiej bazyliki, które przed sobą widziała.
Powrót
Pustka śmierci wydawała się nie do pokonania. Po ludzku nie do pokonania. Maria Magdalena nawet nie przypuszczała, że pustkę śmierci może wypełnić inna pustka - pustka grobu! Gdy w niedzielny poranek
szła do miejsca, gdzie złożono ciało Jezusa, z daleka zobaczyła odsunięty kamień od grobu i pomyślała, że serce z niej wyskoczy. Sto jeden myśli kołatało jej się w głowie. Spodziewała się najgorszego...
Tego, co potem się stało, do tej pory nie potrafi ogarnąć, nie potrafi precyzyjnie opowiedzieć. Wie tylko, że zamiast pustki pojawiło się światło, zamiast przerażenia pokój, zamiast niepewności słowa:
On Zmartwychwstał! Ta wiadomość, ta prawda, to odkrycie wypełniło ją całą. Chciała biec, chciała krzyczeć, chciała wszystkim o tym opowiedzieć. Wtem wokół niej rozległ się potężny śpiew: "Zmartwychwstał
Pan, Alleluja!". A na wiśniowym drzewie nieopodal budującej się kaplicy Zmartwychwstania zauważyła rodzące się bardzo malutkie jeszcze pąki kwiatów. Pascha. Przejście z ciemności do światła, ze śmierci
do życia, z zadumy do radości. Ale na tym nie koniec. Trzeba iść dalej i dalej. Po stopniach prowadzących do sanktuarium weszła na plac wokół kościoła, stamtąd do środka bazyliki. Pod obliczem Pani Cierpliwie
Słuchającej - tabernakulum. Tam na nią czeka. Od dwóch tysięcy lat. Zawsze będzie na nią czekał. Na każdy jej powrót...