KATARZYNA DOBROWOLSKA: – Jak dziś piją Polacy? Co decyduje o pogłębianiu się problemu alkoholowego w społeczeństwie? Dostępność, moda, sposób odreagowania na stres, tempo życia czy słabsza psychika?
Reklama
DR. DARIUSZ ZWIERZCHOWSKI: – Przez wiele lat spożycie alkoholu utrzymywało się w granicach dziesięciu litrów czystego spirytusu na jednego mieszkańca. W ciągu ostatnich lat nastąpił przyrost o około dwa litry. Proporcjonalnie do spożycia alkoholu zwiększają się problemy alkoholowe. To niepokoi. Dominującym napojem alkoholowym jest piwo (ponad 50 proc. w strukturze spożycia). 47 proc. konsumentów alkoholu wypija 5 procent alkoholu, po drugiej stronie – 19 proc. to osoby bardzo toksycznie pijące i szkodliwie – wypijają dwie trzecie całego alkoholu, tj. 70 proc. Jest to ponad 3 mln osób. Uzależnionych szacuje się od 600 do 800 tys. Wiek inicjacji alkoholowej od lat jest podobny, natomiast bardzo niepokoi traktowanie picia alkoholu w sposób luzacki, bez refleksji dotyczącej możliwości uzależnienia. Profilaktyka polska wskazuje na czynniki chroniące i odkrywanie czynników zagrożenia. Idea jest taka, aby wzmacniać czynniki chroniące, wśród nich jest kilka takich cech: zasoby osobiste, środowisko rodzinne, tradycje, szkoła, wiara i praktyki religijne.
Dostępność do alkoholu fizyczna i ekonomiczna wpływa na ilość spożycia. Dlatego ktoś musi podjąć niepopularne decyzje, bo to jest troska o trzeźwość. Mniejsze spożycie będzie skutkowało choćby mniejszą liczbą nietrzeźwych kierowców. Nie tak dawno takie zmiany zaszły na Litwie, która była niechlubnym liderem w spożyciu alkoholu w Europie. W ciągu dwóch lat udało się zmniejszyć ten problem. Rzeczywiście trudy życia powodują, że jest w nas więcej emocji. Jedni sobie z nimi radzą, inni nie. W nowym katalogu słownym pojawiło się takie określenie jak „reset”, „muszę się zresetować” – czyli muszę się napić. To jest najprostsze odreagowanie, ale i bardzo niebezpieczna droga.
– Co odbiera alkohol? Jakie są koszty społeczne tego problemu, dotykającego przecież tysiące polskich domów?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Eksperci WHO opracowali czynnik „utraconych lat pełnosprawności”. Dla nadużywających alkohol obliczyli że jest to 9,2 lat, dla palących 12 lat. A ponieważ picie z paleniem idzie w parze, ten problem kumuluje się. Obok rozbitych relacji, rodzin, zniszczonego życia i zdrowia, nadużywanie alkoholu w Europie kosztuje 155,8 mld euro rocznie. Mówimy o wszystkich kosztach wynikających z picia: naruszenia prawa i porządku publicznego, wypadkach, agresji, problemach w pracy, kosztach związanych z leczeniem chorób wynikających z nadużywania alkoholu, problemach pijącej młodzieży. Warto dodać, że od 8-12 proc. funduszy NFZ idzie na niwelowanie skutków picia alkoholu.
– Mówi się że alkoholizm to „choroba duszy”. Zgadza się Pan z tym określeniem?
Reklama
– Duchowość jest bardzo ważna. Człowiek to istota psychobiospołeczna. Kultywowanie takiej wartości jak miłość może odbywać się tylko na gruncie relacji z drugim człowiekiem. Uzależnienie od alkoholu można upatrywać w kategorii uszkodzonych relacji, ponieważ człowiek nawiązuje silne relacje z alkoholem, a to powoduje że odsuwa się od ludzi, nawet od swoich najbliższych. Kiedy odsuwa się od swoich bliskich, popada w jakiś rodzaj samotności. Im bliżej narkotyków, alkoholu tym większa samotność. Kiedy człowiek żyje samotnie nie ma możliwości kultywowania miłości wobec bliźniego swego, ponieważ nie uczy się i nie potrafi ani dawać, ani brać. Czasami widać pozornie, że rodzina, w której jest nadużywany alkohol funkcjonuje w miarę poprawnie. Dopiero na terapii chorzy zauważali, że kiedy pili, byli głównie zainteresowani alkoholem. Odkrywali to w procesie zdrowienia. Inaczej przeżywa się rodzinne role, ojcostwo, małżeństwo będąc trzeźwym – podkreślają.
Zmiana w życiu duchowym jest fundamentem trzeźwości – mówi wielu ekspertów. Trzeba naprawić relację ze sobą samym, z innymi ludźmi i z Bogiem. Trzeba przebudować świat wartości. Według moich badań, w okresie picia najważniejsze są: alkohol, pieniądze, seks, wolność, używanie. Po przebudowie wartości najważniejsze są: rodzina, miłość, godność, praca, wolność.
– Od czego zależy powodzenie w leczeniu?
Reklama
– Choroba alkoholowa ma bio-psychospołeczny model – oznacza to, że uszkodzenia, jakie powoduje dotyczą wszystkich obszarów życia człowieka – wyjaśnia nurt psychoterapii uzależnienia i polska koncepcja prof. Melibrudy. Kluczem do rozwiązania problemu uzależnienia są mechanizmy tej choroby, które najbardziej zainstalowane są w życiu psychicznym człowieka. To w tych mechanizmach upatruje się opór przed terapią, niechęć w podejmowaniu leczenia. Uzależniony decyduje się na leczenia dopiero po jakichś dramatycznych wydarzeniach typu: zagrożenie życia, rozpad rodziny, skomplikowana sytuacja prawna. Istnieje prawo jednej trzeciej skonstruowane przez amerykańskich naukowców. Osoby kończące terapię dzielą się na trzy kategorie pacjentów: są to ci, którzy zaprzestają całkowicie pić, inni to ograniczający picie i trzecia grupa nic nie zmienia. Ono się w jakiejś części sprawdza. Do systemu lecznictwa trafia około jedna trzecia pacjentów, którzy powinni tam trafiać. I z tej grypy jakiś odsetek kończy terapię. Co roku w Poradni Leczenia Uzależnień przyjmujemy ponad tysiąc osób uzależnionych. W tym roku może to być tysiąc dwieście osób.
Wszystko sprowadza się do wewnętrznej motywacji, którą człowiek zbuduje lub nie zbuduje. Najbardziej wyraziści w społeczeństwie są alkoholicy, którzy spędzają dużo czasu z butelką przed sklepami. Chociaż w przebiegu swojej choroby mieli wiele momentów wskazujących na to, że powinni poczuć potrzebę zaprzestania picia, a jednak tak nie jest. Nie znaleźli motywacji. To świadczy o tym, jak silne są mechanizmy choroby, że człowiek pomimo narastającego upadku i konsekwencji, nie zauważa potrzeby zmian. Odpowiada za to jeden z mechanizmów mówiący o zaburzeniu myślenia o sobie, o piciu i o świecie, pilnuje on żeby dalej pić. W trzeźwieniu potrzebna jest konsekwencja i dyscyplina, to jak z nauką języka obcego. Przez wiele lat osoba piła, nie umiała żyć w wolności bez alkoholu. Musi się nauczyć żyć w trzeźwości. Tę drogę abstynent pojmuje jako rodzaj obowiązku wobec własnej trzeźwości, to daje mu satysfakcję. Nie ma wtedy problemu z uczęszczaniem na grupę wsparcia, na mitingi AA związane z realizacją 12 kroków, które dotyczą rozwoju duchowego. Są tam takie reguły, które należy wdrażać przez całe życie. Trzeba mieć je głęboko w sercu, jak Dekalog.
– Dlaczego wybrał Pan zawód terapeuty uzależnień? Jak ten wybór wpłynął na Pana życie?
Reklama
– Moja historia dotyka mojego osobistego problemu. Byłem młodym mężem i stałem się młodym ojcem. Trudy, które wiązały się z nowymi rolami, przerastały mnie i szukałem jakiejś ulgi w alkoholu. Wcześniej miałem taką tendencję do wyboru środowiska i towarzystwa pijącego. W końcu doszło do tego, że groził mi rozpad mojej rodziny. To był sygnał, że muszę coś z tym zrobić.
Udałem się na terapię, to był 1988 r. Od tamtego momentu udaje mi się nie spożywać alkoholu. Początkowo moja aktywność wiązała się z działalnością Świętokrzyskiego Klubu Abstynentów „Raj”, a potem uzyskałem uprawnienia terapeuty uzależnień. Do Klubu Abstynentów „Raj” trafiłem, kiedy on miał już cztery lata. Prowadził różne formy wsparcia abstynentów. To były płodne lata. Grupa kilkunastu osób była niezwykle aktywna w działalności klubu. Dostawaliśmy jedynie środki na utrzymanie lokalu i media, reszta opierała się na idei wzajemnej pomocy. Jeździliśmy na konferencje, nad wodę, na wypoczynek. Z tej grupy wyłoniła się grupa terapeutów, która pracowała i nadal pracuje w szpitalu w Morawicy. Następnie przyszedł czas na mój doktorat. Tytuł rozprawy brzmiał: „Sytuacja psychospołeczna alkoholików utrzymujących abstynencję”.
Jeśli zrozumie się ideę wychodzenia z nałogu, to ona bardzo ściśle wiąże się ze zmianami w życiu. Tak było też w moim przypadku. Te zmiany wiążą się podążaniem ścieżką własnego rozwoju. Rozwój pieczętuje trwałość abstynencji. Człowiek, kiedy się rozwija, doświadcza jakichś sukcesów osobistych i satysfakcji. To go motywuje do stawiania kolejnych kroków. Dochodzi się do takiej sytuacji, że myśli sobie: wreszcie żyję tak, jak chciałem. Powrót do nałogu jest bezsensem. Funkcjonowanie w trzeźwy sposób życia powoduje, że wzrasta poczucie sensu. Życie stabilizuje się po pięciu latach abstynencji. Czy to trudne? Na początku wręcz niewyobrażalne, ale kiedy pytamy po latach ludzi, czy było trudno, mówią, że abstynencja była łatwa.
– Jak widzi Pan dziś rolę Kościoła w kształtowaniu postaw trzeźwości? Jako terapeuta uzależnień czego oczekiwałby Pan od proboszczów?
– Kościół katolicki w Polsce ma ogromne sukcesy w walce o trzeźwość. Kiedy w XIX wieku spożycie alkoholu było na bardzo podobnym poziomie do dzisiejszego (10 litrów na wsi i 20 litrów w mieście na osobę), zaczęły powstawać Bractwa Trzeźwości. I w efekcie tej gigantycznej pracy Bractw spożycie alkoholu spadło najpierw w 1913 r. do 3,7 litra, a w 1933 r. wynosiło nawet poniżej jednego litra na jednego mieszkańca. Mówi się, że dzięki odbudowanej trzeźwości narodu Polacy mogli wybić się na niepodległość.
Dużo grup AA funkcjonuje przy parafiach. Niepijących alkoholików nie należy się bać. Zazwyczaj w społecznościach lokalnych odgrywają strasznie ważną rolę. Mamy takie przykłady, np. w miejscowości Bałtów, gdzie osoba wyszła z nałogu, a potem stanowiła oparcie dla walczących o trzeźwość i pomogła ponad dwudziestu uzależnionym. W tym roku z inicjatywy bp. Andrzeja Kalety zorganizowano spotkania terapeutów z księżmi z diecezji kieleckiej. Zachęcaliśmy ich do otwartości na grupy AA. To jest bardzo ważne, aby po terapii takie osoby miały blisko siebie jakiś system wsparcia, zwłaszcza w małych miejscowościach.