Bardzo lubię listopad. Może dlatego, że właśnie w tym miesiącu się urodziłam i w tym miesiącu są moje imieniny. I nie tylko moje, lecz także wielu bliskich mi osób. A więc to taki trochę mój miesiąc. Ale w sercu człowieka rodzi się także nostalgia, gdy spogląda na ostatnie jesienne liście, na gołe drzewa, czasem – pierwszy śnieg. Wracamy na jesieni do czasu normalnego, po okresie czasu letniego, gdy wszystko trzeba było robić o godzinę wcześniej i wmawiać sobie, że to jest prawdziwy czas.
Ileż to już lat minęło, odkąd na jednym z naszych redakcyjnych spotkań – a było to spotkanie wyjazdowe w Falenicy pod Warszawą – obecny wtedy z nami nieodżałowany bp Jan Chrapek odprawił dla nas Mszę św., podczas której modlił się w intencji mojej i ks. Grzegorza Dobroczyńskiego w dniu naszych imienin... Właśnie 17 listopada. Roku już nie pamiętam dokładnie, wspomnienie jednak niezapomniane...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
A w tym roku dostałam już kartkę z życzeniami od wiernego słuchacza – p. Tomasza z Kalisza, który napisał: „Bardzo dużo lat przeżyłaś i niejedno zobaczyłaś, przeszłaś wzloty i upadki, lecz pamiętasz słowa matki”... itd. Właśnie zdanie: „Przeszłaś wzloty i upadki” jakoś najmocniej do mnie przemówiło. Zawiera w sobie wszystko, czyli całe dziesięciolecia mojego życia, których sensem staram się wypełniać te moje felietony.
Bo teraz, gdy wypłynęłam już na spokojne wody starości, te minione wzloty i upadki to trochę jak widok fal morskich rozpryskujących się o spokojny, piaszczysty brzeg. Najwyżej mogą one zamoczyć moje stopy i zatrzeć ich ślad na piasku. I pozostaje tylko miłość, która wszystko wynagradza i tłumaczy, i wszystko usprawiedliwia.