Po raz pierwszy, i to nie dlatego, że nie mam weny, nie wiem o czym pisać. Czy o dramatycznej sytuacji, której nie warto pogłębiać, czy o radości, której mimo wszystko potrzebujemy jak powietrza? Za Romanem Brandstaetterem, gdzieś w głowie, próbuje poskładać w jedno Litanię do Ducha Świętego: Zstąp na ziemię samounicestwienia,/ na rakowate miasta i wsie,/ na trędowate domy,/ na zatrute zboża, ogrody i sady,/ na martwe rzeki i morza,/ i krąż nad nami, ludźmi chaosu (...) i wybaw nas/ od głupoty udającej mądrość,/ od kłamstwa udającego prawdę,/ od ślepoty udającej dalekowzroczność,/ od chamstwa udającego obrażoną godność,/ od fanatyzmu udającego wiarę,/ od brudu udającego czystość,/ od nienawiści udającej miłość,/ od niewoli udającej wolność,/ od obłudy udającej szczerość,/ od pychy udającej pokorę,/ od warcholstwa udającego odwagę,/od szatana, który mówi nie, a myśli tak, a mówiąc tak, myśli nie. Ojcze i Synu i Duchu Święty, przybywaj! I naucz, że zwykle docenia się to, za co się słono płaci. Jeśli jest za darmo, zwykle dla ludzi nie ma żadnej wartości…
Pomóż w rozwoju naszego portalu